sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 11

                                                                                                               10 marca 2011 roku

                                                 Kochany Pamiętniku!


"Wszystko powoli wraca do normy. Czuję że znowu mogę żyć i cieszyć się życiem. Pierwsze miesiące ciąży były trudne ale teraz jest już lepiej. Moje relacje z rodzicami są teraz naprawdę rewelacyjne. Tata dalej zachowuje się nienagannie. Chodzi do pracy, pomaga w domu, rozmawia ze mną. Mama też się zmieniła. Odkąd powiedziałam jej o gwałcie, zauważyłam że się obwinia. Przykro mi jest jak to widzę ale nie mogę nic zrobić. Moi bracia zrozumieli że niedługo urodzę dzidziusia. Szczerze mówiąc są z tego powodu bardzo uradowani. Obiecali mi że będą się nim opiekować, gdy ja pójdę do szkoły. Jednak najbardziej radosną dla mnie zmianą jest Nate. Chłopak dzięki któremu odbiłam się od samego dna. To on nauczył mnie jak na nowo żyć, cieszyć się i doceniać każdą chwilę z życia ale przede wszystkim nauczył mnie kochać i nie bać się miłości. Tak pamiętniczku, zakochałam się. Zakochałam się na zabój. Nie widzę świata poza moim dzieckiem i Nate'm. Spotykamy się praktycznie codziennie. Przychodzi do mojego domu w południe z kwiatami a następnie wyciąga mnie na spacer. Czuję się jak księżniczka. Jeśli chodzi o Frank'a to stało się dosyć skomplikowane. Odkąd powiedziałam mu o dziecku nie usłyszałam od niego żadnej wiadomości. Można powiedzieć że zapadł się pod ziemie. W tamtym tygodniu poszłam do "Appettit" i jego zastępca mi powiedział że Frank zrobił sobie wolne i nie wie kiedy wróci. Cóż... Nie mogłam się spodziewać innej reakcji. Mam nadzieję że wszystko się ułoży."


