sobota, 25 maja 2013

Rozdział 10

 - Co ty tu do jasnej cholery robisz?!- wykrzyknęłam Frank'owi w twarz. Byłam w dość mocnym szoku. Nie wiedziałam czy mam zamknąć mu drzwi przed nosem i dzwonić po rodziców czy zostać i dowiedzieć się po co tu przyszedł. Oderwałam się od myśli i spojrzałam na człowieka z moich koszmarów. Zatrzymałam wzrok na jego dłoniach. Miał duże i wydawać się może że umięśnione ręce, ale zarazem delikatne dłonie. Następnie mój wzrok powędrował ku jego twarzy. I w tym miejscu się zatrzymałam. Gdy spojrzałam na jego usta, poczułam obrzydzenie. Wszystkie wspomnienia na nowo powróciły. W mojej głowie nagle zaczęły pojawiać się obrazy... Jak Frank się na mnie rzuca. Jak uderza mnie w twarz. Jego łapczywe usta, nachalnie całują moje. Jak zdziera ze mnie ubrania i mnie dusi, abym nie mogła krzyczeć.
 Z myśli wyrwał mnie głos Frank'a.
 - Wszystko ok?
 Właśnie zorientowałam się że po policzku spływały mi łzy. Szybko je wytarłam i się wyprostowałam. Udając pewną siebie, na tyle ile mnie było stać, postanowiłam dowiedzieć się czego tu szuka ten potwór.
 - Zadałam ci pytanie. Co ty tu robisz? Masz tupet żeby się tu zjawiać...
 - Chciałem porozmawiać.
 -O czym?- zapytałam ze zdenerwowaniem. Jak tak dalej pójdzie to stracę nad sobą całkowicie kontrolę.
 - Kiedy przyszłaś ostatnio do knajpy... Ja byłem w szoku. Szczerze to nie sądziłem że cię jeszcze kiedykolwiek spotkam. Ale kiedy cię zobaczyłem, poczułem straszny ból. Może mi nie uwierzysz ale żałuję tego co zrobiłem. Nie chciałem tego. Nigdy bym nie skrzywdził kobiety ja..
 - Och to trochę duże słowa nie uważasz? "Nigdy bym nie skrzywdził kobiety". Nie mów tak, już to zrobiłeś. I to w najgorszy możliwy sposób.- Przerwałam mu w połowie zdania. Czułam jak zła energia zaczyna się we mnie kumulować. Złość i smutek narastają. To źle wróży.
 - Dlaczego wtedy zemdlałaś? Co się stało?- zmienił temat. Tak ot tak. Wkurzyłam się jeszcze bardziej. Za kogo ma się ten typ żeby najpierw tu przychodzić z "przeprosinami" , a teraz mnie ignorować.
 Stałam tak i gapiłam się na niego z szeroko otwartymi oczami, gdy nagle usłyszałam telefon. Nie zwracając uwagi na stojącego w drzwiach Frank'a, podbiegłam do stolika i spojrzałam na wyświetlacz. Nate. Wzięłam kilka głębokich wdechów aby się uspokoić i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
 - Tak?
 - Hej, sory ale chyba się trochę spóźnię. Myślałem, że zrobię ci niespodziankę i przyjdę wcześniej ale jest straszny korek. Dziwne to jest trochę, bo nigdy nie ma takiego ruchu. W każdym bądź razie, przepraszam jeszcze raz. Na pocieszenie kupię ci więcej pączków.
 Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy rozmawiałam z Nate'm zapomniałam o wszystkim. O tym, że przed moimi drzwiami stoi człowiek, który mnie zgwałcił. O tym, że jestem z nim sama. Nagle oprzytomniałam. Skoro Nate się spóźni, to znaczy że nie mam szans na to aby ktoś przyszedł TU, zanim Frank mi coś zrobi.
 Strach powrócił na nowo. Starając się pospiesznie wymyślić jakiś pretekst do zakończenia rozmowy z Nate'm, podbiegłam do drzwi wejściowych. Nikogo w nich nie było. Wystraszona zaczęłam się rozglądać dookoła.
 - Annie, wszystko w porządku?- w słuchawce usłyszałam zatroskany głos Nate'a. Serce mi pękało gdy musiałam skłamać.
 - Tak tak jasne. Wszystko w najlepszym porządku. Zgubiłam tylko sweter i biegam po całym domu w poszukiwaniu. Musze już kończyć. Kiedy mniej więcej będziesz?
 - Za 20 minut? Może wcześniej.
 - Dobra, to czekam. Pa-pa.
 Kiedy tylko się rozłączył, pobiegłam do kuchni. Na widok Frank'a opierającego się o blat kuchenny żołądek podskoczył mi do gardła. "Spokojnie Annie, nic się nie dzieje" powtarzałam sobie to w myśli.
 - Musimy pogadać. Po całym mieście chodzą plotki że jesteś w ciąży... Chcę znać prawdę. - Popatrzył na mnie ostrzegawczym wzrokiem. Przeszył mnie zimny dreszcz.
 - Skoro słyszałeś plotki wiesz też pewnie że się przespałam z pewnym chłopakiem. Nie mam bladego pojęcia w jakim celu do mnie przyszedłeś.- Próbowałam przybrać wyluzowany i obojętny ton. Wbiłam wzrok w ziemie. Czekałam aż Frank coś powie, zaśmieje się, obrzuci mnie wyzwiskiem jak to robią inni. Nie doczekałam się niczego. Po kilku dobrych minutach niepewności spojrzałam z powrotem na Frank'a, ciekawa jego wyrazu twarzy. O dziwo, zaskoczył mnie. Jego twarz nie wyraża praktycznie nic. Nawet grymasu. Był w stu procentach poważny i przeszywał mnie wzrokiem. Speszona westchnęłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego że już się nie boję. W międzyczasie gdy z nim rozmawiał strach i przerażenie gdzieś się ulotniło. Trochę zmieszana i zaskoczona odwróciłam się tyłem do Frank'a.
 - Gdzie idziesz?- Odezwał się po dłuższej chwili. Już miałam mu odpowiedzieć, ale zmieniłam zdanie. Pomaszerowałam prosto w stronę schodów, nie odwracając się przy tym w tył. Kątem oka zobaczyłam jednak że Frank za mną idzie. Wyszłam po schodach na piętro i skręciłam w stronę swojego pokoju. Trochę nierozsądne z mojej strony iść do sypialni z Frank'iem, ale chciałam mu coś pokazać. Gdy weszłam do pokoju powoli zbliżyłam się do komody obok łóżka. Usłyszałam że Frank też dotarł na miejsce. Otworzyłam szufladkę i wyciągnęłam z niej małą kopertę. Wzięłam głęboki wdech. " Musisz to zrobić, teraz albo nigdy".  Z tą myślą podałam Frank'owi kopertę. Gdy ją otwierał widać było po jego twarzy zmieszanie i niepewność. W poczekaniu na jego reakcję usiadłam na fotelu, naprzeciwko Frank'a.
 W momencie gdy otworzył kopertę, znieruchomiał.
 - To.. przecież..- wydukał powoli.
 Objęłam dłońmi brzuch. Frank zauważył wykonaną przeze mnie czynność. To go jeszcze bardziej upewniło z tym co przed chwilą zobaczył. Powoli usiadł na łóżku. Widziałam że jest w szoku. Przez chwilę przeszła mnie myśl żeby podejść do niego, przytulić go i powiedzieć coś w stylu " Nie przejmuj się, wszystko będzie ok", ale szybko się rozmyśliłam.
 Uważnie obserwowałam Frank'a. Przez co najmniej dziesięć minut siedział w jednym miejscu, nie ruszając się a w ręku trzymał mocno kopertę. Odchrząknęłam.
 -  To musi być dla ciebie szok. Ale tak. To jest USG. USG twojego dziecka.
 Powiedziałam, bo chyba jeszcze to do niego nie dotarło. Nagle Frank zerwał się na równe nogi.
 - Muszę już iść.- Wyrzucił kopertę na łóżko i wybiegł z pokoju. Lekko zaskoczona zeszłam za nim na dół. Za późno. Poszedł sobie.
 - Łoooo- powiedziałam do siebie z westchnieniem. Mimo wszystko poczułam ulgę. Może i to co przed chwilą zrobiłam było nieodpowiedzialne i głupie, ale chcę żeby ten potwór wiedział co zrobił. Chcę żeby wiedział że ma dziecko. Nie mam zamiaru patrzeć jak zabawia się z innymi panienkami, wtedy kiedy ja będę wychowywać dziecko.
 Pełna wątpliwości wróciłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam pamiętnik i zaczęłam pisać.

                                                                                                                      1 lutego 2011 roku
                                             Kochany Pamiętniku!


"Nie wiem jak się wszystko potoczy. Nie znam przyszłości, nie mogę jej przewidzieć. Pewnie dziś wieczorem będę żałować tego że powiedziałam Frank'owi o dziecku. Nie chcę żeby to źle zrozumiał. Nigdy w życiu nie pozwolę mu się zbliżyć do mojego maleństwa. Mam plan. Plan polegający na tym że Frank będzie płacić alimenty. Jest mi to winien. Jest to winien mojemu dziecku. Gdy urodzę sama wychowam Pheoby- mam nadzieję że będzie to dziewczynka. Będę najlepszą mamą na świecie. Nigdy nie pozwolę by czegoś zabrakło mojej małej dziewczynce. Nie pozwolę by kiedykolwiek poczuła się sama, niekochana. Dam jej wszystko czego ja nie miałam. Wynagrodzę jej to, że nie pozna ojca. Sama byłabym zła na matkę gdyby mi nie powiedziała kto jest moim tatą, ale myślę, że z biegiem czasu zrozumie, że to dla jej dobra. Nie może poznać gwałciciela. Nie może się dowiedzieć w jakich okolicznościach została spłodzona. Nie pozwolę na to nigdy. Znajdę kogoś kto zawsze będzie przy mnie. Kto zastąpi jej ojca. Kto będzie kochał nas obie. W głębi serca mam nadzieję że to będzie Nate. Powoli się w nim zakochuję. Jak już tego nie zrobiłam. Boję się. Boję się, że znów coś pójdzie nie tak i znowu zostanę sama. Uuu ale się rozpisałam. Musze już kończyć bo zaraz powinien pojawić się Nate."


 W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Uśmiechnięta i całkowicie odprężona zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi wejściowe i zobaczyłam Nate'a trzymającego w rękach 3 paczki pączków. Musiałam mieć niezłą minę, bo oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Weszliśmy do salonu i przegadaliśmy kilka godzin. Gdy tematy się już skończyły Nate zaproponował żebyśmy obejrzeli jakiś film. Chętnie się zgodziłam.
 - Może "Pamiętnik"?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Pokochałam ten uśmiech. Mogłabym tak na niego patrzeć całe wieki.
 - Genialny wybór.- odwzajemniłam uśmiech i rozłożyłam się na kanapie. Po chwili dołączył do mnie Nate.
 - To zaczynamy seans.
 Potem było tylko lepiej. Przytuleni, ramię w ramię, oglądaliśmy najpiękniejszy film jaki tylko powstał na ziemi. Czułam się szczęśliwa, jak nigdy dotąd.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 9

1 lutego 2011 roku

                                                          Kochany Pamiętniku


" Ostatnie tygodnie stycznia były szalone. Wszyscy nade mną wisieli, do teraz wiszą, żebym na siebie uważała. Powoli zaczynam mieć wrażenie, że obchodzi ich tylko dziecko, które w sobie noszę. Nie ja. Po ostatnim incydencie w knajpie jestem na siebie strasznie zła. Jak mogłam pójść do Frank'a? Po co? Co ja sobie głupia wyobrażałam, że co mu powiem? Mam nadzieję że  z czasem o wszystkim zapomnę. Ciekawi mnie tylko, dlaczego mnie przepraszał? Czyżby kolejna jego gierka? W mojej głowie jest mnóstwo pytań, na które pewnie nigdy nie uzyskałam odpowiedzi. Mówi się trudno. Muszę się skontaktować z Nate'm. Odkąd go wystawiłam nie odbiera ode mnie telefonu. Kurcze. Ja to potrafię wszystko zawalić. Tak samo jest z mamą. Niepotrzebnie jej powiedziałam o gwałcie. Od tego czasu cały czas się obwinia. Czasem nawet widzę jak płacze po kątach. Serce mi się łamie. Lecz plusem jest to, że teraz zna prawdę i mnie wspiera. Tak samo jak tata. Wszystko się zmieniło. Wiedzą co się stało, nie mają mnie za dziwkę. To wiele dla mnie znaczy. Wreszcie mogę komuś zaufać."


 Zamknęłam pamiętnik i położyłam się na łóżku. Wzrok wbiłam w świecące gwiazdki na suficie. Kiedy byłam mała, tata przywiózł od kolegi pełno neonowych naklejek. Pamiętam że byłam strasznie szczęśliwa i cieszyłam się że będę miała swoje własne niebo w pokoju. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kiedyś wszystko było proste. Mała dziewczynka z bujnymi blond włosami biegała w około domu, robiła zamki z piasku na plaży. Było idealnie, beztrosko. Teraz wszystko jest inaczej. Niedługo urodzę własne dziecko i to ja będę mamą. Ja będę patrzeć jak moja pociacha będzie biegać i lepić zamki.
 Gdy tak myślałam poczułam ciepło w sercu. Zadowolona i cała w skowronkach zbiegłam na dół do kuchni. W domu nikogo nie było. Wszyscy wybrali się na zakupy, przed zbliżającą się wycieczką szkolną moich braci. Otworzyłam lodówkę i zamyśliłam się głęboko. Na sam widok kurczaka, mój żołądek się odezwał. No tak... Teraz muszę jeść za dwóch. Wybuchnęłam śmiechem, sama nie wiem dlaczego i wyciągnęłam z lodówki talerz z kurczakiem. Podejrzewam że został zostawiony specjalnie dla mnie. Odkąd jestem w ciąży nie potrafię jeść w normalnym godzinach. Czasem budzę się w nocy i po prostu muszę coś zjeść.
 Włożyłam kurczaka do mikrofalówki. Czekając aż będzie gotowy wyciągnęłam telefon i ponownie próbowałam się dodzwonić do Nate'a. Po kilku sygnałach wreszcie usłyszałam ten cudowny głos. Momentalnie podskoczyłam w miejscu i cała w nerwach zaczęłam się zastanawiać jak mam mu wytłumaczyć moją nieobecność podczas randki.
 - Hej Nate. Próbowałam się do ciebie dodzwonić chyba ze 100 razy. Czemu nie odbierałeś?- zaczęłam prosto i banalnie. Poczułam się jak skończona idiotka. Po tym co mu zrobiłam nie powinnam go obwiniać za to, że nie odbiera.
 - Byłem zajęty. Przepraszam.- W jego głosie wyłapałam smutek. Zrobiło mi się przykro.
 - Słuchaj... Naprawdę mi głupio z powodu tego co się stało. Nie chciałam cię wystawić. Pojawiły się małe komplikacje i wylądowałam w szpitalu. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia ale mam nadzieję że nie będziesz na mnie zły.- Powiedziałam wszystko na jednym wdechu. Mało brakowało, abym mu miłość wyznała. Coraz bardziej zaczyna mnie przerażać mój "potok słów".
 - W szpitalu? Co się stało, nic ci nie jest?- Zapytał zatroskanym głosem. Od razu poczułam ulgę.
 - Nie, nic. Wszystko ok...- Odpowiedziałam. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odezwał. Oboje milczeliśmy. W końcu postanowiłam przełamać lody.
 - Rodziców nie ma. Jestem sama w domu. Może wpadniesz?- Zaproponowałam nieśmiało. Trochę miałam cykora, nie wiedziałam czy mnie nie oleje.  Po drugiej stronie znów zapanowała cisza. Jak w jakimś głupim filmie.
 - Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś?- Zaśmiałam się pod nosem. Był kochany.
 - Po prostu przyjdź. Czekam.- Zadowolona rozłączyłam się i zaczęłam skakać i tańczyć po całym domu. Po chwili zesztywniałam. Wzięłam kilka głębokich wdechów, bo przypomniałam sobie że muszę przecież na siebie uważać. Wróciłam do kuchni i wyjęłam kurczaka z mikrofalówki. Po chwili znalazł się w moim żołądku.
 Po obiedzie, pobiegłam na górę się przebrać. Stanęłam przed szafą i jak zwykle nie miałam pojęcia co ubrać. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i odczytałam wiadomość od Nate'a:
 "Będę o 14:00. Wolisz pączki z marmoladą czy czekoladą? ;)"
 Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko odpisałam że z czekoladą. Położyłam telefon na łóżku i wróciłam do wybierania stroju. Po długim namyśle, zdecydowałam się na jasnoniebieską tunikę na ramiączkach i jeansowy rurki. Włosy spięłam w wysoki kok i lekko pomalowałam rzęsy. Stanęłam przed lustrem. Wyglądałam całkiem ładnie, gdyby nie brzuch. Stał się ogromny (tak mi się przynajmniej zdaje). Lekko pogłaskałam się po wybrzuszeniu i dalej radosna zeszłam znowu do kuchni. Spojrzałam na zegarek. Dopiero 12:37. Znudzona i zniecierpliwiona włączyłam TV. Przez kilka minut przeskakiwałam kanały, aż wkrótce zatrzymałam się na MTV. Właśnie szedł program" Nastoletnie matki". Nigdy nie lubiłam takich seriale, ale tym razem z ciekawości zaczęłam oglądnąć. W pewnym momencie, dziewczyna cała we łzach zaczęła krzyczeć że ma wszystkiego dość. Jej matka ją pocieszała ale ona nie dała sobie nic wmówić. Krzyczała tylko, że jest jej ciężko, że ma wszystkiego dość i, że nie może znieść tego, że jej dziecko nigdy nie pozna swojego ojca.
 Wyłączyłam telewizor i zamyśliłam się. A co jeśli moje dziecko będzie mi miało za złe to, że nie pozna ojca? Nie, to niemożliwe. Nie mogę powiedzieć mu o dziecku. To gwałciciel i potwór. Nigdy nie pozwolę mu się zbliżyć do mojego dziecka. Postanowiłam.
 Z myśli wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Lekko zdziwiona poszłam otworzyć. Czyżby Nate przyszedł tak wcześniej? Uśmiechnięta przekręciłam klucz w zamku i nacisnęłam klamkę. Gdy zobaczyłam kto stoi za drzwiami, uśmiech momentalnie znikł z mojej twarzy.
 - Cześć Annie. - Powiedział Frank.

środa, 8 maja 2013

Rozdział 8

Stanęłam przed "Appettit" i bez najmniejszego wahania otworzyłam drzwi wejściowe. W środku było tłoczno. Pełno ludzi śmiejących się z niczego, spędzających czas w gronie najbliższych. Poczułam ukłucie w sercu. Ja nigdy nie będę mieć takiego życia. Niechętnie ruszyłam przed siebie. Z każdym krokiem w stronę baru, traciłam pewność siebie. Ogarnęło mnie niezdecydowanie, niepewność i strach. Wszystkie te emocje, których myślałam że się pozbyłam, wszystkie wspomnienia o których myślałam że zapomniałam, wróciły do mnie ze stokroć większym bólem. " Żałosna jestem. Przed knajpą taka pewna siebie, a teraz zwykły tchórz. Przecież muszę być silna. Muszę zmierzyć się z przeszłością, aby móc chociaż w połowie odzyskać moje normalne życie. Nie mogę cały czas rozpamiętywać tego co było. Mam 17 lat. Cały świat przede mną.  Nie chcę się chować po kątach jak szara myszka. Chcę jak każda nastoletnia dziewczyna się zakochać, potem studiować i założyć rodzinę. Chcę znaleźć przyjaciół. Szczerych i prawdziwych. Takich, którzy zaakceptują mnie taką jaka jestem. Nie będą dwulicowi i fałszywi. Czy tak dużo żądam?"

 Odgoniłam od siebie wszystkie myśli, bo zorientowałam się że stoję już przed barem. W oczach stanęły mi łzy. Bałam się. Prawdę mówiąc nie wiem w jakim celu tu przyszłam. Jaki miałam plan. Czy w ogóle jakiś miałam? Czy aby naprawdę chciałam spotkać człowieka, który mnie skrzywdził w najgorszy możliwy dla kobiety sposób? Potwora, który mnie zgwałcił. 

 Nagle zza zasłony wyłonił się zabójczo przystojny blondyn o zielonych oczach. Poczułam że moje ciało drętwieje. Po kilku sekundach zebrało mi się na wymioty. Na widok Franka żołądek podchodził mi do gardła, w łzy wylewały się mimo mojej woli. Wpatrywałam się w niego przez tłum. Bez ruchu. Bez słów. Tylko patrzyłam. Uśmiechnięty obsługiwał klientów przy barze, jakby nigdy nic się nie stało. Jakby nie był potworem w ludzkim wcieleniu. Widząc to ogarnęła mnie złość. Poczułam, jakby każda komórka mojego ciała miała zaraz wybuchnąć.  Mój oddech przyspieszył. Nie wiedząc co robię ominęłam bar i  weszłam do pomieszczenia, który oddzielały kolorowe drzwi. Rozejrzałam się wokoło. W pokoju panował bałagan. Zdecydowanie była to kogoś sypialnia. Fioletowe ściany z plakatami Bob'a Marley'a. Rozrzucona pościel na łóżku. Stara sofa, na której porozrzucane były ulotki reklamujące "Appettit".  Stałam tam dobre 5 minut, gdy w drzwiach stanął zielonooki blondyn. Kiedy na mnie spojrzał, zauważyłam w jego oczach szok i zdziwienie. Nic dziwnego. Kto by się spodziewał że zgwałcona dziewczyna jak ostatnia idiotka wpakuje się do sypialni faceta, który jej to zrobił?
- Annie... Co ty tu robisz?- Zapytał jakbyśmy byli dawnymi przyjaciółmi. Wpienił mnie tym totalnie. Łzy spłynęły po moich policzkach. W gardle poczułam wielką gulę, która utrudniała mi oddech. Starawszy się uspokoić położyłam dłonie na skroniach. To zawsze mi pomagało.
- Wow! Pamiętasz mnie. Zadziwiające. Zapisujesz sobie może na kartce wszystkie dziewczyny, które zgwałciłeś?! Czy po prostu masz tak dobrą pamięć?- Wykrzyczałam przez szloch. Cała w nerwach bezradnie upadłam na fotel. Zakryłam twarz dłońmi i czekałam aż Frank się odezwie.
 Pomyliłam się. Nic nie mówił. Stał tylko naprzeciwko mnie i się gapił. Na mnie, W pewnej chwili uświadomiłam sobie że nie powinno mnie tu być. On jest gwałcicielem, a ja jego ofiarą. Nie potrzebnie tu wracałam. Teraz siedzę z nim w jednym pomieszczeniu. Ogarnął mnie strach. Ponownie.
 " To dziwne że czuję co chwile inne emocje. Moje myśli są jak miliardy puzzli, których nie można poukładać. Te ciążowe objawy są nie do zniesienia. Mam wrażenie jakby ktoś mną sterował."
 Poskromiłam się za moje głupie myśli w tak poważnej sytuacji. Wzięłam kilka głębokich wdechów i niepewnie podniosłam wzrok w stronę Frank'a. Gdy nasze oczy się spotkały dostrzegłam w nich, nie to co się spodziewałam. Ból? Czyżby on cierpiał. Mam jakieś urojenia.
 - Annie... Nie wiem co powiedzieć. Przepraszam. Nie mogę nawet pojąć co musiałam przejść przeze mnie. Jest mi strasznie wstyd. Nie-e, nie chciałem ci tego zrobić.  Nienawidzę się za to. -  Poczułam jak fala szoku przeszywa mnie od stóp do samego czubka głowy. Cała roztrzęsiona w ułamku sekundy podniosłam się z fotela i pobiegłam w stronę drzwi. Kiedy znalazłam się obok Frank'a, złapał mnie za ramiona. Wystraszyłam się nie na żarty. Zaczęłam krzyczeć i szarpać się najmocniej jak umiałam. Po chwili zdałam sobie sprawę, że wcale mnie nie słychać i że nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Stałam tylko przed nim, kilka centymetrów od jego twarzy.  Nie wiedziałam co mnie czeka. Strach sparaliżował mnie do tego stopnie że wszystkie myśli, których chciałam się wcześniej pozbyć, wreszcie się ulotniły.
 Nagle poczułam mocny skurcz w podbrzuszu. Upadłam na podłogę i objęłam rękami brzuch. Teraz już nie bałam się o siebie, lecz o moje nienarodzone dziecko.
 - Co się dzieje?- zapytał Frank. Powoli podniosłam głowę żeby na niego spojrzeć. W jego oczach zobaczyłam panikę. Nie wiedzieć czemu, skierowałam się do niego po pomoc. Miałam nadzieję że jest w nim trochę człowieka i że pomoże mojemu dziecku.
 - Dzwoń po karetkę!- Potem usłyszałam tylko cichy szum. Miałam wrażenie że słucham zepsutego radia. Ból w podbrzuszu nasilał się. Łzy spłynęły po moich policzkach.
 - Nie mogę cię stracić...- wyszeptałam.

                                                                                                                19 stycznia 2011 roku                                 Kochany Pamiętniku!

" Nie wiem czy to sen czy śmierć. Mam nadzieję że śnię. Wszystko tu jest inne. Czuję się dziwnie. Wszędzie białe ściany, białe róże, a kiedy o czymś pomyślę to zjawia się. Z pewnością to jest sen. Chcę się obudzić. Nawet w tak cudownym miejscu, nie mogę zapomnieć o rzeczywistości. Nie mogę zapomnieć o moim maleństwie. Nie wiem co się z nim teraz dzieję. Boję się. "
Zamknęłam pamiętnik i rozejrzałam się dookoła. Tak tu ciepło i przyjemnie. Nagle z za białych drzew wyłoniła się dziewczynka. Na około 5 lat. Szła w moją stronę, z uśmiechem na twarzy. Jej długie blond loczki idealnie grały z jej zielonymi oczami. Na pierwszy rzut oka pomyślałam że to ja, gdy byłam dzieckiem. Już miałam coś powiedzieć, kiedy nagle ze wszystkich stron usłyszałam głosy. Pełno ludzi wołających mnie. Spanikowana uświadomiłam sobie że znikam. Moje ciało stało się przeźroczyste i poczułam jak unoszę się w powietrzu. Spojrzałam w dół. Dziewczynka dalej stała uśmiechnięta i patrzyła na mnie. Ostatnie słowa jakie usłyszałam, zapamiętam chyba na zawsze.


 - Jestem Pheoby mamo!
 Otworzyłam oczy. Wokół mnie krzątało się pełno ludzi. Pielęgniarki, lekarze.
- Annie słyszysz mnie? - Jakiś facet nachylał się nade mną.
- Tak- Wyszeptałam.
- Zaszły małe komplikacje. Jednak na szczęście sytuacja została opanowana. Dziecku nic nie jest, ale twoja ciąża jest zagrożona. Musisz zacząć o siebie dbać. W tak młodym wieku jak ty, trudno donosić ciąże. Jeśli naprawdę chcesz urodzić dziecko zdrowe, bądź bardziej odpowiedzialna...- Mówił coś jeszcze ale już go nie słuchałam. Najważniejsze było to że mojemu dziecku nic nie jest. Poczułam w sercu ciepło.  Łzy wzruszenia wylewały się z moich oczu. Nie mogłam opanować szczęścia i hormonów.
 - Czy coś się stało panno Jones?- zapytała pielęgniarka. Nie byłam jej w stanie odpowiedzieć.
  Pheoby będziesz najpiękniejszą dziewczynką na świecie. Uśmiechnęłam się do siebie na samą myśl, o tym że w śnie spotkałam swoją córkę. Mimo że nie wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka. Lekarze nie umieją określić w tak młodej ciąży, lecz ja to wiedziałam. Byłam pewna że urodzę dziewczynkę.
 " Chcę być szczęśliwa" - moje życzenie ponownie się spełniło, i to szybciej niż się tego spodziewałam.

środa, 1 maja 2013

Rozdział 7

19 stycznia2011 roku

                                            Kochany pamiętniku


" Już ponad dwa tygodnie minęły odkąd jestem uziemiona w domu. Rodzice dowiedzieli się o mojej nieobecności w szkole. Kiedyś musiało to nastąpić, a ja musiałam ponieść karę. Dziś mijają też trzy miesiące od zdarzenia w knajpie. Zastanawia mnie czy ten dzień, mam liczyć jako dzień w którym powstało moje dziecko. Nie znam się na tym. Ale mogę założyć, że ma już 3 miesiące. Ostatnio dużo myślałam. O Nate'cie, przeszłości, przyszłości. Ale przede wszystkim, o teraźniejszości. Nie mogę za bardzo roztkliwiać się nad tym co było a co będzie. Wiele teraźniejszych spraw jest zawalonych, z którymi nic nie robię. Muszę się w końcu ogarnąć. Mam zamiar spotkać się z Nate'm. Od ostatniego razu w lesie minęło sporo czasu. Mówił że ma dla mnie jakąś niespodziankę. Jestem strasznie podekscytowana. Na samą myśl że znowu go zobaczę mam motylki w brzuchu. Mam nadzieję że wszystko pójdzie ok."


