środa, 11 września 2013

Rozdział 14

3 lipca 2011 roku

                                                                Kochany Pamiętniku


 "Jak ten czas szybko leci. Rok szkolny się wreszcie skończył i są wakacje. Nie wyobrażałam sobie, że z taką łatwością mogę skończyć klasę. Mimo wielkich zaległości na szczęście zdałam do ostatniej klasy. Szczerze mówiąc nikt nie zawracał sobie głowy moją ciążą. Przez kilka miesięcy non stop nie dawali mi spokoju ale już jest wszystko okej. Jak tylko Cassie pokazała się ze mną w szkole, inni zaczęli uważać na to co mówią. Chyba nigdy nie zapomnę sobie min tych tapeciar, jak Cass stanęła w mojej obronie, gdy ktoś mnie obraził. Uwielbiam ją. Zawsze jest przy mnie. Czasem mam wrażenie, że stara się aż za bardzo. Może dlatego, że czuje się winna? Nie chcę aby tak było. Jest na mnie trochę zła za to, że okłamałam  Nate'a. Na szczęście do teraz nie dowiedział się prawdy. Czuję się z tym okropnie. Skłamałam w końcu prosto w twarz osobie, którą kocham i która pomogła mi wyjść z depresji. Gdyby nie on... Nie wyobrażam sobie co by było. W każdym bądź razie między nami wszystko gra jak na razie. Nie wiem jak mam mu się odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie robi. Jak może kochać kogoś takiego jak ja? To zbyt piękne. Pomijając, że wyglądam teraz jak słoń. Dziewiąty miesiąc ciąży, daje o sobie znaki. Termin porodu za kilka tygodni, trochę się boję. Zwłaszcza, że Frank regularnie do mnie dzwoni. Pyta co u mnie, jak się czuję. Można powiedzieć, że się do niego przyzwyczaiłam. Ale wiem, że rozmowa przez telefon to co innego niż w realu. Nie wyobrażam sobie żeby móc z nim normalnie rozmawiać, śmiać się. To awykonalne.  Mówię mu, że wszystko w porządku. Nie chcę zaczynać kłótni ani robić problemów. Zostało tak mało czasu do porodu...."


 Skończyłam pisać i zostawiwszy pamiętnik na biurku poszłam na dół do kuchni. Jak co dzień rano, wyciągnęłam z górnej szafki nad kuchenką płatki i wzięłam z lodówki mleko. Moje śniadanie, zaczynało mnie powoli obrzydzać. Dzień w dzień to samo. Może to przez ciąże, ale nie potrafiłam jeść jakiś ciężkich dań na śniadanie. Zwykle prowadziło to do wymiotów. Mój brzuch był ogromny. Z wielkim trudem przychodziło mi nawet głupie wsiadanie do samochodu... Żenada.
 Po śniadaniu wróciłam do swojego pokoju aby się ubrać. Po dłuższym zastanowieniu, wybrałam jasnoniebieską sukienkę i białe balerinki. Nie przypominałam top modelki ale i tak wyglądałam nieźle. Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziesiąta. Postanowiłam wyjść na dwór, zaczerpnąć świeżego powietrza.
 Kiedy tak szłam wąskimi uliczkami nic nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że tu jestem i nic więcej. Kiedyś nienawidziłam wychodzić z domu. Ludzkie spojrzenia i obelgi wysyłane do mnie wzrokiem, przerażały mnie. Nie potrafiłam poradzić sobie z krytyką i z tym, że mają mnie za ladacznicę. Dzięki Nate'owi wszystko się zmieniło. Co kilka dni wyciągał mnie na spacer. Kazał dumnie unieść głowę i pokazać wszystkim innym, że mam ich gdzieś. W końcu mi się to udało. Teraz kiedy idę drogą, nie patrzą już na mnie źle. Patrzą ze zdziwieniem, bo wiedzą, że cokolwiek by nie powiedzieli, nie zrobili, to im się to nie uda. Zauważyli, że pokonałam słabość i mnie już nie złamią. Jestem silna.
 Gdy skręcałam w boczną ulicę, nagle zahaczyłam o coś ostrego przy bloku, i chwilę potem kawałek sukienki został rozerwany. Od ramienia po dekolt. Szybko zaczęłam się rozglądać czy nikt nie zauważył tego zdarzenia. W pobliżu nikogo nie zauważyłam.
 Okrywając się dłońmi na piersiach szybko odwróciłam się i skręciłam w lewo. W tym momencie poczułam mocne uderzenie. Fajnie. A myślałam, że nikogo nie ma w okolicy. Zawstydzona, okrywając się jeszcze bardziej, podniosłam wzrok by sprawdzić kim jest osoba, na którą wpadłam. Ku mojemu zdziwieniu, na moich oczach ukazał się przystojny szatyn z porażająco szarymi oczami. Na około 180 centymetrów wzrostu. Ciemna karnacja idealnie grała z jego brązowymi włosami, które były seksownie ułożone w nieładzie. Grzywkę zarzuconą na bok, olśniewały lekko złote pasma. Podejrzewałam, że zrobiły mu się od słońca. Fryzurę miał niczym chłopcy z One Direction, lecz w jego wykonaniu było wszystko o niebo lepsze.
 Chyba zauważył, że mu się przyglądał bo na jego policzkach pojawiły się rumieńce i nieśmiały uśmiech. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to pewnie dlatego, że stoję przed nim i praktycznie świecę cyckami.
 - Cześć... Ja ten, ja przepraszam za uderzenie. Bo wiesz, ja nie chciałam.- Skarciłam się w myśli za te słowa. Co to do cholery ma w ogóle być? Zachowuję się jak przedszkolak.
 - Cześć, część. Spoko nie ma sprawy. Tylko, wszystko gra?
 - Tak.- Jego pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu, i tylko taką odpowiedź umiałam wypowiedzieć.
 - Wiesz, nie wyglądasz na osobę, u której jest okej.- Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. Od razu mi się spodobał.
 - Co ty o mnie wiesz?- Odwzajemniłam mu tym samym.
 - Niewiele. Ale napewno to, że stoisz w miejscu publicznym półnaga, i rozmawiasz na środku drogi z nieznajomym.- W tym momencie uświadomiłam sobie, że stoimy na ulicy. Mimo to,  jak to u nas w mieście, nie specjalnie był ruch.
  Nowo poznany chłopak lekko mnie zawstydził co mnie zirytowało. Postanowiłam grać obojętną i wyjść z tego z twarzą.
 - Ojej, nie bądź taki nudny. W europie wszyscy we wakacje chodzą topless. Ja ponieważ mam swoje zasady ograniczam się do bielizny. Poza tym. Wiesz jak kobietom w ciąży jest gorąco? Muszę ograniczyć się do minimum, bo w innym przypadku ugotuję się na śmierć.- Po czym wymusiłam na mojej twarzy uśmiech. Miałam nadzieję, że to kupi.
 - Masz rację. Nie powinno się dyskryminować kobiet. To co ty na to, że odprowadzę cię do domu. Chyba stało ci się coś w szyję i wolę się upewnić, że dojdziesz bezpiecznie.
 - Słucham? Dlaczego sądzisz, że mam coś z szyją?- Zapytałam zdezorientowana.
 - Oj nie musisz udawać, wiem bo cały czas się za nią trzymasz. Z początku myślałem, że próbujesz się zasłaniać, co jest normalne u amerykanek, jednak po tym co powiedziałaś, doszedłem do wniosku, że pewnie  boli cię szyja, bo po cóż byś to trzymała ręce na piersiach? Przecież specjalnie chodzisz w samym biustonoszu po ulicy bo się nie wstydzisz.
 Nie powiem, zaimponował mi. Niezły z niego przeciwnik. Choć byłam zła jak osa, że tak mnie zmanipulował, nie chciałam dać za wygraną. Gdy tylko zobaczyłam na jego twarzy sarkastyczny uśmiech miałam ochotę walnąć mu w twarz. W tą jego cudowną, piękną twarz.
 - Wiesz, pójdę sama. Szyja nie boli tylko lekki skurcz mnie chwycił. Już jest okej.
 - Nie no wiesz... Ja mogę pomóc.- Z jego twarzy nie schodził uśmiech.
 Nagle poczułam mocny skurcz w podbrzuszu. Momentalnie upadłam na ziemie. Ból przy upadku na gołe kolana był niczym w porównaniu z tym co działo się wewnątrz mojego brzucha. Krzyknęłam.
 - Dzwoń po karetkę. -Nakazałam nowo poznanemu chłopakowi. Widziałam w jego oczach strach i panikę. Jednak posłusznie wykonał telefon. Po jakiś 5 minutach, które ciągły się mi w nieskończoność wreszcie się odezwał.
 - Czy-y ty... Czy ty rodzisz?- Jego głos się łamał. Nie do wiary! Faceci to takie tchórze. Już miałam mu odpowiedzieć, że to pewnie zwykłe skurcze, gdy nagle zorientowałam się, że puściły mi wody. Wystraszona zaczęłam głęboko oddychać. Przecież to niemożliwe! To za wcześnie.
 - Chyba tak.
 - Okej, no to... Wdech i wydech, głęboko oddychaj i no. Przyj.
 - Myślisz, że do cholery jasnej to takie proste?!- Wybuchłam.
 - No chyba nic w tym trudnego.- Znowu się zaśmiał. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, wiem tylko, że poczułam ogromny przypływ złości i chwilę potem moja pięść uderzyła go w krocze.
 - Przepraszam.- Powiedziałam, ale mimowolnie się uśmiechnęłam pod nosem. Należało mu się. Mimo, że właśnie rodziłam na ulicy, strasznie rozbawiła mnie sytuacja, gdy chłopak zwijał się z bólu.
 - Jak masz na imię?- Zapytałam kiedy skurcze ustały. Jeszcze nie były one regularne, więc starałam się wykorzystać jak najbardziej chwilę bez bólu.
 - Dave, a ty?- Odpowiedział patrząc mi prosto w oczy. W jego spojrzeniu było coś... Coś co sprawiało, że patrzył na mnie jak nikt inny przedtem. Nie znam tego spojrzenia.
 - Annie...- Z mojego gardła wydarł się kolejny krzyk. Na szczęście słyszałam już zbliżającą się karetkę. Poczułam ciepłą dłoń, oplatającą moją. Uniosłam wzrok do góry. Dave uśmiechnął się do mnie łagodnie, jakby chciał powiedzieć, że będzie przy mnie i wszystko jest w porządku. Odwzajemniłam uśmiech.
 - Więc miło mi cię poznać Annie.- Ostatnie słowa jakie od niego usłyszałam. Potem wszystko zagłuszył ambulans i lekarze krzątający się  koło mnie.

*********************************************************

Jak zwykle przepraszam za nieobecność moją tutaj, ale tak po prostu wyszło. Mam nadzieję, że rozdziałem nikogo nie zawiodłam i z góry uprzedzam, że nie wiem kiedy następny, gdyż mam teraz pełno nauki :) 

środa, 28 sierpnia 2013

Libstear Award

Hej wszystkim :)
Właśnie dowiedziałam się, że zostałam nominowana do Libstear Award przez Jowita G. Jeszcze nie za bardzo wiem o co chodzi ale już powoli kojarzę. Aby wytłumaczyć o co chodzi pozwolę zacytować sobie Jowita G


„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.''



Pytania od  Jowita G 

1. Jak długo już blogujesz?
- W sumie zaczęłam blogować 2,5 lata temu tylko że na innym portalu i inaczej to wyglądało. Na blogspocie jestem od paru miesięcy.

 2. Czemu założyłeś/łaś  swojego bloga?
- Żeby dzielić się z innymi tym co pisze. Chciałam aby ktoś ocenił, zauważył to co robię. Poza tym można spotkać nowych ludzi i zawrzeć nowe znajomości.

3. Co lub kto jest Twoją motywacją do dalszego pisania?
- Sama nie wiem, po prostu jest taki moment, w którym mam ochotę pisać. Przychodzi do mnie to samo i nie jestem w stanie tego przewidzieć.

4. Jakie jest Twoje hobby?
- Oczywiście pisanie opowiadać, czytanie książek, lubię też oglądać seriale i dobre filmy, uczyłam się grać trochę na keybordzie, trochę też rysuję postacie z mangi.

5. Ulubiona książka to...
- Seria Dom Nocy, Saga Zmierzch, Nieśmiertelni, Bogini Oceanu.

6. Książka czy film?
- Zależy. Czasem produkcja filmowa jest lepsza niż książka, ale to rzadko. Więc-książka.

7. Wiosna czy lato?
- Lato :)

8. Ulubiony zespół/ wykonawca?
- A mogę więcej? One Direction, Little Mix, Skillet, My Chemical Romance, Justin Bieber, Rihanna, Demi Lovato.