 Skończywszy pisać odłożyłam pamiętnik i długopis na swoje miejsce. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegarek. Elektroniczne cyfry pokazywały 23:32. Pięknie. Rano mam wizytę u lekarza a nie zdążę się wyspać. Wstałam z miejsca i rozścieliłam swoje łóżko. Następnie podeszłam do komody i wyjęłam z niej niebieską koszulkę nocną z napisem "Love Me 4 Me", oraz bieliznę i udałam się do łazienki. Gdy stanęłam przed kabiną prysznicową szybko zdjęłam z siebie ubrania i do niej weszłam. Odkręciłam "zawias"- tak mówię zawsze na to czym odkręca się wodę bo nigdy nie mogę sobie zapamiętać jak to się nazywa. W ułamku sekundy poczułam jak spływa na mnie zimna woda, a potem coraz cieplejsza. Całkowicie zrelaksowana i odcięta od świata prawie nie usłyszałam jak moja komórka się rozdzwoniła.
 Otrząsnęłam się z mojego raju i szybko wyszłam z kabiny. Owijając się tylko ręcznikiem wypadłam z łazienki jak torpeda. Miałam nadzieję że to Nate. Kiedy dorwałam telefon, na wyświetlaczu ukazał mi się obraz ślicznej brunetki o zabójczym uśmiechu. Poczułam łzy w oczach. Minęło sporo czasu odkąd rozmawiałam z Cassie. I z tego co pamiętam na sza rozmowa nie była jedną z tych milszych.
 Zabrałam głęboki wdech. No dalej Annie, dasz radę. Przekonując samą siebie że powinnam odebrać, dotknęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha, lecz z moich ust nie usłyszałam nic. Nie potrafiłam powiedzieć do Cassie nawet zwykłego "halo". Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam głos po drugiej stronie.
 - Annie? Jesteś tam?- Serce zaczęło mi bić mocniej. Na dźwięk głosu mojej najlepszej przyjaciółki ( a właściwie to byłej, ponieważ się mnie wyparła ) nogi miałam jak z waty. W oczach pojawiły mi się łzy. Te wszystkie chwile, które razem spędziłyśmy. Te odpały, żarty, kłótnie. Byłyśmy jak siostry. Chociaż nawet więzi sióstr nie są takie głębokie jak nasze były. Nagle przed oczami stanął mi obraz z przeszłości. Miałam może wtedy 8 lat. Pamiętam to jak dziś. Jechałam główną drogą na deskorolce, dostałam ją właśnie od wujka. Niestety była ze mnie trochę taka oferma. Rozpędziłam się z górki i nagle straciłam równowagę. Przewróciłam się na asfalt i stłukłam kolano i łokieć. Płakałam jak mops i czekałam aż ktoś mi pomoże. Wtedy jak na zawołanie z za rogu ulicy wyłoniła się ciemnowłosa dziewczynka. Wysoka jak na swój wiek i przepiękna. W jednej chwili przestałam płakać. Podziwiałam tylko nieznajomą. Nagle ona do mnie podeszła i zapytała czy nic mi nie jest. Byłam w szoku. Ktoś taki jak ona rozmawia ze mną. Niezdarą z brzydkimi włosami i nudną urodą. Od tego czasu zostałyśmy przyjaciółkami i stałyśmy się nierozłączne. Razem na wieki. Przez cały ten czas próbowałam jej się jakoś odwdzięczyć.
 - Hmmm- Wyrwało mi się.
 - Co? Mówiłaś coś?- Właśnie uświadomiłam sobie że odpowiedź na moje myśli skwitowałam na głos. Lekko speszona próbowałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
 - Tak to ja. Masz do mnie jakąś sprawę?
 - Właściwie to ja... - Poczułam że Cass się krępuje. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyobraziłam sobie jak marszczy nos i spuszcza wzrok na ziemie. Zawsze tak robi jak coś utrudnia jej to co ma powiedzieć.
 - Nie musisz owijać w bawełnę. Wal prosto z mostu, wiesz że przyjmę wszystko. - Sama nie wierzyłam w to co właśnie powiedziałam. Szczerze to byłam przerażona tym co Cassie ode mnie chce i co ma mi do przekazania. Nie wiedziałam czy to zniosę.
 - Chciałam po prostu zapytać co u ciebie.- Zamurowało mnie. Spodziewałam się wszystkiego ale tego.
 - Yy, no wiesz całkiem dobrze.
 - Tak? Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Bałam się do ciebie zadzwonić ale w końcu postanowiłam że tak będzie przecież lepiej. Nie mogę cię olać. Jak tam się czujesz?
 - Jak zawsze. Dobrze, wszystko z dzieckiem jest okay więc nie muszę się martwić.
 - Aha. Wiadomo już czy to chłopiec czy dziewczynka?
 - Jutro idę do lekarza. Wszystkiego się tam dowiem.
 - Aaa..
 - Co takiego?
 - Mogę pójść z tobą?- To pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu. Nie wiedząc co mam odpowiedzieć po prostu się zgodziłam. Cassie wydawała się ucieszona.
 - To świetnie, przyjadę po ciebie o 7 rano więc bądź gotowa.
 - Nie-e ma sprawy.- Odpowiedziałam jej jeszcze nieco troszkę zszokowana.
 Rozłączając się miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam co o tym wszystkim mam myśleć. No bo przecież Cass dała mi jasno i wyraźnie do zrozumienia że się mnie wstydzi i już nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Teraz nagle ten telefon i propozycja.
 Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nas tym co właśnie zaszło. Przez głowę przechodziły mi różne myśli. Między innymi takie że Cassie szykuje jakiś podstęp, ale szybko wyrzuciłam to z głowy. Znam ją przecież prawie 10 lat, nie jest złym człowiekiem. Nie cieszy ją ludzki ból. Może i dołączyła do odpicowanych laluń, ale mimo wszystko została ta samą osobą.
 Wróciłam do łazienki i dokończyłam wieczorną toaletę. Gdy już skończyłam rzuciłam się na łóżko. Zmęczona i zaspana zanurzyłam się po czoło we flanelowej kołderce. Jak tylko zamknęłam oczy wątpliwości powróciły.
  Powinnam jej zaufać. Chcę przecież zacząć wszystko od nowa. To oznacza porzucenie dawnych urazów i zawiązanie nowych więzi. Tym razem silniejszych i już na zawsze. Nie chcę zostać sama i bez przyjaciółki. Gdyby był tu Nate z pewnością by poparł moją decyzję. Uśmiechnęłam się pod nosem. Od razu przed oczami pojawił mi się obraz przystojnego niebieskookiego chłopaka. Z tym właśnie obrazem odpłynęłam w krainę snów.
 To co widziałam we śnie było piękne. Dzień ślubu. Mojego ślubu. Miałam na sobie piękna białą sukienkę, która odsłaniała mi plecy. Włosy były upięte w wysoki kok a chodząc w wysokim szpilkach nie czułam się niekomfortowo. Wszystko było idealne. Nagle poczułam zdenerwowanie i panikę. A co jak przy ołtarzu nie zastanę nikogo? Co będzie jeśli to tylko kolejny z koszmarów a nie piękny sen. Niepewnie i w strachu skręciłam w ostatnią prostą. Teraz będzie ten moment, w którym okaże się kto będzie moim mężem. Ostrożnie podniosłam wzrok do góry. To kogo tam zobaczyłam przepełniło moje serce radością. Przy ołtarzu stał uśmiechnięty Nate i wyciągał w moją stronę dłoń. Czekał na mnie! W tej samej chwili miałam ochotę wyrwać się z objęć mojego taty i biegiem rzucić się w stronę Nate'a. Jednak jak to w snach bywa nie dzieję się tak jak tego chciałam. Miałam wrażenie że trwało to wieczność zanim znalazłam się obok mojego ukochanego. Miał na sobie czarny garnitur, z czarną muszką. Na klatce piersiowej zapięta była czerwona róża. Wyglądał cudownie. Cała w skowronkach wyciągnęłam dłoń aby go dotknąć. Jednak gdy tylko nasze palce się złączyły, zamiast Nate'a przede mną stanął zielonooki blondyn z aroganckim uśmiechem. Frank. Szybko od niego odskoczyłam. Chciałam krzyczeń i uciekać, lecz gdy się odwróciłam nikogo przy mnie nie było. Zostaliśmy sami. Nie byliśmy już nawet w kościele. Rozejrzałam się dookoła. Stałam w pięknej ślubnej sukni w pustej i ciemnej knajpie "Appettit", a obok mnie dzikim wzrokiem patrzył na mnie Frank. Wystraszona zaczęłam się cofać, lecz i to było nieskuteczne. Frank rzucił się na mnie i zaczął całować.
 Z krzykiem obudziłam się ze snu. Cała spocona czułam jak serce podchodzi mi go gardła. Szybko zeszłam z łóżka i spojrzałam na zegarek, 3:20. Pobiegłam do łazienki i przemyłam zimną wodą twarz. Z czasem tętno wracało do normalnego stanu. Po kilku minutach wróciłam ponownie do pokoju. Stanęłam nad łóżkiem i niepewnie się z powrotem położyłam. Co będzie jak ten sen wróci? Wystraszona skuliłam się w kłębek i powstrzymując łzy zasnęłam na nowo.
 A myślałam że ruszyłam na przód...