poniedziałek, 29 lipca 2013

Zwiastun

Za wykonanie zwiastunu dziękuję Eternal_Hope bardzo mi się podoba i praca wykonana jest naprawdę dobrze :) 
Mam  nadzieję, że spodoba się także innym i zachęci do przeczytania mojego opowiadania

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 12

  Stałam na werandzie czekając na Cassie. Spojrzałam na zegarek. Wskazówki pokazywały 7:30. Nie do wiary. Cass spóźnia się już 30 minut. Zrobiło mi się przykro. A co jeśli mnie oleje i nie przyjdzie? Pewnie tylko ze mnie drwiła. Ale z drugiej strony, to kompletnie nie w jej stylu. Wzięłam kilka głębokich wdechów i zaczęłam wmawiać sobie, że to tylko moje urojenia. Przecież Cassie sama zaproponowała, że pojedzie ze mną do lekarza. Zadzwoniła, pytała się co u mnie. Tak, na pewno się zjawi. Jestem tego pewna.
 W oczekiwaniu na starą przyjaciółkę, zaczęłam rozglądać się po okolicy. Promienie słońca idealnie oświetlały trawę w ogródku, nadając jej ciemniejszą barwę niż miała. Stojąc i podziwiając naturę, zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę nigdy nie doceniałam piękna świata. Każdy żyje swoim życiem. Zabiegani, śpieszymy się do szkoły, pracy... Ale nie zauważamy tego, co dzieje się wokół nas.
 Ze wzruszenia, poczułam jaj po policzku spływa mi łza. Zawstydzona własną reakcją, szybko wytarłam ją rękawem od bluzy. Nie byłam zbyt ciekawie ubrana, ale moja waga i chwilowy stan ciążowy, nie pozwalały na wiele. Miałam na sobie czarne, elastyczne leggisny, szarą, szeroką bluzę i zdarte, fioletowe trampki. Nie przejmowałam się zbytnio tym, co ludzie o mnie pomyślą. Cenię wygodę i swoje zdanie.
 Z rozmyślań wyrwał mnie pisk opon. Ktoś musiał brać nieźle, ostry zakręt. Wkrótce, ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam czarne, sportowe BMW, zatrzymujące się przy moim domu. Gdy tylko zobaczyłam kto w nich siedzi, moje serce momentalnie trysło radością. Starając się nie dać poznać po sobie emocji, przybrałam luzacki wyraz twarzy. Cassie wysiadła z samochodu i czerwona jak burak podbiegła do mnie. Jej gęste, czarne włosy były upięte w wysokiego koka, a idealną sylwetkę podkreślała zwiewna, fioletowa sukienka z dużym dekoltem. Kiedy zobaczyłam ją. Idealną, piękną i zawstydzoną poczułam zazdrość. Ma fantastyczne życie. Imprezy, przyjaciele, chłopaki. Jednak szybko skarciłam się za te myśli. Też mam fajne życie, a kiedy dziecko przyjdzie na świat- będzie jeszcze lepsze.
 - Annie, boże tak strasznie przepraszam! - Wyglądała na naprawdę przejętą. Chcąc jej dać do zrozumienia, że nie jestem zła, uśmiechnęłam się lekko.
 - Nic nie szkodzi. Musimy się tylko pośpieszyć, bo wizytę mam punktualnie o 8.- Odpowiedziałam i pośpiesznie wskoczyłam do samochodu od strony pasażera.
 Kiedy Cassie wsiadła do auta, poczułam się co najmniej dziwnie. Spojrzałam na nią kątek oka. Wnioskując po jej minie, ona tez nie czuła się komfortowo. Odrywając się od myśli, sięgnęłam ręką po pasy. Stają się strasznie niewygodne, gdy ma się brzuszek.
 Połowę drogi do kliniki, przebyłyśmy w milczeniu. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam nawet na jakie tematy mam z nią rozmawiać. W końcu nasze stosunki nie były za fajne. Publicznie upokorzenie mnie przed szkołą, plotki na mój temat, odsunięcie się kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Nie jestem pewna czy tak zachowują się przyjaciele. Pewnie nie. Nienawidziłam siebie za to, ale po prostu  nie potrafiłam bez niej żyć. Choćby sprawiała mi ciągle ból, ja zawsze jej wybaczę. Może to prawda co mówią? Że przyjaźń to więcej niż miłość?