9. Ulubiona piosenka?
- "Scyscraper"- Demi Lovato

10. Ulubiony kolor?
- Nie przywiązuję do tego dużej uwagi ale chyba czarny.

11.  Największe marzenie?
- Chciałabym zwiedzić każdy zakątek świata, przeżyć jakąś fajną przygodę, której jeszcze nikt nie zaliczył :)



Ja nominowałam:



Pytania ode mnie

1. Jak długo prowadzisz bloga?
2. Piszesz jakieś opowiadania tylko dla siebie?
3. Jakie masz zainteresowania?
4. Co najbardziej lubisz w prowadzeniu bloga?
5. Jak opisałabyś swój wymarzony świat? 
6. Wolisz filmy czy książki?
7. Lubisz czytać blogi innych?
8. Co robisz kiedy nie możesz złapać weny/natchnienia?
9. Jakie jest twoje marzenie?
10. Prowadzisz bloga prywatnie czy ktoś z twojego otoczenia wie że to robisz?
11. Czego nie lubisz w ludziach? 

Jeśli akceptujesz nominację- napisz w komentarzu :)




 

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 13

                                                                                                         13 kwietnia 2011 roku

                                                       Kochany Pamiętniku


 "Wszystko powoli zaczyna się układać. Czuję to. Jest coraz lepiej. Razem z Cassie znów tworzymy zgrany team. Nie było łatwo odnowić nasze stosunki ale jednak się udało. Czuję, że cząstka mnie, która kiedyś mnie opuściła, na nowo znalazła miejsce w mojej duszy. Życie szybko mija, nie wolno tracić czasu na przemyślenia i smutek. Na następny dzień po wizycie u doktora, Cassie doradziła mi żebym zadzwoniła do Nate'a. Po dłuższym odwlekaniu, wreszcie się przełamałam i to zrobiłam. Nie wiem czego się bałam. Spotkaliśmy się w kawiarni na lodach i czas minął nam naprawdę fajnie. Mam wrażenie jakbyśmy się znali od zawsze. On jest taki beztroski. Wiecznie uśmiechnięty, pomaga mi. Jest idealny. Czasem czuję, że na niego nie zasługuję. Co do Frank'a to się nie odzywał. Słyszałam od jego kolegi, że wrócił już z urlopu ale nie planuje wracać do pracy. Nie rozumiem, ale nie chcę się w to wgłębiać. Muszę o nim zapomnieć, ale nie potrafię. Panicznie chcę wiedzieć co się z nim dzieje. Może to ze strachu? Sama nie wiem. Mam wrażenie, że za każdym razem gdy dzwoni telefon, dzwonek do drzwi to jest to Frank. Powoli mnie to już przerasta."

 Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam na biurko. Spojrzałam na zegarek. 9:46. Kurcze. Jestem już w szóstym miesiącu ciąży, co znaczy, że wszyscy panikują abym na siebie bardziej uważała. Czuję się jak królik w niewoli. Nie mogę wychodzić sama na dłuższe spacery, praktycznie w ogóle nie mogę sama wychodzić. Z racji tego,  że jestem młoda istnieje ryzyko poronienia. Z jednej strony staram się na siebie uważać jak tylko mogę, ale z drugiej... To trudne, odmawiać sobie tyle rzeczy. Muszę się przyzwyczaić do całkiem innego trybu życia. Do porodu zostały mi tylko 3 miesiące. Przewidywany termin porodu to 25 lipca, czyli już niedługo. Trochę się boję. Wszyscy powtarzają, że to normalne ale ja po prostu nie wiem co robić. Rodzic naturalnie, ze znieczuleniem czy cesarka? Tyle pytań roi się w mojej głowie.
 Z rozmyślań wyrwał mnie donośny dźwięk mojej komórki. Szybkim krokiem podeszłam do okna i podniosłam z parapetu telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, brak ID. Niezdecydowana nacisnęłam zieloną słuchawkę.
 -Tak?
 - Cześć Annie.- Po drugiej stronie usłyszałam niski, męski głos. To chyba jakaś ironia. Dopiero co o nim pisałam w pamiętniku a on już się pojawia na nowo w moim życiu.
 Po ciele przebiegł mnie zimny dreszcz. Starając się zapanować nad oddechem, przełknęłam głośno ślinę.
 - Czego ode mnie chcesz?
 - Porozmawiać.
 - Nie mamy o czym. Poniosło mnie, nie wiem co sobie wyobrażałam mówiąc ci o ciąży.- Powiedziałam na jednym wdechu.
 - Przepraszam, że zniknąłem ale to było dla mnie zbyt wiele. Najpierw zrobiłem ci krzywdę. Ja-a cię... Zgwałciłem...- Po drugiej stronie zapadła cisza. W oczach zajarzyły mi się łzy. Całą swoją siłą woli próbowałam powstrzymać płacz lecz to na nic. Każdy moment, w którym przypominam sobie tamten dzień, wywołuje u mnie falę negatywnych emocji. Cierpię za każdym razem tak jak za pierwszym. Nie da się wyobrazić tego, co przeszłam.
 - Naprawdę, nie musisz mi uświadamiać tego co mi zrobiłeś. Wiem to. Może nawet lepiej od ciebie. Jeśli chcesz w czymś pomóc to po prostu zniknij z mojego życia. Nie dzwoń, nie pokazuj mi się na oczy. Nigdy więcej.- Wycedziłam przez zęby. Mijały chwile, a Frank nie odpowiadał. Napięcie rosło.
 - Nie potrafię.- Odpowiedział.
 - Nie potrafisz? Jak do cholery nie potrafisz? Nie rozumiesz, że nie chcę cię znać?! Myślisz, że jak przyjdziesz, zrobisz smutną minkę i przeprosisz to wszystko będzie okej? Że tak po prostu zapomnę i wpadnę ci w ramiona?! Naprawdę sądzisz, że potrafiłabym ci wybaczyć że brutalnie mnie zgwałciłeś, w efekcie czego jestem w ciąży?! Mam dopiero 17 lat. Miałam plany wiesz? Chciałam skończyć liceum, zdać maturę, iść na bal. Dostać się na studia i zasmakować życia studenckiego. Chciałam znaleźć mężczyznę, który będzie się o mnie troszczył i kochał mnie taką jaka jestem. Chciałam wyjść za mąż i założyć rodzinę. W odpowiednim czasie z odpowiednią osobą. Chciałam być otoczona przez bliskich non stop i mieć szczęśliwe życie. Ty mi to wszystko odebrałeś. Więc nie masz prawa chcieć wybaczenia. Tyle przez ciebie wycierpiałam. Wszyscy się ode mnie...- Urwałam w połowie bo zorientowałam się, że ktoś za mną stoi. Zrobiłam szybki obrót i zauważyłam, że przede mną stoi Frank!
 Serce podeszło mi do gardła. Wystraszona zaniemówiłam. Stałam tak tylko przed nim, i patrzyłam mu w oczy. Były puste. Dzika zieleń, jaką zauważyłam przy pierwszym spotkaniu, przybrała odcień szarości.
- Co ty tutaj robisz?- Wydukałam. Nie oczekiwałam jednak sensownej odpowiedzi. Bez namysłu odwróciłam się i pobiegłam w stronę drzwi. Nim zdążyłam jednak tam dotrzeć, Frank mnie złapał za łokcie. Mimowolnie krzyknęłam i upadłam na podłogę. Wyrywałam się z jego uścisku, póki zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę już dawno mnie puścił. Stał nade mną z szeroko otwartymi oczami. Był chyba bardziej wystraszony ode mnie. Próbowałam się uspokoić ale to na nic. Całe moje ciało, było jakby porażone prądem. Trzęsłam się i nie mogłam przestać. Spojrzałam na Frank'a. Jego oczy jeszcze bardziej posmutniały. Poczułam ukłucie w sercu. Jest mi go żal? Nie, to niemożliwe. Nie mogę być aż tak głupia, by żałować tego gwałciciela. Cokolwiek teraz myśli i czuje, należy mu się.
 Powoli podniosłam się z podłogi, starając się odgonić myśli.
 - Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Nie rozumiem w ogóle, dlaczego nie poszłaś na policję. Jestem skończonym śmieciem. Nie wiem czy kiedykolwiek mi wybaczysz, ale mam nadzieję że tak. Nie potrafię żyć z tym, że zrobiłem komuś taką krzywdę.- Gdy to mówił z jego oczu popłynęły łzy. Nie wyglądał teraz na kryminalistę, ale na małego chłopca, który potrzebuje wsparcia. Już miałam się odezwać, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Z ulgą na sercu nacisnęłam klamkę. Za drzwiami stał Nate. Uśmiechnięty jak zawsze. Jego ciemne włosy, były lekko potargane od wiatru a błękitne oczy tryskały radością. Do czasu. Gdy zobaczył w jakim jestem stanie.
 - Annie co się stało?- Zapytał, po czym wszedł do domu i zaczął się rozglądać. Kiedy zobaczył Frank'a jego mina momentalnie uległa zmianie.
 - Kto to jest?- Szepnął mi do ucha.
 - To jest Frank. Kolega z klasy, przyszedł przeprosić za swoje zachowanie. Nie był dla mnie za miły, z resztą wiesz jakie akcje były u mnie w szkole.- Skłamałam. Nate spojrzał na mnie uważnie, potem na Frank'a. Kłamstwo było nawet dobre, gdyż przeprosiny bywają wzruszające a oboje z Frank'iem nie mieliśmy za wesołych min.
 - Aha. Przeszkadzam?
 - Nie, coś ty. Frank właśnie wychodził.- Oznajmiłam, po czym spojrzałam na wysokiego blondyna. Chyba zrozumiał aluzję, bo szybko się pożegnał i wyszedł.
 - Chcesz coś do jedzenia, picia?- Zapytałam od rzeczy by w jakiś sposób rozładować atmosferę. Gdy się odwracałam, Nate chwycił mnie w talii i zmusił bym spojrzała mu w oczy. To uczucie było niesamowite. Byliśmy tak blisko. Po raz pierwszy nie czułam oporów, gdy mnie dotykał.
 - Annie, powiedz prawdę. Czy na pewno wszystko w porządku?- Jego seksowny głos, przyprawiał mnie o dreszcze. Zdezorientowana zamrugałam kilka razy oczami.
 - Tak jasne, wszystko ok.
 - Naprawdę bardzo cię lubię. Możesz mi powiedzieć wszystko, wiesz o tym? Nie chcę żebyś była  z czymkolwiek sama.
 - Będę pamiętać.
 Staliśmy tak jeszcze parę minut. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Jego dłonie przesunęły się lekko w stronę bioder a usta przybliżyły do moich. Chwilę potem poczułam lekkie muśnięcie koło moich warg. Całe ciało zalała fala ciepła. Nate odsunął się ode mnie powoli, by zobaczyć moją reakcję. Stałam tak tam przed nim z zamkniętymi oczami. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zarzuciłam mu ręce na szyje, i przywarłam do jego ust. Niewinny wcześniej pocałunek przerodził się w długi i namiętny. Czułam się wspaniale a jednocześnie podle. Chwilę temu skłamałam mu prosto w oczy a teraz go całuję.