 Skończyłam pisać, odłożyłam pamiętnik i długopis na miejsce. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 17:30. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania, i pobiegłam do łazienki. Zatrzymałam się przy lustrze. Było strasznie wielkie, zajmowało prawie pół ściany. Odwróciłam się bokiem i przyglądałam mojemu ciału. Mój brzuch stał się lekko zaokrąglony. Nie jakoś tam wielce, ale podbrzusze ewidentnie wyglądało inaczej niż zwykle. Uśmiechnęłam się na samą myśl o małej istotce, która tam się ukrywa. Nagle przypomniałam sobie że muszę się spieszyć. Ostrożnie weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam wodę. Czułam jak gorące strumienie, spływały po moim ciele. Kojące uczucie. W takich momentach, zawsze zapominam o otaczających mnie problemach, myślach. O wszystkim. Po kilkunastu minutach wróciłam do pokoju. Otworzyłam garderobę i zamarłam. Nie miałam pojęcia co mam na siebie włożyć. Coś odpicowanego,seksownego czy na luzie? To moja pierwsza randka, ogólnie. Jeszcze nigdy na żadnej nie byłam. Ze zdenerwowania, zaczęły trząść mi się ręce. Poczułam że zbiera mi się na wymioty. Szybko pognałam do łazienki. Nie cierpię tych ciążowych mdłości. Wszyscy mówili że ma się je tylko rano, a ja wymiotuję przy każdej okazji.
 Zdecydowana już na niebieską bluzeczkę na ramiączkach i spodenki jeansowe, ponownie stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na siebie i po chwili emocje zaczęły mną szarpać. Szybko owinęłam się w ręcznik i zbiegłam na dół do kuchni. Cała zapłakana podbiegłam do mamy. Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Zauważyłam że się wystraszyła.
 - Co się stało skarbie?- ostatnimi dniami, przepaść między nami się zwężyła. Lepiej się dogadujemy, aczkolwiek nie jest jeszcze idealnie.
 - Ja... Ja nie mam stanika!- z oczu powtórnie popłynęły mi łzy. Spojrzałam na mamę. Uśmiechała się. A właściwie śmiała się ze mnie. Po chwili zorientowałam się że to co robię jest żałosne. Poczułam straszny gniew na siebie. W życiu spotkało mnie tyle złego, a ja płaczę o głupi stanik?!
 - Przepraszam mamo... Ja nie wiem co się ze mną dzieje. Zrobiło mi się nagle smutno. Moje piersi są ogromne, a wyrzuciłam do prania jedyny dobry biustonosz! - znowu atak paniki. Nim zdążyłam się obejrzeć, mama tuliła mnie do siebie. Nie robiła tego od dawna.
 - Nie martw się skarbie. Nic złego się z tobą nie dzieje. Twoje hormony teraz szaleją jak zwariowane. Też mi się zdarzały sytuacje w których raz płakałam o byle co, a raz byłam gotowa zabić twojego tatę, za to że kupił złe masło. To tak ma być. Przejdziesz przez to. - Uśmiechnęła się do mnie. Poczułam wielką ulgę w sercu. Chyba zaczyna mnie powoli akceptować.
 - No, to o której masz randkę z tym chłopakiem? Jak on się nazywał? - Zapytała  niespodziewanie.
 - O 20. Ma na imię Nate. Dzięki jeszcze raz, że pozwoliłaś mi iść. To wiele dla mnie znaczy. - Cieszył mnie fakt że zaczynało układać mi się z mamą.
 - Too, on jest ojcem dziecka? - Zamarłam. Nie spodziewałam się że będzie dalej drążyć temat ojca. Wzięłam kilka głębokich wdechów, aby uspokoić nerwy.
 - Nie mamo to nie on. Myślałam że skończyliśmy ten temat. Nie powiem co kto jest ojcem, bo moje dziecko nie ma ojca! - Starałam się mówić spokojnie ale stanowczo.
 - Nie skończymy tematu, dopóki nie dowiem! Teraz mówisz "moje dziecko", a przedtem chciałaś je usunąć.- W oczach stanęły mi łzy. To było podłe. Zaczynam mieć odczucie że moja matka wcale nie chciała naprawić stosunków między nami. Chciała po prostu zebrać odpowiednie informacje zwykłym podstępem.
 - Ale nie chcę! Byłam przerażona, nie wiedziałam co się dzieje, każdy ma prawo do błędów. - Już nie byłam spokojna. Wykrzyczałam do matce w twarz.
 - Tak. Ty już popełniłaś błąd. Puszczając się w wieku 17 lat nie wiadomo gdzie i z kim!- Poczułam ucisk w klatce piersiowej. To cios poniżej pasa. Od własnej matki usłyszeć takie słowa...
 - Nic. O mnie. Nie wiesz... A teraz wybacz, ale muszę się przygotować do wyjścia.- Odwróciłam się, i już miałam odejść gdy usłyszałam słowa matki.
 - Nie wyjdziesz ani dziś, ani nigdy więcej dopóki mi nie powiesz kto jest  ojcem dziecka. Nie bądź samolubna! Wiesz co ludzie gadają? Co o mnie myślą przez ciebie?! - Tego było za wiele. Nie mogąc się powstrzymać odwróciłam się do matki i zalana łzami powiedziałam tylko dwa słowa.
 - Zostałam zgwałcona- Wymawiając to, głos mi się łamał. Pobiegłam w stronę schodów. Kątem oka zobaczyłam jeszcze szok w oczach matki. Weszłam do pokoju i szybko założyłam na siebie przygotowane wcześniej ubranie. Spojrzałam na zegarek. 18:46. Umyłam twarz, nałożyłam trochę podkładu i lekko pomalowałam rzęsy. Jeszcze trochę roztrzęsiona wybiegłam z domu. Biegłam przez główną ulicę, następnie skręciłam w  alejkę. Zatrzymałam się przed budynkiem o nazwie "Appettit". To miejsce przywołało wiele bolesnych wspomnień. Wzięłam kilka wdechów. Mimo że rozsądek podpowiadał, abym nie wchodziła, wiedziałam że muszę to zrobić. Poczułam w sobie przypływ ogromnej siły, pewności siebie. By móc odpowiednio funkcjonować i ułożyć sobie życie, muszę stawić czoło przeszłości, i w tym momencie byłam pewna że mogę to zrobić. Nie mając żadnych wątpliwości otworzyłam drzwi knajpy.