 Westchnęłam. Nie uszło to uwagi Cass.
 - Stało się coś?- Zapytała spanikowana.
 - Wszystko ok. O, skręć tu w lewo.- Szybkim ruchem zmieniła kurs samochodu, co spowodowało silny wstrząs. Wystraszona krzyknęłam.
 - Przepraszam.- Wydukałam zawstydzona.
 - Wiesz...- Zaczęła. Na jej twarzy zauważyłam kilka zmarszczek. Zawsze pojawiały się wtedy, gdy Cassie się czymś martwiła.
 - Mamy okazję żeby porozmawiać. W rzeczywistości cię jeszcze nie przeprosiłam. Nawet nie wiesz jak mi jest głupio. Nie. Głupio to nieodpowiednie słowo. Czuję się jak skończona idiotka. Jak śmieć. Jak mogłam wyrządzić ci taką krzywdę. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Papużki, nierozłączki. Nie wyobrażam sobie obcej osobie wyrządzić takiej krzywdy, a co dopiero przyjaciółce. Nie chcę nawet myśleć o tym co musiałaś przejść. Sama. Wszyscy się od ciebie odwrócili. Przeze mnie, śmiała się z ciebie cała szkoła. To...- Głos jej się załamał. Miała w oczach łzy, ja z resztą też. Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby nie dać po sobie poznać, że mi przykro.
 - Nie byłam sama. To prawda, że było mi trudno. Nie będę kłamać ani owijać w bawełnę. Zraniłaś mnie jak nikt inny. Kiedy Frank mnie zgwałcił, nie czułam się gorzej niż wtedy kiedy się ode mnie odwróciłaś.- Te słowa spowodowały tylko że Cass wybuchła płaczem. Kurde. Ja i mój niewyparzony jęzor. Starając się ją jakoś udobruchać postanowiłam jej opowiedzieć o Nate'cie.
 - Spotkałam chłopaka. Ma na imię Nate. Jestem w nim całkowicie zakochana. Był przy mnie cały czas. Nauczył mnie korzystać z życia. Pomógł mi pogodzić się z moją sytuacją. Nie wiem czy czuje do mnie to samo co ja, ale wiem, że gdyby nie on to nie wiem czy poradziłabym sobie ze wszystkim. I chcę... Chcę ci powiedzieć, że ci wybaczam.
 I na tym skończyły się nasze wyznania. Dalszą drogę do kliniki pokonałyśmy rycząc jak bobry i przytulając się, kiedy to było możliwe.
 Wchodząc do kliniki, miałam wrażenie, że wchodzę do szpitala psychiatrycznego. Ściany były białe. Bez żadnych wzorków, plakatów czy obrazów. Na dodatek ktoś się kłócił. Bardzo głośno. Nie ma to jak profesjonalna obsługa. Uśmiechnęłam się do siebie sarkastycznie. Po chwili w drzwiach pojawiła się Cassie, która parkowała wcześniej swój samochód. Razem podeszłyśmy do dużych, białych- co mnie nie zdziwiło, drzwi. Zwinęłam dłoń w pięść i zapukałam w nie trzykrotnie.
 - Dzień dobry dziewczynki, wejdźcie- Przywitała nas uśmiechnięta, kruczoczarna kobieta. Z początku wydawało mi się, że to mała dziewczynka. Wyglądała niesamowicie młodo jak na ginekologa. Jej wzrost nie sięgał napewno wyżej niż 155 centymetrów, a kości policzkowe, były zaróżowione od ciągłego uśmiechu na jej twarzy. Gdy podeszłam bliżej poczułam słodką woń. Zapach był ładny, ale mimowolnie poczułam mdłości. Odkąd jestem w ciąży, moje nozdrza są strasznie wyczulone. Wszelkie perfumy i tego typu rzeczy nie działały na mnie dobrze.
 - Mam na imię Annie Jones. To moja przyjaciółka Cassie. Byłam umówiona na wizytę kontrolną.
 - Tak wiem. Jestem dr. Volyah. Oczekuję, że powiesz mi co skłoniło cię do zmiany doktora? - Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Zamiast jednak myśleć o odpowiedzi, skupiłam się na jej nazwisku. Może to francuska?