*****************************************************************
 Witam wszystkich :)
Przepraszam, że rozdział po takiej długiej przerwie ale cóż. Wakacje są, ja byłam na kolonii i trochę to trwało zanim się zebrałam i napisałam.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Zwiastun

Za wykonanie zwiastunu dziękuję Eternal_Hope bardzo mi się podoba i praca wykonana jest naprawdę dobrze :) 
Mam  nadzieję, że spodoba się także innym i zachęci do przeczytania mojego opowiadania

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 12

  Stałam na werandzie czekając na Cassie. Spojrzałam na zegarek. Wskazówki pokazywały 7:30. Nie do wiary. Cass spóźnia się już 30 minut. Zrobiło mi się przykro. A co jeśli mnie oleje i nie przyjdzie? Pewnie tylko ze mnie drwiła. Ale z drugiej strony, to kompletnie nie w jej stylu. Wzięłam kilka głębokich wdechów i zaczęłam wmawiać sobie, że to tylko moje urojenia. Przecież Cassie sama zaproponowała, że pojedzie ze mną do lekarza. Zadzwoniła, pytała się co u mnie. Tak, na pewno się zjawi. Jestem tego pewna.
 W oczekiwaniu na starą przyjaciółkę, zaczęłam rozglądać się po okolicy. Promienie słońca idealnie oświetlały trawę w ogródku, nadając jej ciemniejszą barwę niż miała. Stojąc i podziwiając naturę, zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę nigdy nie doceniałam piękna świata. Każdy żyje swoim życiem. Zabiegani, śpieszymy się do szkoły, pracy... Ale nie zauważamy tego, co dzieje się wokół nas.
 Ze wzruszenia, poczułam jaj po policzku spływa mi łza. Zawstydzona własną reakcją, szybko wytarłam ją rękawem od bluzy. Nie byłam zbyt ciekawie ubrana, ale moja waga i chwilowy stan ciążowy, nie pozwalały na wiele. Miałam na sobie czarne, elastyczne leggisny, szarą, szeroką bluzę i zdarte, fioletowe trampki. Nie przejmowałam się zbytnio tym, co ludzie o mnie pomyślą. Cenię wygodę i swoje zdanie.
 Z rozmyślań wyrwał mnie pisk opon. Ktoś musiał brać nieźle, ostry zakręt. Wkrótce, ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam czarne, sportowe BMW, zatrzymujące się przy moim domu. Gdy tylko zobaczyłam kto w nich siedzi, moje serce momentalnie trysło radością. Starając się nie dać poznać po sobie emocji, przybrałam luzacki wyraz twarzy. Cassie wysiadła z samochodu i czerwona jak burak podbiegła do mnie. Jej gęste, czarne włosy były upięte w wysokiego koka, a idealną sylwetkę podkreślała zwiewna, fioletowa sukienka z dużym dekoltem. Kiedy zobaczyłam ją. Idealną, piękną i zawstydzoną poczułam zazdrość. Ma fantastyczne życie. Imprezy, przyjaciele, chłopaki. Jednak szybko skarciłam się za te myśli. Też mam fajne życie, a kiedy dziecko przyjdzie na świat- będzie jeszcze lepsze.
 - Annie, boże tak strasznie przepraszam! - Wyglądała na naprawdę przejętą. Chcąc jej dać do zrozumienia, że nie jestem zła, uśmiechnęłam się lekko.
 - Nic nie szkodzi. Musimy się tylko pośpieszyć, bo wizytę mam punktualnie o 8.- Odpowiedziałam i pośpiesznie wskoczyłam do samochodu od strony pasażera.
 Kiedy Cassie wsiadła do auta, poczułam się co najmniej dziwnie. Spojrzałam na nią kątek oka. Wnioskując po jej minie, ona tez nie czuła się komfortowo. Odrywając się od myśli, sięgnęłam ręką po pasy. Stają się strasznie niewygodne, gdy ma się brzuszek.
 Połowę drogi do kliniki, przebyłyśmy w milczeniu. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam nawet na jakie tematy mam z nią rozmawiać. W końcu nasze stosunki nie były za fajne. Publicznie upokorzenie mnie przed szkołą, plotki na mój temat, odsunięcie się kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Nie jestem pewna czy tak zachowują się przyjaciele. Pewnie nie. Nienawidziłam siebie za to, ale po prostu  nie potrafiłam bez niej żyć. Choćby sprawiała mi ciągle ból, ja zawsze jej wybaczę. Może to prawda co mówią? Że przyjaźń to więcej niż miłość?
 Westchnęłam. Nie uszło to uwagi Cass.
 - Stało się coś?- Zapytała spanikowana.
 - Wszystko ok. O, skręć tu w lewo.- Szybkim ruchem zmieniła kurs samochodu, co spowodowało silny wstrząs. Wystraszona krzyknęłam.
 - Przepraszam.- Wydukałam zawstydzona.
 - Wiesz...- Zaczęła. Na jej twarzy zauważyłam kilka zmarszczek. Zawsze pojawiały się wtedy, gdy Cassie się czymś martwiła.
 - Mamy okazję żeby porozmawiać. W rzeczywistości cię jeszcze nie przeprosiłam. Nawet nie wiesz jak mi jest głupio. Nie. Głupio to nieodpowiednie słowo. Czuję się jak skończona idiotka. Jak śmieć. Jak mogłam wyrządzić ci taką krzywdę. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Papużki, nierozłączki. Nie wyobrażam sobie obcej osobie wyrządzić takiej krzywdy, a co dopiero przyjaciółce. Nie chcę nawet myśleć o tym co musiałaś przejść. Sama. Wszyscy się od ciebie odwrócili. Przeze mnie, śmiała się z ciebie cała szkoła. To...- Głos jej się załamał. Miała w oczach łzy, ja z resztą też. Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby nie dać po sobie poznać, że mi przykro.
 - Nie byłam sama. To prawda, że było mi trudno. Nie będę kłamać ani owijać w bawełnę. Zraniłaś mnie jak nikt inny. Kiedy Frank mnie zgwałcił, nie czułam się gorzej niż wtedy kiedy się ode mnie odwróciłaś.- Te słowa spowodowały tylko że Cass wybuchła płaczem. Kurde. Ja i mój niewyparzony jęzor. Starając się ją jakoś udobruchać postanowiłam jej opowiedzieć o Nate'cie.
 - Spotkałam chłopaka. Ma na imię Nate. Jestem w nim całkowicie zakochana. Był przy mnie cały czas. Nauczył mnie korzystać z życia. Pomógł mi pogodzić się z moją sytuacją. Nie wiem czy czuje do mnie to samo co ja, ale wiem, że gdyby nie on to nie wiem czy poradziłabym sobie ze wszystkim. I chcę... Chcę ci powiedzieć, że ci wybaczam.
 I na tym skończyły się nasze wyznania. Dalszą drogę do kliniki pokonałyśmy rycząc jak bobry i przytulając się, kiedy to było możliwe.
 Wchodząc do kliniki, miałam wrażenie, że wchodzę do szpitala psychiatrycznego. Ściany były białe. Bez żadnych wzorków, plakatów czy obrazów. Na dodatek ktoś się kłócił. Bardzo głośno. Nie ma to jak profesjonalna obsługa. Uśmiechnęłam się do siebie sarkastycznie. Po chwili w drzwiach pojawiła się Cassie, która parkowała wcześniej swój samochód. Razem podeszłyśmy do dużych, białych- co mnie nie zdziwiło, drzwi. Zwinęłam dłoń w pięść i zapukałam w nie trzykrotnie.
 - Dzień dobry dziewczynki, wejdźcie- Przywitała nas uśmiechnięta, kruczoczarna kobieta. Z początku wydawało mi się, że to mała dziewczynka. Wyglądała niesamowicie młodo jak na ginekologa. Jej wzrost nie sięgał napewno wyżej niż 155 centymetrów, a kości policzkowe, były zaróżowione od ciągłego uśmiechu na jej twarzy. Gdy podeszłam bliżej poczułam słodką woń. Zapach był ładny, ale mimowolnie poczułam mdłości. Odkąd jestem w ciąży, moje nozdrza są strasznie wyczulone. Wszelkie perfumy i tego typu rzeczy nie działały na mnie dobrze.
 - Mam na imię Annie Jones. To moja przyjaciółka Cassie. Byłam umówiona na wizytę kontrolną.
 - Tak wiem. Jestem dr. Volyah. Oczekuję, że powiesz mi co skłoniło cię do zmiany doktora? - Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Zamiast jednak myśleć o odpowiedzi, skupiłam się na jej nazwisku. Może to francuska?
 - Panno Jones?- Wyrwał mnie jej cienki głos.
 - Przepraszam... Jestem trochę rozkojarzona. A jeśli chodzi o pytaniem to po prostu poprzedni doktor był dość... arogancki.
 Przywołałam na twarz uśmiech, starając się nie wyjść na pustą lalę z LA. Na moje szczęście doktor Volyah tylko się roześmiała.
 - Rozumiem, rozumiem... Dobrze, teraz przejdźmy do czynności. Przebierz się w ten strój za kotarą, proszę.- Wręczyła mi dość spory kawałek materiału. Szybko schowałam się za zasłoną i zaczęłam ściągać ubrania. Gdy już skończyłam, musiałam usiąść na dość wysokim fotelu. Próbowałam na niego kilkakrotnie usiąść, ale moje wysiłki poszły na marne. Widząc moje starania, doktor roześmiała się głośno. Okazało się, że fotel trzeba opuścić na dół. Co za pogrążająca sytuacja. Gdy już przeszliśmy do głównej procedury, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Pani Volyah jeździła małym urządzeniem po moim brzuchu, co chwilę wmasowując jakiś krem, a na monitorze widziałam malutką istotkę.
 - Tu ma główkę, tu serce...- Nie słuchałam już w ogóle tego co do mnie mówiła. Wpatrywałam się tylko, nie dowierzając w ekran monitora.
 - Wygląda na to, że będzie mieć pani syna.- Wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia. Prawdę mówiąc, spodziewałam się córki. Przynajmniej tak mi się zdawało. Zaskoczenie jednak, szybko przerodziło się w szczęście. Po badaniu pani doktor zadała mi jeszcze parę pytać, a potem razem z Cassie wsiadłyśmy do auta. Gdy tylko zapięłam pasy, zaczęłam przyglądać się uważnie zdjęciom USG. To magia. Będę mieć syna.
 Przez całą drogę do domu gadałyśmy z Cass jak najęte. Nadrabiałyśmy zaległości. Dowiedziałam się że Becky Downhood- szkolna paranoiczka, wszyscy mieli ją za szaloną, zaczęła chodzić z Jeremy'm McFlood'em. Co jest dla całej szkoły podobno wielkim zaskoczeniem. Jeremy to kapitan drużyny Lacrosse, a Becky to kujonica. Jednak na samą myśl, że są razem uśmiechnęłam się pod nosem. Jednak miłość nie wybiera. To tylko dowód,  że nawet zwykły kopciuszek obdarzony miłością, w swoich oczach a także w oczach innych, z czasem staje się księżniczką.
 Gdy dotarłyśmy do domu, zaprosiłam Cassie na herbatę. Wspólny wieczór, a potem nocowanie zdecydowanie poprawiło mi humor. Byłam szczęśliwa. Odzyskałam przyjaciółkę. W nocy kiedy kładłyśmy się już spać, Cass niespodziewanie zapytała.
 - Jaki jest ten Nate? Całowaliście się już? - Speszona odwróciłam wzrok, starając się kuryć moją czerwoną twarz.
 - No dalej, opowiedz! - Nalegała. Z rezygnowaniem, zaczęłam wymieniać wszystkie zalety Nate'a. Na koniec dodałam.
 - Nie całowaliśmy się jeszcze.
 - Coś ty! Tyle się znacie i żadnego macanka ani nic? - Udałą oburzoną. Wybuchłyśmy śmiechem.
 - A tak poważnie... Nie byłam gotowa jeszcze na takie zbliżenie. Może się to wydawać tylko głupim całowaniem, ale dla mnie to naprawdę trudne.
 - Rozumiem.- Po czym przyczołgała się do mnie i mocno przytuliła. W takiej pozycji obie odpłynęłyśmy w krainę snów.


****************************************************************
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Postaram się to zmienić, ale rozumiecie, wakacje są. Niedługo jadę też na kolonię, a tam nie będę mieć dostępu do internetu.
W tym rozdziale, rozwijałam głównie wątek przyjaźni Cassie i Annie, nie chciałam nic dodawać o chłopakach. Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność :)

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 11

                                                                                                               10 marca 2011 roku

                                                 Kochany Pamiętniku!


"Wszystko powoli wraca do normy. Czuję że znowu mogę żyć i cieszyć się życiem. Pierwsze miesiące ciąży były trudne ale teraz jest już lepiej. Moje relacje z rodzicami są teraz naprawdę rewelacyjne. Tata dalej zachowuje się nienagannie. Chodzi do pracy, pomaga w domu, rozmawia ze mną. Mama też się zmieniła. Odkąd powiedziałam jej o gwałcie, zauważyłam że się obwinia. Przykro mi jest jak to widzę ale nie mogę nic zrobić. Moi bracia zrozumieli że niedługo urodzę dzidziusia. Szczerze mówiąc są z tego powodu bardzo uradowani. Obiecali mi że będą się nim opiekować, gdy ja pójdę do szkoły. Jednak najbardziej radosną dla mnie zmianą jest Nate. Chłopak dzięki któremu odbiłam się od samego dna. To on nauczył mnie jak na nowo żyć, cieszyć się i doceniać każdą chwilę z życia ale przede wszystkim nauczył mnie kochać i nie bać się miłości. Tak pamiętniczku, zakochałam się. Zakochałam się na zabój. Nie widzę świata poza moim dzieckiem i Nate'm. Spotykamy się praktycznie codziennie. Przychodzi do mojego domu w południe z kwiatami a następnie wyciąga mnie na spacer. Czuję się jak księżniczka. Jeśli chodzi o Frank'a to stało się dosyć skomplikowane. Odkąd powiedziałam mu o dziecku nie usłyszałam od niego żadnej wiadomości. Można powiedzieć że zapadł się pod ziemie. W tamtym tygodniu poszłam do "Appettit" i jego zastępca mi powiedział że Frank zrobił sobie wolne i nie wie kiedy wróci. Cóż... Nie mogłam się spodziewać innej reakcji. Mam nadzieję że wszystko się ułoży."


 Skończywszy pisać odłożyłam pamiętnik i długopis na swoje miejsce. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegarek. Elektroniczne cyfry pokazywały 23:32. Pięknie. Rano mam wizytę u lekarza a nie zdążę się wyspać. Wstałam z miejsca i rozścieliłam swoje łóżko. Następnie podeszłam do komody i wyjęłam z niej niebieską koszulkę nocną z napisem "Love Me 4 Me", oraz bieliznę i udałam się do łazienki. Gdy stanęłam przed kabiną prysznicową szybko zdjęłam z siebie ubrania i do niej weszłam. Odkręciłam "zawias"- tak mówię zawsze na to czym odkręca się wodę bo nigdy nie mogę sobie zapamiętać jak to się nazywa. W ułamku sekundy poczułam jak spływa na mnie zimna woda, a potem coraz cieplejsza. Całkowicie zrelaksowana i odcięta od świata prawie nie usłyszałam jak moja komórka się rozdzwoniła.
 Otrząsnęłam się z mojego raju i szybko wyszłam z kabiny. Owijając się tylko ręcznikiem wypadłam z łazienki jak torpeda. Miałam nadzieję że to Nate. Kiedy dorwałam telefon, na wyświetlaczu ukazał mi się obraz ślicznej brunetki o zabójczym uśmiechu. Poczułam łzy w oczach. Minęło sporo czasu odkąd rozmawiałam z Cassie. I z tego co pamiętam na sza rozmowa nie była jedną z tych milszych.
 Zabrałam głęboki wdech. No dalej Annie, dasz radę. Przekonując samą siebie że powinnam odebrać, dotknęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha, lecz z moich ust nie usłyszałam nic. Nie potrafiłam powiedzieć do Cassie nawet zwykłego "halo". Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam głos po drugiej stronie.
 - Annie? Jesteś tam?- Serce zaczęło mi bić mocniej. Na dźwięk głosu mojej najlepszej przyjaciółki ( a właściwie to byłej, ponieważ się mnie wyparła ) nogi miałam jak z waty. W oczach pojawiły mi się łzy. Te wszystkie chwile, które razem spędziłyśmy. Te odpały, żarty, kłótnie. Byłyśmy jak siostry. Chociaż nawet więzi sióstr nie są takie głębokie jak nasze były. Nagle przed oczami stanął mi obraz z przeszłości. Miałam może wtedy 8 lat. Pamiętam to jak dziś. Jechałam główną drogą na deskorolce, dostałam ją właśnie od wujka. Niestety była ze mnie trochę taka oferma. Rozpędziłam się z górki i nagle straciłam równowagę. Przewróciłam się na asfalt i stłukłam kolano i łokieć. Płakałam jak mops i czekałam aż ktoś mi pomoże. Wtedy jak na zawołanie z za rogu ulicy wyłoniła się ciemnowłosa dziewczynka. Wysoka jak na swój wiek i przepiękna. W jednej chwili przestałam płakać. Podziwiałam tylko nieznajomą. Nagle ona do mnie podeszła i zapytała czy nic mi nie jest. Byłam w szoku. Ktoś taki jak ona rozmawia ze mną. Niezdarą z brzydkimi włosami i nudną urodą. Od tego czasu zostałyśmy przyjaciółkami i stałyśmy się nierozłączne. Razem na wieki. Przez cały ten czas próbowałam jej się jakoś odwdzięczyć.
 - Hmmm- Wyrwało mi się.
 - Co? Mówiłaś coś?- Właśnie uświadomiłam sobie że odpowiedź na moje myśli skwitowałam na głos. Lekko speszona próbowałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
 - Tak to ja. Masz do mnie jakąś sprawę?
 - Właściwie to ja... - Poczułam że Cass się krępuje. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyobraziłam sobie jak marszczy nos i spuszcza wzrok na ziemie. Zawsze tak robi jak coś utrudnia jej to co ma powiedzieć.
 - Nie musisz owijać w bawełnę. Wal prosto z mostu, wiesz że przyjmę wszystko. - Sama nie wierzyłam w to co właśnie powiedziałam. Szczerze to byłam przerażona tym co Cassie ode mnie chce i co ma mi do przekazania. Nie wiedziałam czy to zniosę.
 - Chciałam po prostu zapytać co u ciebie.- Zamurowało mnie. Spodziewałam się wszystkiego ale tego.
 - Yy, no wiesz całkiem dobrze.
 - Tak? Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Bałam się do ciebie zadzwonić ale w końcu postanowiłam że tak będzie przecież lepiej. Nie mogę cię olać. Jak tam się czujesz?
 - Jak zawsze. Dobrze, wszystko z dzieckiem jest okay więc nie muszę się martwić.
 - Aha. Wiadomo już czy to chłopiec czy dziewczynka?
 - Jutro idę do lekarza. Wszystkiego się tam dowiem.
 - Aaa..
 - Co takiego?
 - Mogę pójść z tobą?- To pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu. Nie wiedząc co mam odpowiedzieć po prostu się zgodziłam. Cassie wydawała się ucieszona.
 - To świetnie, przyjadę po ciebie o 7 rano więc bądź gotowa.
 - Nie-e ma sprawy.- Odpowiedziałam jej jeszcze nieco troszkę zszokowana.
 Rozłączając się miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam co o tym wszystkim mam myśleć. No bo przecież Cass dała mi jasno i wyraźnie do zrozumienia że się mnie wstydzi i już nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Teraz nagle ten telefon i propozycja.
 Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nas tym co właśnie zaszło. Przez głowę przechodziły mi różne myśli. Między innymi takie że Cassie szykuje jakiś podstęp, ale szybko wyrzuciłam to z głowy. Znam ją przecież prawie 10 lat, nie jest złym człowiekiem. Nie cieszy ją ludzki ból. Może i dołączyła do odpicowanych laluń, ale mimo wszystko została ta samą osobą.
 Wróciłam do łazienki i dokończyłam wieczorną toaletę. Gdy już skończyłam rzuciłam się na łóżko. Zmęczona i zaspana zanurzyłam się po czoło we flanelowej kołderce. Jak tylko zamknęłam oczy wątpliwości powróciły.
  Powinnam jej zaufać. Chcę przecież zacząć wszystko od nowa. To oznacza porzucenie dawnych urazów i zawiązanie nowych więzi. Tym razem silniejszych i już na zawsze. Nie chcę zostać sama i bez przyjaciółki. Gdyby był tu Nate z pewnością by poparł moją decyzję. Uśmiechnęłam się pod nosem. Od razu przed oczami pojawił mi się obraz przystojnego niebieskookiego chłopaka. Z tym właśnie obrazem odpłynęłam w krainę snów.
 To co widziałam we śnie było piękne. Dzień ślubu. Mojego ślubu. Miałam na sobie piękna białą sukienkę, która odsłaniała mi plecy. Włosy były upięte w wysoki kok a chodząc w wysokim szpilkach nie czułam się niekomfortowo. Wszystko było idealne. Nagle poczułam zdenerwowanie i panikę. A co jak przy ołtarzu nie zastanę nikogo? Co będzie jeśli to tylko kolejny z koszmarów a nie piękny sen. Niepewnie i w strachu skręciłam w ostatnią prostą. Teraz będzie ten moment, w którym okaże się kto będzie moim mężem. Ostrożnie podniosłam wzrok do góry. To kogo tam zobaczyłam przepełniło moje serce radością. Przy ołtarzu stał uśmiechnięty Nate i wyciągał w moją stronę dłoń. Czekał na mnie! W tej samej chwili miałam ochotę wyrwać się z objęć mojego taty i biegiem rzucić się w stronę Nate'a. Jednak jak to w snach bywa nie dzieję się tak jak tego chciałam. Miałam wrażenie że trwało to wieczność zanim znalazłam się obok mojego ukochanego. Miał na sobie czarny garnitur, z czarną muszką. Na klatce piersiowej zapięta była czerwona róża. Wyglądał cudownie. Cała w skowronkach wyciągnęłam dłoń aby go dotknąć. Jednak gdy tylko nasze palce się złączyły, zamiast Nate'a przede mną stanął zielonooki blondyn z aroganckim uśmiechem. Frank. Szybko od niego odskoczyłam. Chciałam krzyczeń i uciekać, lecz gdy się odwróciłam nikogo przy mnie nie było. Zostaliśmy sami. Nie byliśmy już nawet w kościele. Rozejrzałam się dookoła. Stałam w pięknej ślubnej sukni w pustej i ciemnej knajpie "Appettit", a obok mnie dzikim wzrokiem patrzył na mnie Frank. Wystraszona zaczęłam się cofać, lecz i to było nieskuteczne. Frank rzucił się na mnie i zaczął całować.
 Z krzykiem obudziłam się ze snu. Cała spocona czułam jak serce podchodzi mi go gardła. Szybko zeszłam z łóżka i spojrzałam na zegarek, 3:20. Pobiegłam do łazienki i przemyłam zimną wodą twarz. Z czasem tętno wracało do normalnego stanu. Po kilku minutach wróciłam ponownie do pokoju. Stanęłam nad łóżkiem i niepewnie się z powrotem położyłam. Co będzie jak ten sen wróci? Wystraszona skuliłam się w kłębek i powstrzymując łzy zasnęłam na nowo.
 A myślałam że ruszyłam na przód...

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 10

 - Co ty tu do jasnej cholery robisz?!- wykrzyknęłam Frank'owi w twarz. Byłam w dość mocnym szoku. Nie wiedziałam czy mam zamknąć mu drzwi przed nosem i dzwonić po rodziców czy zostać i dowiedzieć się po co tu przyszedł. Oderwałam się od myśli i spojrzałam na człowieka z moich koszmarów. Zatrzymałam wzrok na jego dłoniach. Miał duże i wydawać się może że umięśnione ręce, ale zarazem delikatne dłonie. Następnie mój wzrok powędrował ku jego twarzy. I w tym miejscu się zatrzymałam. Gdy spojrzałam na jego usta, poczułam obrzydzenie. Wszystkie wspomnienia na nowo powróciły. W mojej głowie nagle zaczęły pojawiać się obrazy... Jak Frank się na mnie rzuca. Jak uderza mnie w twarz. Jego łapczywe usta, nachalnie całują moje. Jak zdziera ze mnie ubrania i mnie dusi, abym nie mogła krzyczeć.
 Z myśli wyrwał mnie głos Frank'a.
 - Wszystko ok?
 Właśnie zorientowałam się że po policzku spływały mi łzy. Szybko je wytarłam i się wyprostowałam. Udając pewną siebie, na tyle ile mnie było stać, postanowiłam dowiedzieć się czego tu szuka ten potwór.
 - Zadałam ci pytanie. Co ty tu robisz? Masz tupet żeby się tu zjawiać...
 - Chciałem porozmawiać.
 -O czym?- zapytałam ze zdenerwowaniem. Jak tak dalej pójdzie to stracę nad sobą całkowicie kontrolę.
 - Kiedy przyszłaś ostatnio do knajpy... Ja byłem w szoku. Szczerze to nie sądziłem że cię jeszcze kiedykolwiek spotkam. Ale kiedy cię zobaczyłem, poczułem straszny ból. Może mi nie uwierzysz ale żałuję tego co zrobiłem. Nie chciałem tego. Nigdy bym nie skrzywdził kobiety ja..
 - Och to trochę duże słowa nie uważasz? "Nigdy bym nie skrzywdził kobiety". Nie mów tak, już to zrobiłeś. I to w najgorszy możliwy sposób.- Przerwałam mu w połowie zdania. Czułam jak zła energia zaczyna się we mnie kumulować. Złość i smutek narastają. To źle wróży.
 - Dlaczego wtedy zemdlałaś? Co się stało?- zmienił temat. Tak ot tak. Wkurzyłam się jeszcze bardziej. Za kogo ma się ten typ żeby najpierw tu przychodzić z "przeprosinami" , a teraz mnie ignorować.
 Stałam tak i gapiłam się na niego z szeroko otwartymi oczami, gdy nagle usłyszałam telefon. Nie zwracając uwagi na stojącego w drzwiach Frank'a, podbiegłam do stolika i spojrzałam na wyświetlacz. Nate. Wzięłam kilka głębokich wdechów aby się uspokoić i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
 - Tak?
 - Hej, sory ale chyba się trochę spóźnię. Myślałem, że zrobię ci niespodziankę i przyjdę wcześniej ale jest straszny korek. Dziwne to jest trochę, bo nigdy nie ma takiego ruchu. W każdym bądź razie, przepraszam jeszcze raz. Na pocieszenie kupię ci więcej pączków.
 Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy rozmawiałam z Nate'm zapomniałam o wszystkim. O tym, że przed moimi drzwiami stoi człowiek, który mnie zgwałcił. O tym, że jestem z nim sama. Nagle oprzytomniałam. Skoro Nate się spóźni, to znaczy że nie mam szans na to aby ktoś przyszedł TU, zanim Frank mi coś zrobi.
 Strach powrócił na nowo. Starając się pospiesznie wymyślić jakiś pretekst do zakończenia rozmowy z Nate'm, podbiegłam do drzwi wejściowych. Nikogo w nich nie było. Wystraszona zaczęłam się rozglądać dookoła.
 - Annie, wszystko w porządku?- w słuchawce usłyszałam zatroskany głos Nate'a. Serce mi pękało gdy musiałam skłamać.
 - Tak tak jasne. Wszystko w najlepszym porządku. Zgubiłam tylko sweter i biegam po całym domu w poszukiwaniu. Musze już kończyć. Kiedy mniej więcej będziesz?
 - Za 20 minut? Może wcześniej.
 - Dobra, to czekam. Pa-pa.
 Kiedy tylko się rozłączył, pobiegłam do kuchni. Na widok Frank'a opierającego się o blat kuchenny żołądek podskoczył mi do gardła. "Spokojnie Annie, nic się nie dzieje" powtarzałam sobie to w myśli.
 - Musimy pogadać. Po całym mieście chodzą plotki że jesteś w ciąży... Chcę znać prawdę. - Popatrzył na mnie ostrzegawczym wzrokiem. Przeszył mnie zimny dreszcz.
 - Skoro słyszałeś plotki wiesz też pewnie że się przespałam z pewnym chłopakiem. Nie mam bladego pojęcia w jakim celu do mnie przyszedłeś.- Próbowałam przybrać wyluzowany i obojętny ton. Wbiłam wzrok w ziemie. Czekałam aż Frank coś powie, zaśmieje się, obrzuci mnie wyzwiskiem jak to robią inni. Nie doczekałam się niczego. Po kilku dobrych minutach niepewności spojrzałam z powrotem na Frank'a, ciekawa jego wyrazu twarzy. O dziwo, zaskoczył mnie. Jego twarz nie wyraża praktycznie nic. Nawet grymasu. Był w stu procentach poważny i przeszywał mnie wzrokiem. Speszona westchnęłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego że już się nie boję. W międzyczasie gdy z nim rozmawiał strach i przerażenie gdzieś się ulotniło. Trochę zmieszana i zaskoczona odwróciłam się tyłem do Frank'a.
 - Gdzie idziesz?- Odezwał się po dłuższej chwili. Już miałam mu odpowiedzieć, ale zmieniłam zdanie. Pomaszerowałam prosto w stronę schodów, nie odwracając się przy tym w tył. Kątem oka zobaczyłam jednak że Frank za mną idzie. Wyszłam po schodach na piętro i skręciłam w stronę swojego pokoju. Trochę nierozsądne z mojej strony iść do sypialni z Frank'iem, ale chciałam mu coś pokazać. Gdy weszłam do pokoju powoli zbliżyłam się do komody obok łóżka. Usłyszałam że Frank też dotarł na miejsce. Otworzyłam szufladkę i wyciągnęłam z niej małą kopertę. Wzięłam głęboki wdech. " Musisz to zrobić, teraz albo nigdy".  Z tą myślą podałam Frank'owi kopertę. Gdy ją otwierał widać było po jego twarzy zmieszanie i niepewność. W poczekaniu na jego reakcję usiadłam na fotelu, naprzeciwko Frank'a.
 W momencie gdy otworzył kopertę, znieruchomiał.
 - To.. przecież..- wydukał powoli.
 Objęłam dłońmi brzuch. Frank zauważył wykonaną przeze mnie czynność. To go jeszcze bardziej upewniło z tym co przed chwilą zobaczył. Powoli usiadł na łóżku. Widziałam że jest w szoku. Przez chwilę przeszła mnie myśl żeby podejść do niego, przytulić go i powiedzieć coś w stylu " Nie przejmuj się, wszystko będzie ok", ale szybko się rozmyśliłam.
 Uważnie obserwowałam Frank'a. Przez co najmniej dziesięć minut siedział w jednym miejscu, nie ruszając się a w ręku trzymał mocno kopertę. Odchrząknęłam.
 -  To musi być dla ciebie szok. Ale tak. To jest USG. USG twojego dziecka.
 Powiedziałam, bo chyba jeszcze to do niego nie dotarło. Nagle Frank zerwał się na równe nogi.
 - Muszę już iść.- Wyrzucił kopertę na łóżko i wybiegł z pokoju. Lekko zaskoczona zeszłam za nim na dół. Za późno. Poszedł sobie.
 - Łoooo- powiedziałam do siebie z westchnieniem. Mimo wszystko poczułam ulgę. Może i to co przed chwilą zrobiłam było nieodpowiedzialne i głupie, ale chcę żeby ten potwór wiedział co zrobił. Chcę żeby wiedział że ma dziecko. Nie mam zamiaru patrzeć jak zabawia się z innymi panienkami, wtedy kiedy ja będę wychowywać dziecko.
 Pełna wątpliwości wróciłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam pamiętnik i zaczęłam pisać.

                                                                                                                      1 lutego 2011 roku
                                             Kochany Pamiętniku!


"Nie wiem jak się wszystko potoczy. Nie znam przyszłości, nie mogę jej przewidzieć. Pewnie dziś wieczorem będę żałować tego że powiedziałam Frank'owi o dziecku. Nie chcę żeby to źle zrozumiał. Nigdy w życiu nie pozwolę mu się zbliżyć do mojego maleństwa. Mam plan. Plan polegający na tym że Frank będzie płacić alimenty. Jest mi to winien. Jest to winien mojemu dziecku. Gdy urodzę sama wychowam Pheoby- mam nadzieję że będzie to dziewczynka. Będę najlepszą mamą na świecie. Nigdy nie pozwolę by czegoś zabrakło mojej małej dziewczynce. Nie pozwolę by kiedykolwiek poczuła się sama, niekochana. Dam jej wszystko czego ja nie miałam. Wynagrodzę jej to, że nie pozna ojca. Sama byłabym zła na matkę gdyby mi nie powiedziała kto jest moim tatą, ale myślę, że z biegiem czasu zrozumie, że to dla jej dobra. Nie może poznać gwałciciela. Nie może się dowiedzieć w jakich okolicznościach została spłodzona. Nie pozwolę na to nigdy. Znajdę kogoś kto zawsze będzie przy mnie. Kto zastąpi jej ojca. Kto będzie kochał nas obie. W głębi serca mam nadzieję że to będzie Nate. Powoli się w nim zakochuję. Jak już tego nie zrobiłam. Boję się. Boję się, że znów coś pójdzie nie tak i znowu zostanę sama. Uuu ale się rozpisałam. Musze już kończyć bo zaraz powinien pojawić się Nate."


 W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Uśmiechnięta i całkowicie odprężona zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi wejściowe i zobaczyłam Nate'a trzymającego w rękach 3 paczki pączków. Musiałam mieć niezłą minę, bo oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Weszliśmy do salonu i przegadaliśmy kilka godzin. Gdy tematy się już skończyły Nate zaproponował żebyśmy obejrzeli jakiś film. Chętnie się zgodziłam.
 - Może "Pamiętnik"?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Pokochałam ten uśmiech. Mogłabym tak na niego patrzeć całe wieki.
 - Genialny wybór.- odwzajemniłam uśmiech i rozłożyłam się na kanapie. Po chwili dołączył do mnie Nate.
 - To zaczynamy seans.
 Potem było tylko lepiej. Przytuleni, ramię w ramię, oglądaliśmy najpiękniejszy film jaki tylko powstał na ziemi. Czułam się szczęśliwa, jak nigdy dotąd.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 9

1 lutego 2011 roku

                                                          Kochany Pamiętniku


" Ostatnie tygodnie stycznia były szalone. Wszyscy nade mną wisieli, do teraz wiszą, żebym na siebie uważała. Powoli zaczynam mieć wrażenie, że obchodzi ich tylko dziecko, które w sobie noszę. Nie ja. Po ostatnim incydencie w knajpie jestem na siebie strasznie zła. Jak mogłam pójść do Frank'a? Po co? Co ja sobie głupia wyobrażałam, że co mu powiem? Mam nadzieję że  z czasem o wszystkim zapomnę. Ciekawi mnie tylko, dlaczego mnie przepraszał? Czyżby kolejna jego gierka? W mojej głowie jest mnóstwo pytań, na które pewnie nigdy nie uzyskałam odpowiedzi. Mówi się trudno. Muszę się skontaktować z Nate'm. Odkąd go wystawiłam nie odbiera ode mnie telefonu. Kurcze. Ja to potrafię wszystko zawalić. Tak samo jest z mamą. Niepotrzebnie jej powiedziałam o gwałcie. Od tego czasu cały czas się obwinia. Czasem nawet widzę jak płacze po kątach. Serce mi się łamie. Lecz plusem jest to, że teraz zna prawdę i mnie wspiera. Tak samo jak tata. Wszystko się zmieniło. Wiedzą co się stało, nie mają mnie za dziwkę. To wiele dla mnie znaczy. Wreszcie mogę komuś zaufać."


 Zamknęłam pamiętnik i położyłam się na łóżku. Wzrok wbiłam w świecące gwiazdki na suficie. Kiedy byłam mała, tata przywiózł od kolegi pełno neonowych naklejek. Pamiętam że byłam strasznie szczęśliwa i cieszyłam się że będę miała swoje własne niebo w pokoju. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kiedyś wszystko było proste. Mała dziewczynka z bujnymi blond włosami biegała w około domu, robiła zamki z piasku na plaży. Było idealnie, beztrosko. Teraz wszystko jest inaczej. Niedługo urodzę własne dziecko i to ja będę mamą. Ja będę patrzeć jak moja pociacha będzie biegać i lepić zamki.
 Gdy tak myślałam poczułam ciepło w sercu. Zadowolona i cała w skowronkach zbiegłam na dół do kuchni. W domu nikogo nie było. Wszyscy wybrali się na zakupy, przed zbliżającą się wycieczką szkolną moich braci. Otworzyłam lodówkę i zamyśliłam się głęboko. Na sam widok kurczaka, mój żołądek się odezwał. No tak... Teraz muszę jeść za dwóch. Wybuchnęłam śmiechem, sama nie wiem dlaczego i wyciągnęłam z lodówki talerz z kurczakiem. Podejrzewam że został zostawiony specjalnie dla mnie. Odkąd jestem w ciąży nie potrafię jeść w normalnym godzinach. Czasem budzę się w nocy i po prostu muszę coś zjeść.
 Włożyłam kurczaka do mikrofalówki. Czekając aż będzie gotowy wyciągnęłam telefon i ponownie próbowałam się dodzwonić do Nate'a. Po kilku sygnałach wreszcie usłyszałam ten cudowny głos. Momentalnie podskoczyłam w miejscu i cała w nerwach zaczęłam się zastanawiać jak mam mu wytłumaczyć moją nieobecność podczas randki.
 - Hej Nate. Próbowałam się do ciebie dodzwonić chyba ze 100 razy. Czemu nie odbierałeś?- zaczęłam prosto i banalnie. Poczułam się jak skończona idiotka. Po tym co mu zrobiłam nie powinnam go obwiniać za to, że nie odbiera.
 - Byłem zajęty. Przepraszam.- W jego głosie wyłapałam smutek. Zrobiło mi się przykro.
 - Słuchaj... Naprawdę mi głupio z powodu tego co się stało. Nie chciałam cię wystawić. Pojawiły się małe komplikacje i wylądowałam w szpitalu. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia ale mam nadzieję że nie będziesz na mnie zły.- Powiedziałam wszystko na jednym wdechu. Mało brakowało, abym mu miłość wyznała. Coraz bardziej zaczyna mnie przerażać mój "potok słów".
 - W szpitalu? Co się stało, nic ci nie jest?- Zapytał zatroskanym głosem. Od razu poczułam ulgę.
 - Nie, nic. Wszystko ok...- Odpowiedziałam. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odezwał. Oboje milczeliśmy. W końcu postanowiłam przełamać lody.
 - Rodziców nie ma. Jestem sama w domu. Może wpadniesz?- Zaproponowałam nieśmiało. Trochę miałam cykora, nie wiedziałam czy mnie nie oleje.  Po drugiej stronie znów zapanowała cisza. Jak w jakimś głupim filmie.
 - Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś?- Zaśmiałam się pod nosem. Był kochany.
 - Po prostu przyjdź. Czekam.- Zadowolona rozłączyłam się i zaczęłam skakać i tańczyć po całym domu. Po chwili zesztywniałam. Wzięłam kilka głębokich wdechów, bo przypomniałam sobie że muszę przecież na siebie uważać. Wróciłam do kuchni i wyjęłam kurczaka z mikrofalówki. Po chwili znalazł się w moim żołądku.
 Po obiedzie, pobiegłam na górę się przebrać. Stanęłam przed szafą i jak zwykle nie miałam pojęcia co ubrać. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i odczytałam wiadomość od Nate'a:
 "Będę o 14:00. Wolisz pączki z marmoladą czy czekoladą? ;)"
 Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko odpisałam że z czekoladą. Położyłam telefon na łóżku i wróciłam do wybierania stroju. Po długim namyśle, zdecydowałam się na jasnoniebieską tunikę na ramiączkach i jeansowy rurki. Włosy spięłam w wysoki kok i lekko pomalowałam rzęsy. Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam całkiem ładnie, gdyby nie brzuch. Stał się ogromny (tak mi się przynajmniej zdaje). Lekko pogłaskałam się po wybrzuszeniu i dalej radosna zeszłam znowu do kuchni. Spojrzałam na zegarek. Dopiero 12:37. Znudzona i zniecierpliwiona włączyłam TV. Przez kilka minut przeskakiwałam kanały, aż wkrótce zatrzymałam się na MTV. Właśnie szedł program" Nastoletnie matki". Nigdy nie lubiłam takich seriale, ale tym razem z ciekawości zaczęłam oglądnąć. W pewnym momencie, dziewczyna cała we łzach zaczęła krzyczeć że ma wszystkiego dość. Jej matka ją pocieszała ale ona nie dała sobie nic wmówić. Krzyczała tylko, że jest jej ciężko, że ma wszystkiego dość i, że nie może znieść tego, że jej dziecko nigdy nie pozna swojego ojca.
 Wyłączyłam telewizor i zamyśliłam się. A co jeśli moje dziecko będzie mi miało za złe to, że nie pozna ojca? Nie, to niemożliwe. Nie mogę powiedzieć mu o dziecku. To gwałciciel i potwór. Nigdy nie pozwolę mu się zbliżyć do mojego dziecka. Postanowiłam.
 Z myśli wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Lekko zdziwiona poszłam otworzyć. Czyżby Nate przyszedł tak wcześniej? Uśmiechnięta przekręciłam klucz w zamku i nacisnęłam klamkę. Gdy zobaczyłam kto stoi za drzwiami, uśmiech momentalnie znikł z mojej twarzy.
 - Cześć Annie. - Powiedział Frank.

środa, 8 maja 2013

Rozdział 8

Stanęłam przed "Appettit" i bez najmniejszego wahania otworzyłam drzwi wejściowe. W środku było tłoczno. Pełno ludzi śmiejących się z niczego, spędzających czas w gronie najbliższych. Poczułam ukłucie w sercu. Ja nigdy nie będę mieć takiego życia. Niechętnie ruszyłam przed siebie. Z każdym krokiem w stronę baru, traciłam pewność siebie. Ogarnęło mnie niezdecydowanie, niepewność i strach. Wszystkie te emocje, których myślałam że się pozbyłam, wszystkie wspomnienia o których myślałam że zapomniałam, wróciły do mnie ze stokroć większym bólem. " Żałosna jestem. Przed knajpą taka pewna siebie, a teraz zwykły tchórz. Przecież muszę być silna. Muszę zmierzyć się z przeszłością, aby móc chociaż w połowie odzyskać moje normalne życie. Nie mogę cały czas rozpamiętywać tego co było. Mam 17 lat. Cały świat przede mną.  Nie chcę się chować po kątach jak szara myszka. Chcę jak każda nastoletnia dziewczyna się zakochać, potem studiować i założyć rodzinę. Chcę znaleźć przyjaciół. Szczerych i prawdziwych. Takich, którzy zaakceptują mnie taką jaka jestem. Nie będą dwulicowi i fałszywi. Czy tak dużo żądam?"

 Odgoniłam od siebie wszystkie myśli, bo zorientowałam się że stoję już przed barem. W oczach stanęły mi łzy. Bałam się. Prawdę mówiąc nie wiem w jakim celu tu przyszłam. Jaki miałam plan. Czy w ogóle jakiś miałam? Czy aby naprawdę chciałam spotkać człowieka, który mnie skrzywdził w najgorszy możliwy dla kobiety sposób? Potwora, który mnie zgwałcił. 

 Nagle zza zasłony wyłonił się zabójczo przystojny blondyn o zielonych oczach. Poczułam że moje ciało drętwieje. Po kilku sekundach zebrało mi się na wymioty. Na widok Franka żołądek podchodził mi do gardła, w łzy wylewały się mimo mojej woli. Wpatrywałam się w niego przez tłum. Bez ruchu. Bez słów. Tylko patrzyłam. Uśmiechnięty obsługiwał klientów przy barze, jakby nigdy nic się nie stało. Jakby nie był potworem w ludzkim wcieleniu. Widząc to ogarnęła mnie złość. Poczułam, jakby każda komórka mojego ciała miała zaraz wybuchnąć.  Mój oddech przyspieszył. Nie wiedząc co robię ominęłam bar i  weszłam do pomieszczenia, który oddzielały kolorowe drzwi. Rozejrzałam się wokoło. W pokoju panował bałagan. Zdecydowanie była to kogoś sypialnia. Fioletowe ściany z plakatami Bob'a Marley'a. Rozrzucona pościel na łóżku. Stara sofa, na której porozrzucane były ulotki reklamujące "Appettit".  Stałam tam dobre 5 minut, gdy w drzwiach stanął zielonooki blondyn. Kiedy na mnie spojrzał, zauważyłam w jego oczach szok i zdziwienie. Nic dziwnego. Kto by się spodziewał że zgwałcona dziewczyna jak ostatnia idiotka wpakuje się do sypialni faceta, który jej to zrobił?
- Annie... Co ty tu robisz?- Zapytał jakbyśmy byli dawnymi przyjaciółmi. Wpienił mnie tym totalnie. Łzy spłynęły po moich policzkach. W gardle poczułam wielką gulę, która utrudniała mi oddech. Starawszy się uspokoić położyłam dłonie na skroniach. To zawsze mi pomagało.
- Wow! Pamiętasz mnie. Zadziwiające. Zapisujesz sobie może na kartce wszystkie dziewczyny, które zgwałciłeś?! Czy po prostu masz tak dobrą pamięć?- Wykrzyczałam przez szloch. Cała w nerwach bezradnie upadłam na fotel. Zakryłam twarz dłońmi i czekałam aż Frank się odezwie.
 Pomyliłam się. Nic nie mówił. Stał tylko naprzeciwko mnie i się gapił. Na mnie, W pewnej chwili uświadomiłam sobie że nie powinno mnie tu być. On jest gwałcicielem, a ja jego ofiarą. Nie potrzebnie tu wracałam. Teraz siedzę z nim w jednym pomieszczeniu. Ogarnął mnie strach. Ponownie.
 " To dziwne że czuję co chwile inne emocje. Moje myśli są jak miliardy puzzli, których nie można poukładać. Te ciążowe objawy są nie do zniesienia. Mam wrażenie jakby ktoś mną sterował."
 Poskromiłam się za moje głupie myśli w tak poważnej sytuacji. Wzięłam kilka głębokich wdechów i niepewnie podniosłam wzrok w stronę Frank'a. Gdy nasze oczy się spotkały dostrzegłam w nich, nie to co się spodziewałam. Ból? Czyżby on cierpiał. Mam jakieś urojenia.
 - Annie... Nie wiem co powiedzieć. Przepraszam. Nie mogę nawet pojąć co musiałam przejść przeze mnie. Jest mi strasznie wstyd. Nie-e, nie chciałem ci tego zrobić.  Nienawidzę się za to. -  Poczułam jak fala szoku przeszywa mnie od stóp do samego czubka głowy. Cała roztrzęsiona w ułamku sekundy podniosłam się z fotela i pobiegłam w stronę drzwi. Kiedy znalazłam się obok Frank'a, złapał mnie za ramiona. Wystraszyłam się nie na żarty. Zaczęłam krzyczeć i szarpać się najmocniej jak umiałam. Po chwili zdałam sobie sprawę, że wcale mnie nie słychać i że nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Stałam tylko przed nim, kilka centymetrów od jego twarzy.  Nie wiedziałam co mnie czeka. Strach sparaliżował mnie do tego stopnie że wszystkie myśli, których chciałam się wcześniej pozbyć, wreszcie się ulotniły.
 Nagle poczułam mocny skurcz w podbrzuszu. Upadłam na podłogę i objęłam rękami brzuch. Teraz już nie bałam się o siebie, lecz o moje nienarodzone dziecko.
 - Co się dzieje?- zapytał Frank. Powoli podniosłam głowę żeby na niego spojrzeć. W jego oczach zobaczyłam panikę. Nie wiedzieć czemu, skierowałam się do niego po pomoc. Miałam nadzieję że jest w nim trochę człowieka i że pomoże mojemu dziecku.
 - Dzwoń po karetkę!- Potem usłyszałam tylko cichy szum. Miałam wrażenie że słucham zepsutego radia. Ból w podbrzuszu nasilał się. Łzy spłynęły po moich policzkach.
 - Nie mogę cię stracić...- wyszeptałam.

                                                                                                                19 stycznia 2011 roku                                 Kochany Pamiętniku!

" Nie wiem czy to sen czy śmierć. Mam nadzieję że śnię. Wszystko tu jest inne. Czuję się dziwnie. Wszędzie białe ściany, białe róże, a kiedy o czymś pomyślę to zjawia się. Z pewnością to jest sen. Chcę się obudzić. Nawet w tak cudownym miejscu, nie mogę zapomnieć o rzeczywistości. Nie mogę zapomnieć o moim maleństwie. Nie wiem co się z nim teraz dzieję. Boję się. "
Zamknęłam pamiętnik i rozejrzałam się dookoła. Tak tu ciepło i przyjemnie. Nagle z za białych drzew wyłoniła się dziewczynka. Na około 5 lat. Szła w moją stronę, z uśmiechem na twarzy. Jej długie blond loczki idealnie grały z jej zielonymi oczami. Na pierwszy rzut oka pomyślałam że to ja, gdy byłam dzieckiem. Już miałam coś powiedzieć, kiedy nagle ze wszystkich stron usłyszałam głosy. Pełno ludzi wołających mnie. Spanikowana uświadomiłam sobie że znikam. Moje ciało stało się przeźroczyste i poczułam jak unoszę się w powietrzu. Spojrzałam w dół. Dziewczynka dalej stała uśmiechnięta i patrzyła na mnie. Ostatnie słowa jakie usłyszałam, zapamiętam chyba na zawsze.


 - Jestem Pheoby mamo!
 Otworzyłam oczy. Wokół mnie krzątało się pełno ludzi. Pielęgniarki, lekarze.
- Annie słyszysz mnie? - Jakiś facet nachylał się nade mną.
- Tak- Wyszeptałam.
- Zaszły małe komplikacje. Jednak na szczęście sytuacja została opanowana. Dziecku nic nie jest, ale twoja ciąża jest zagrożona. Musisz zacząć o siebie dbać. W tak młodym wieku jak ty, trudno donosić ciąże. Jeśli naprawdę chcesz urodzić dziecko zdrowe, bądź bardziej odpowiedzialna...- Mówił coś jeszcze ale już go nie słuchałam. Najważniejsze było to że mojemu dziecku nic nie jest. Poczułam w sercu ciepło.  Łzy wzruszenia wylewały się z moich oczu. Nie mogłam opanować szczęścia i hormonów.
 - Czy coś się stało panno Jones?- zapytała pielęgniarka. Nie byłam jej w stanie odpowiedzieć.
  Pheoby będziesz najpiękniejszą dziewczynką na świecie. Uśmiechnęłam się do siebie na samą myśl, o tym że w śnie spotkałam swoją córkę. Mimo że nie wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka. Lekarze nie umieją określić w tak młodej ciąży, lecz ja to wiedziałam. Byłam pewna że urodzę dziewczynkę.
 " Chcę być szczęśliwa" - moje życzenie ponownie się spełniło, i to szybciej niż się tego spodziewałam.

środa, 1 maja 2013

Rozdział 7

19 stycznia2011 roku

                                            Kochany pamiętniku


" Już ponad dwa tygodnie minęły odkąd jestem uziemiona w domu. Rodzice dowiedzieli się o mojej nieobecności w szkole. Kiedyś musiało to nastąpić, a ja musiałam ponieść karę. Dziś mijają też trzy miesiące od zdarzenia w knajpie. Zastanawia mnie czy ten dzień, mam liczyć jako dzień w którym powstało moje dziecko. Nie znam się na tym. Ale mogę założyć, że ma już 3 miesiące. Ostatnio dużo myślałam. O Nate'cie, przeszłości, przyszłości. Ale przede wszystkim, o teraźniejszości. Nie mogę za bardzo roztkliwiać się nad tym co było a co będzie. Wiele teraźniejszych spraw jest zawalonych, z którymi nic nie robię. Muszę się w końcu ogarnąć. Mam zamiar spotkać się z Nate'm. Od ostatniego razu w lesie minęło sporo czasu. Mówił że ma dla mnie jakąś niespodziankę. Jestem strasznie podekscytowana. Na samą myśl że znowu go zobaczę mam motylki w brzuchu. Mam nadzieję że wszystko pójdzie ok."


 Skończyłam pisać, odłożyłam pamiętnik i długopis na miejsce. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 17:30. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania, i pobiegłam do łazienki. Zatrzymałam się przy lustrze. Było strasznie wielkie, zajmowało prawie pół ściany. Odwróciłam się bokiem i przyglądałam mojemu ciału. Mój brzuch stał się lekko zaokrąglony. Nie jakoś tam wielce, ale podbrzusze ewidentnie wyglądało inaczej niż zwykle. Uśmiechnęłam się na samą myśl o małej istotce, która tam się ukrywa. Nagle przypomniałam sobie że muszę się spieszyć. Ostrożnie weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam wodę. Czułam jak gorące strumienie, spływały po moim ciele. Kojące uczucie. W takich momentach, zawsze zapominam o otaczających mnie problemach, myślach. O wszystkim. Po kilkunastu minutach wróciłam do pokoju. Otworzyłam garderobę i zamarłam. Nie miałam pojęcia co mam na siebie włożyć. Coś odpicowanego,seksownego czy na luzie? To moja pierwsza randka, ogólnie. Jeszcze nigdy na żadnej nie byłam. Ze zdenerwowania, zaczęły trząść mi się ręce. Poczułam że zbiera mi się na wymioty. Szybko pognałam do łazienki. Nie cierpię tych ciążowych mdłości. Wszyscy mówili że ma się je tylko rano, a ja wymiotuję przy każdej okazji.
 Zdecydowana już na niebieską bluzeczkę na ramiączkach i spodenki jeansowe, ponownie stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na siebie i po chwili emocje zaczęły mną szarpać. Szybko owinęłam się w ręcznik i zbiegłam na dół do kuchni. Cała zapłakana podbiegłam do mamy. Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zauważyłam że się wystraszyła.
 - Co się stało skarbie?- ostatnimi dniami, przepaść między nami się zwężyła. Lepiej się dogadujemy, aczkolwiek nie jest jeszcze idealnie.
 - Ja... Ja nie mam stanika!- z oczu powtórnie popłynęły mi łzy. Spojrzałam na mamę. Uśmiechała się. A właściwie śmiała się ze mnie. Po chwili zorientowałam się że to co robię jest żałosne. Poczułam straszny gniew na siebie. W życiu spotkało mnie tyle złego, a ja płaczę o głupi stanik?!
 - Przepraszam mamo... Ja nie wiem co się ze mną dzieje. Zrobiło mi się nagle smutno. Moje piersi są ogromne, a wyrzuciłam do prania jedyny dobry biustonosz! - znowu atak paniki. Nim zdążyłam się obejrzeć, mama tuliła mnie do siebie. Nie robiła tego od dawna.
 - Nie martw się skarbie. Nic złego się z tobą nie dzieje. Twoje hormony teraz szaleją jak zwariowane. Też mi się zdarzały sytuacje w których raz płakałam o byle co, a raz byłam gotowa zabić twojego tatę, za to że kupił złe masło. To tak ma być. Przejdziesz przez to. - Uśmiechnęła się do mnie. Poczułam wielką ulgę w sercu. Chyba zaczyna mnie powoli akceptować.
 - No, to o której masz randkę z tym chłopakiem? Jak on się nazywał? - Zapytała  niespodziewanie.
 - O 20. Ma na imię Nate. Dzięki jeszcze raz, że pozwoliłaś mi iść. To wiele dla mnie znaczy. - Cieszył mnie fakt że zaczynało układać mi się z mamą.
 - Too, on jest ojcem dziecka? - Zamarłam. Nie spodziewałam się że będzie dalej drążyć temat ojca. Wzięłam kilka głębokich wdechów, aby uspokoić nerwy.
 - Nie mamo to nie on. Myślałam że skończyliśmy ten temat. Nie powiem co kto jest ojcem, bo moje dziecko nie ma ojca! - Starałam się mówić spokojnie ale stanowczo.
 - Nie skończymy tematu, dopóki nie dowiem! Teraz mówisz "moje dziecko", a przedtem chciałaś je usunąć.- W oczach stanęły mi łzy. To było podłe. Zaczynam mieć odczucie że moja matka wcale nie chciała naprawić stosunków między nami. Chciała po prostu zebrać odpowiednie informacje zwykłym podstępem.
 - Ale nie chcę! Byłam przerażona, nie wiedziałam co się dzieje, każdy ma prawo do błędów. - Już nie byłam spokojna. Wykrzyczałam do matce w twarz.
 - Tak. Ty już popełniłaś błąd. Puszczając się w wieku 17 lat nie wiadomo gdzie i z kim!- Poczułam ucisk w klatce piersiowej. To cios poniżej pasa. Od własnej matki usłyszeć takie słowa...
 - Nic. O mnie. Nie wiesz... A teraz wybacz, ale muszę się przygotować do wyjścia.- Odwróciłam się, i już miałam odejść gdy usłyszałam słowa matki.
 - Nie wyjdziesz ani dziś, ani nigdy więcej dopóki mi nie powiesz kto jest  ojcem dziecka. Nie bądź samolubna! Wiesz co ludzie gadają? Co o mnie myślą przez ciebie?! - Tego było za wiele. Nie mogąc się powstrzymać odwróciłam się do matki i zalana łzami powiedziałam tylko dwa słowa.
 - Zostałam zgwałcona- Wymawiając to, głos mi się łamał. Pobiegłam w stronę schodów. Kątem oka zobaczyłam jeszcze szok w oczach matki. Weszłam do pokoju i szybko założyłam na siebie przygotowane wcześniej ubranie. Spojrzałam na zegarek. 18:46. Umyłam twarz, nałożyłam trochę podkładu i lekko pomalowałam rzęsy. Jeszcze trochę roztrzęsiona wybiegłam z domu. Biegłam przez główną ulicę, następnie skręciłam w  alejkę. Zatrzymałam się przed budynkiem o nazwie "Appettit". To miejsce przywołało wiele bolesnych wspomnień. Wzięłam kilka wdechów. Mimo że rozsądek podpowiadał, abym nie wchodziła, wiedziałam że muszę to zrobić. Poczułam w sobie przypływ ogromnej siły, pewności siebie. By móc odpowiednio funkcjonować i ułożyć sobie życie, muszę stawić czoło przeszłości, i w tym momencie byłam pewna że mogę to zrobić. Nie mając żadnych wątpliwości otworzyłam drzwi knajpy.

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 6

 Szepty... Nie słyszałam nic więcej oprócz cichych szeptów w mojej głowie. Ktoś mnie wołał, powtarzał moje imię. Chciałam się obudzić, zobaczyć kto mnie woła, ale moje ciało było wykończone. Jakby uleciała ze mnie cała energia. W pewnej chwili szepty robiły się coraz głośniejsze, wracałam z powrotem do normalnego świata.
  Kiedy się ocknęłam, znalazłam się na polanie. Nie, to był las. Słońce oświetlało drzewa i krzewy, panował straszny upał. Wycieńczona wstałam na równe nogi i zaczęłam się rozglądać. Gdzie ja jestem? Powinnam być chyba w szkole. Po chwili wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Nate. Zdenerwowana zaczęłam go szukać, mając nadzieję że gdzieś tu jest. W końcu zrezygnowałam i załamana usiadłam na pniu. Po co ja się łudzę że ktoś tu ze mną jest? Że ktoś mnie potrzebuje? 
 Nagle usłyszałam kroki dochodzące z za drzew. Szybko zerwałam się gotowa do obrony. Po chwili z za krzaków wyłonił się Nate. Tyle że nie był już uśmiechnięty jak wtedy w nocy. Jego twarz wyrażała... Sama nie wiem co. To dziwne, nigdy nie miałam problemu  z odczytaniem cudzych uczuć.
 Nate podszedł bliżej i stanął kilka metrów przede mną. Milczeliśmy tak w bezruchu przez dobre kilka minut. Już miałam się odezwać, gdy podbiegł do mnie i objął mnie w pasie. Był tak blisko. Czułam na karku jego ciepły oddech, jego zapach. Cudowne uczucie. Zaskoczona i lekko oszołomiona powoli wyrwałam się z jego uścisku.
 - Wybacz. Nie powinienem.- powiedział Nate. Zauważyłam że bardzo uważnie mi się przygląda. Jego jasno niebieskie oczy zwalały z nóg. Ze zawstydzeniem spuściłam wzrok na ziemie.
 - Nie, nic się nie stało. Ten, no.. To znaczy ok jest wszystko.- Spaliłam raka. Akurat w takim momencie musiało ujawnić się moje jąkanie? Nienawidzę siebie coraz bardziej. Usłyszałam śmiech. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na Nate'a. Uśmiechał się jak wtedy pod latarnią. Znowu miałam wrażenie jakby był beztroski i kochał życie nad wszystko.
 - Wyglądasz... Jakbyś nie miał problemów i żył każdym dniem jak ostatnim. Opowiedz mi. - Dlaczego wyjechałam z tym tekstem? Nie poznaję siebie już w ogóle. Nie znam tego kolesia, a mimo wszystko ciągnie mnie do niego jak jeszcze nigdy do nikogo.
 - Życie jest cudowne, trzeba się nim cieszyć dopóki się je ma nie uważasz Annie?- zatkało mnie. Spodziewałam się że powie coś w stylu " moje życie jest do bani", " nic nie rozumiesz". "wydaje ci się". Uśmiechnęłam się pod nosem.
 - Jesteś niezwykły.- ugryzłam się w język. To jest ta chwila w której mam ochotę zapaść się pod ziemię. Wybuchłam śmiechem. Po kilku sekundach zdałam sobie sprawę że śmiałam się pierwszy raz od tamtego dnia... od gwałtu. Na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze. Nie wiedzieć czemu naszła mnie ochota na zwierzenie się Nate'owi z moich problemów. Czułam że nadchodzi potok słów.
 - Życie jest do bani! Wszystko jest do dupy. Nie ma ani jeden rzeczy, która byłaby piękna i dla której chciałoby się żyć na tym świecie. Ludzie to śmiecie a świat to jedno wielkie wysypisko.- Mówiąc to zaniosłam się płaczem. Upadłam z powrotem na ziemie i zaczęłam to co umiem najbardziej- użalać się nad sobą.
 - Nie mów tak Annie. Ludzie są cudem świata, nie śmiećmi. Nie znam cię dobrze, nic  o tobie nie wiem ale może warto dać szanse swojemu życiu?
 - Mówisz jak jakiś tani poeta.- Nie musiałam być wredna. To robiło się silniejsze ode mnie. Wszystkie problemy spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie poradzę sobie ze wszystkim. Odgoniłam moje myśli i spojrzałam na Nate'a. Uśmiechał się, chyba go rozbawiłam.
 - Więc Annie... Opowiedz mi.
 - Opowiedzieć co? - zapytałam zaskoczona.
 - Wszystko. Zaciekawiłaś mnie i chcę cię poznać.- Patrzyliśmy sobie prosto w oczy przez chwile. Nagle słowa posypały się z moich ust tak szybko że zanim zdałam sobie sprawę, opowiedziałam Nate'owi  historie całego mojego życia.
 Gdy skończyłam opowiadać, przyglądał mi się przez parę minut. Nie. On mnie obserwował. Jakby na coś czekał. Ja natomiast czekałam na moment kiedy Nate mnie zacznie wyzywać i odwróci się do mnie plecami jak wszyscy inni.
 - Powiesz coś?- Zdobyłam się na odwagę, lecz on dalej milczał. Uznając to za odpowiedź odwróciłam się i ruszyłam w kierunku ścieżki. Poczułam że łzy napływają mi do oczu. Znowu.
 - Annie! Poczekaj.- Spojrzałam na Nate'a. Ciekawiło mnie czego ode mnie jeszcze chce.
 - Nie mam zamiaru słuchać tego jaką dziwką i szmatą jestem, i jak nisko upadłam. Daruj sobie!- wykrzyczałam mu w twarz. On tylko uśmiechnął się łagodnie i pogładził po policzku.
 - Rozglądnij się, poznajesz to miejsce?- Zrobiłam co kazał. Faktycznie, już tu byłam. Wtedy, po gwałcie. Ten las, to było dokładnie tutaj.
 - Więc to byłeś ty. Myślałam że mi się śniło że kogoś widziałam. Dlaczego mnie tu zabrałeś?
 -  Nie znam wielu osób takich jak ty. Co ja mówię. Nie ma na świecie ludzi takich jak ty. Jesteś wyjątkowa. Tylko ktoś taki jak ty poradziłby sobie z tym wszystkim co cię spotkało, z gwałtem, odrzuceniem, narkotykami, ciążą, obelgami. Przeżyłaś tak dużo w tak młodym wieku. Wtedy, gdy znalazłem cię w lesie od razu wiedziałem kim jesteś.
 - Co to znaczy? Kim jestem?- zapytałam zdezorientowana.
 - Jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam i stawisz czoła największym przeciwnością losu. Wierzę w ciebie.- Łzy wzruszenia spływały po moich policzkach, wtuliłam się mocno w Nate'a.
 - O boże, dopiero się poznaliśmy a już takie sentymenty. Najgorsza pierwsza randka w  życiu- powiedział Nate. Wybuchnęliśmy śmiechem.
 - Możemy to zmienić. Praktycznie nic o tobie nie wiem, a chętnie się dowiem. Na przykład co robiłeś dzisiaj w mojej szkole? Uczysz się tu?- to pytanie nie dawało mi spokoju od kilku godzin.
 - Nie. Tak właściwie to mam już 22 lata.- Uśmiechnął się zawiadacko. Lekko zaskoczona odwzajemniłam uśmiech, po czym udaliśmy się razem w stronę wyjścia z lasu. Minęło sporo czasu odkąd tu jesteśmy.

                                                                                    1 grudnia 2011 roku ( godzina 23:00)
 
                                                Kochany Pamiętniku.

"Ten dzień był wspaniały. Pomijając tragiczne rozpoczęcie, było cudownie. Nigdy nie pomyślałabym że kiedykolwiek poczuję taką harmonię w moim życiu. Szczególnie dlatego że wiele się w nim dzieje. Nie mogę uwierzyć że dopiero co poznany chłopak, a właściwie mężczyzna bo okazało się że jest już na studiach, stanie się dla mnie taki ważny. Nie miałam też nadziei że kiedyś ktokolwiek będzie w stanie z taką łatwością zaakceptować moją przeszłość. To cud. Widać moje życzenie północne zaczyna się spełniać. Przy Nate'cie czuję że mogę pokochać świat, pogodzić się ze swoim losem i żyć długo i szczęśliwie. Czuję że mam szansę odzyskać wiarę w miłość, marzenia i szczęście. Ogólnie czuję teraz wiele rzeczy. Pisząc to tu jestem cały czas uśmiechnięta i jakaś zbizikowana. Nie poznaję się już. W jednej chwili moje życie odwróciło się do góry nogami, a mi się to podoba. W sercu zaczynam czuć przyjemne ciepło, którego jeszcze nigdy nie czułam. Pierwszy raz od zdarzenia w knajpie mam poczucie że ktoś się o mnie troszczy i mu na mnie zależy. Wszystko wydaje się lepsze. Powoli akceptuję siebie i mój los. Dziś kiedy wróciłam do domu, pierwszy raz pomyślałam o dziecku. Nigdy tego nie robiłam. A teraz kiedy myślę o tym że mam w swoim ciele małą istotkę czuję ogromne wzruszenie. Cudownie jest być mamą. Nawet mamą jeszcze nienarodzonego dziecka. Ten chłopak mnie zmienia, widzę to. W tak krótkim czasie dokonał u mnie przemiany, której ja nie potrafiłam dokonać. Nate- jesteś cudem tego świata, ale boję się że się w tobie zakocham."

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 5

1 grudnia 2011 roku

                                                         Kochany Pamiętniku


" Ogarnia mnie strach. Coraz bardziej boję się samotności. Jestem właśnie w toalecie szkolnej. Tylko tu mogę posiedzieć z dala od wścibskich spojrzeń innych. Jak tylko weszłam do szkoły usłyszałam śmiech, wyzwiska i inne okropne rzeczy. Zaskoczyło mnie to. Nikt przecież nie mógł się dowiedzieć że jestem w ciąży. Moja rodzina na pewno nikomu nie pisnęła słówka bo dla nich to wstyd, więc kompletnie nie rozumiem co się dzieje. Oczywiście nie spodziewałam się że jak się dowiedzą to będą mnie przytulać i mi gratulować, ale to co mnie spotkało było okrutne. "


 Usłyszałam stłumiony dzwonek na lekcję. Szybko zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go do torby. Niechętnie wyszłam z toalety i udałam się w kierunku klasy. Spojrzałam na plan zajęć. Pięknie. Akurat się złożyło że mam teraz "Wychowanie seksualne". Niepewnie przekroczyłam próg klasy. W sali nie było jeszcze nauczyciela, ale wszyscy siedzieli w ławkach i patrzyli w stronę drzwi. Odwróciłam się zobaczyć na co się tak gapią, po czym uświadomiłam sobie że to ja jestem celem ich spojrzeń. Zmieszana spuściłam wzrok na ziemie i podeszłam do mojej ławki. Na moje nieszczęście obok mnie siedzi Kayle- znany podrywacz, arogancki koleś, który kiedy tylko zaliczy rzuca dziewczynę i nią pomiata. Nie cierpię go. Sięgnęłam do mojej torby aby wyjąć książki.
 - No no, nie byłem pewny czy jeszcze kiedyś cie zobaczę piękna. - Zażartował Kayle. Wszyscy wybuchli śmiechem. Wszyscy ale nie ja. Zignorowałam jego uwagę i zaczęłam czytać rozdział, "Jakie są metody antykoncepcji dla obu płci". Mój błąd. Od razu gdy Kayle zobaczył co czytam zaczął się śmiać i mówić głupie rzeczy.
 - Skarbie chyba za późno na to żebyś się uczyła antykoncepcji.- Znowu śmiech. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Nienawidzę go, nienawidzę. Już miałam wyjść z klasy, kiedy nagle usłyszałam niski, seksowny ale przede wszystkim znajomy głos.
 - Daj jej spokój, wiemy że ty wszystko umiesz, dziewczyna się dopiero uczy- Podniosłam głowę. Przede mną stał uśmiechnięty Nate. Do diabła! Co on tutaj robi? Szybko zerwałam się z krzesła i wybiegłam z klasy. W drzwiach zderzyłam się jeszcze z nauczycielem, więc mam już załatwioną wizytę w dyrekcji.
 Biegłam pustym korytarzem nie powstrzymując już łez. Skąd oni wiedzą o ciąży? Dlaczego Nate tu jest? Tysiące pytań wirowało w mojej głowie. Za dużo się w moim życiu stało. Nagle poczułam silną potrzebę porozmawiania z przyjaciółką. Wyciągnęłam szybko komórkę i wysłałam jej sms. Po 5 minutach z za rogu wyłoniła się Cassie. Ale nie była sama. Towarzyszyły jej Melodie i Alexis. Królowe całego liceum. Każdy chłopak za nimi szaleje, każda dziewczyna chce się z nimi przyjaźnić. Zawsze z Cassie je wyśmiewałyśmy. Platynowe blondynki z dużymi cyckami i nadmiarem szminki.
 Zdziwiło mnie co moja przyjaciółka robi w ich towarzystwie, wręcz mnie to przeraziło. Miałam złe przeczucia. Podeszłam do nich bliżej. Wszystkie 3 patrzyły na mnie z góry. Widząc stylizację Cassie doznałam szoku. Miała na sobie bardzo obcisły i wydekoltowany top, krótkie spodenki, które prawie odsłaniały jej tyłek i wysokie szpilki. Do tego różowa szminka i ostro pomalowane oczy.
 - Hej Cass, dawno się nie widziałyśmy. Chciałam z tobą porozmawiać na osobności- Powiedziałam. Starałam się żeby zabrzmiało naturalnie. Miałam nadzieję że nie widać było po mnie że płakałam.
 - Nie mamy o czym. Wybacz Annie ale nie mogę zadawać się ze szmatami.- Serce mi stanęło. Mój żołądek chyba mocno wirował bo zebrało mi się na wymioty. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Chyba się przesłyszałam. Na pewno. Moja najlepsza przyjaciółka, która znała mój największy sekret, znała prawdę o gwałcie i wiedziała o mnie wszystko nie mogła nazwać mnie właśnie szmatą!
 - Szmatami? O co ci chodzi? Co ja ci zrobiłam?- odpowiedziałam jej powoli. Co kilka sekund musiałam robić głębokie wdechy aby utrzymać emocje pod kontrolą.
 - Och kochanie, jak możesz nie wiedzieć. Cała szkoła o tym mówi. Wybacz że nie mogłam dotrzymać twojego sekretu ale to zbyt wielki wstyd bym mogła się z tobą przyjaźnić.- Sekretu? Znieruchomiałam. Czyżby powiedziała wszystkim o tym że mnie zgwałcono...
 - Cholera o czym ty  do mnie mówisz!- już się nie kontrolowałam. Złość i dezorientacja tryskały ze mnie na całego. W głowie miałam tysiąc przekleństw na ten świat. Mój oddech przyspieszył. Złapałam się szafek aby nie upaść. Łzy spływały po moich policzkach.
 - Możecie nas zostawić same?- Powiedziała Cassie do pozostałych dziewczyn. Po chwili zniknęły z pola widzenia.
 - Kilka dni temu przyszła do mnie Alexis w twojej sprawie. Powiedziała że słyszała plotki że się puściłaś z chłopakiem z knajpy - Frankiem i jesteś teraz w ciąży.  Początkowo byłam w szoku, nie wiedziałam skąd ona ma takie informacje. Nie chciałam cię wydać bo obiecałam że nie powiem nikomu o gwałcie, więc próbowałam zmienić temat. Ale ona dalej drążyła, i powiedziała że jak jej powiem prawdę to włączą mnie do swojego towarzystwa. Powiedziałam jej więc że przespałaś się z kolesiem z knajpy, którego dopiero poznałaś. Annie....zrozum. Nie chciałam tego, kocham cię bardzo i jest  mi cholernie głupio, ale nie mogę już tego odkręcić. Kiedy się z tobą przyjaźniłam byłam na uboczu. Nikt cię nie lubił, dlatego i ja byłam mniej lubiana. Zawsze w głębi serca chciałam być popularna. Nie mogę się już z tobą zadawać, przepraszam.- Stała tak jeszcze parę minut, czekając chyba na moją reakcję. W gardle poczułam wielką gulę, w klatce piersiowej ukłucie. I...i taką pustkę.
 "Nikt cię nie lubił dlatego i ja byłam mniej lubiana" co ona w ogóle pieprzy? Przecież miała mnóstwo znajomych, a ja jej nigdy nie ograniczałam. Jak mogła zrobić mi coś takiego. To niemożliwe aby człowiek potrafiłby być aż tak okrutny.
 - Wynoś się! Nie chcę cię znać, zejdź mi z oczu! Nie mogę pojąć jak można być takim człowiekiem by z dnia na dzień tak skrzywdzić swoją przyjaciółkę... Zaraz, przecież ty mnie nie traktowałaś jak przyjaciółkę!- Nie musiałam prosić dwa razy. Cassie w milczeniu odwróciła się o odeszła. Zostałam sama... Fizycznie, psychicznie, duchowo. Nie mam już nic. Moja rodzina mnie nienawidzi, moja przyjaciółka mnie nienawidzi, cała szkoła mnie nienawidzi.
 Straciwszy wszystkie siły upadłam na kolana. Nie miałam siły nawet na płacz. Dłonie mi się trzęsły, ciało powoli przestało mnie słuchać. W pewnym momencie poczułam czyjąś rękę na plecach. Drżenie ustało. Podniosłam głowę, i zobaczyłam zamgloną twarz Nate'a. Nie pytając  o nic, wziął mnie na ręce i ruszył w stronę frontowych drzwi. Wtulając się w ciepły tors Nate'a i jego cudowny zapach po chwili zasnęłam. Czułam że tylko w jego ramionach mogę być bezpieczna.