 - Panno Jones?- Wyrwał mnie jej cienki głos.
 - Przepraszam... Jestem trochę rozkojarzona. A jeśli chodzi o pytaniem to po prostu poprzedni doktor był dość... arogancki.
 Przywołałam na twarz uśmiech, starając się nie wyjść na pustą lalę z LA. Na moje szczęście doktor Volyah tylko się roześmiała.
 - Rozumiem, rozumiem... Dobrze, teraz przejdźmy do czynności. Przebierz się w ten strój za kotarą, proszę.- Wręczyła mi dość spory kawałek materiału. Szybko schowałam się za zasłoną i zaczęłam ściągać ubrania. Gdy już skończyłam, musiałam usiąść na dość wysokim fotelu. Próbowałam na niego kilkakrotnie usiąść, ale moje wysiłki poszły na marne. Widząc moje starania, doktor roześmiała się głośno. Okazało się, że fotel trzeba opuścić na dół. Co za pogrążająca sytuacja. Gdy już przeszliśmy do głównej procedury, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Pani Volyah jeździła małym urządzeniem po moim brzuchu, co chwilę wmasowując jakiś krem, a na monitorze widziałam malutką istotkę.
 - Tu ma główkę, tu serce...- Nie słuchałam już w ogóle tego co do mnie mówiła. Wpatrywałam się tylko, nie dowierzając w ekran monitora.
 - Wygląda na to, że będzie mieć pani syna.- Wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia. Prawdę mówiąc, spodziewałam się córki. Przynajmniej tak mi się zdawało. Zaskoczenie jednak, szybko przerodziło się w szczęście. Po badaniu pani doktor zadała mi jeszcze parę pytać, a potem razem z Cassie wsiadłyśmy do auta. Gdy tylko zapięłam pasy, zaczęłam przyglądać się uważnie zdjęciom USG. To magia. Będę mieć syna.
 Przez całą drogę do domu gadałyśmy z Cass jak najęte. Nadrabiałyśmy zaległości. Dowiedziałam się że Becky Downhood- szkolna paranoiczka, wszyscy mieli ją za szaloną, zaczęła chodzić z Jeremy'm McFlood'em. Co jest dla całej szkoły podobno wielkim zaskoczeniem. Jeremy to kapitan drużyny Lacrosse, a Becky to kujonica. Jednak na samą myśl, że są razem uśmiechnęłam się pod nosem. Jednak miłość nie wybiera. To tylko dowód,  że nawet zwykły kopciuszek obdarzony miłością, w swoich oczach a także w oczach innych, z czasem staje się księżniczką.
 Gdy dotarłyśmy do domu, zaprosiłam Cassie na herbatę. Wspólny wieczór, a potem nocowanie zdecydowanie poprawiło mi humor. Byłam szczęśliwa. Odzyskałam przyjaciółkę. W nocy kiedy kładłyśmy się już spać, Cass niespodziewanie zapytała.
 - Jaki jest ten Nate? Całowaliście się już? - Speszona odwróciłam wzrok, starając się kuryć moją czerwoną twarz.
 - No dalej, opowiedz! - Nalegała. Z rezygnowaniem, zaczęłam wymieniać wszystkie zalety Nate'a. Na koniec dodałam.
 - Nie całowaliśmy się jeszcze.
 - Coś ty! Tyle się znacie i żadnego macanka ani nic? - Udałą oburzoną. Wybuchłyśmy śmiechem.
 - A tak poważnie... Nie byłam gotowa jeszcze na takie zbliżenie. Może się to wydawać tylko głupim całowaniem, ale dla mnie to naprawdę trudne.
 - Rozumiem.- Po czym przyczołgała się do mnie i mocno przytuliła. W takiej pozycji obie odpłynęłyśmy w krainę snów.


****************************************************************
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Postaram się to zmienić, ale rozumiecie, wakacje są. Niedługo jadę też na kolonię, a tam nie będę mieć dostępu do internetu.
W tym rozdziale, rozwijałam głównie wątek przyjaźni Cassie i Annie, nie chciałam nic dodawać o chłopakach. Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność :)