środa, 3 kwietnia 2013

"Kartki z pamiętnika Annie" Rozdział 1

 19 października 2011 roku

                                                 Kochany Pamiętniku


" Zdarzyło się coś niezwykłego. Wczoraj, kiedy wracałam od Cassie spotkałam chłopaka. Niezwykłego chłopaka. Było dosyć ciemno, więc nie mogę dokładnie opisać jak wyglądał, jednak kiedy przechodziłam obok, czułam przepływający między nami magnetyzm. Nie znam go. Nigdy wcześniej nie widziałam, ale nie mogę przestać myśleć o tym spotkaniu. Było jak w bajce. Wychodziłam z małej uliczki i nagle na niego wpadłam. Potknęłam się, i już miałam upaść, gdy w ostatniej chwili mnie złapał. Czułam się jak księżniczka. Nie zdradził swojego imienia, bardzo się gdzieś spieszył. Jednak mam wielką nadzieję że się kiedyś jeszcze spotkamy." 


 Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam długopis. Nazywam się Annie Jones i mam 17 lat. Mieszkam w małym miasteczku Chaceford, 40 km od Los Angeles. Moja miejscowość nie cieszy się dużą liczbą mieszkańców, ze względu ilości napadów, morderstw i dziwnych zdarzeń. Mimo wszystko lubię Chaceford. Czuję się tu bezpiecznie. Z natury jestem samotnikiem, mam tylko jedną przyjaciółkę, która jest dla mnie wszystkim- Cassie Covent. Kiedy pojawia się jakaś niewyjaśniona sprawa np. zaginięcia lub morderstwa, zawsze razem po kryjomu ją badamy. To nasze sekretne hobby. 


 Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Jak zwykle było głośno. Moi młodsi bracia ciągle się w coś bawili i nie było ani chwili spokoju. W kuchni mama gotowała kolację, ojciec był w pracy. Ha. W pracy, pewnie znowu przyjdzie nachlany i będzie robił awantury. Westchnęłam. Przecisnęłam się przez zamki z klocków i podeszłam do mamy. 


 - Cześć mamuś, co dziś gotujesz? - Zapytałam z uśmiechem na twarzy. Mama spojrzała na mnie ze załzawionymi oczami.
 - Jest już 20:00. Ojca jeszcze nie ma. - Prawda. Kończy pracę o 18:00, to może znaczyć tylko to co podejrzewałam. Widząc strach w oczach matki, przytuliłam ją mocno. Jest dla mnie wszystkim. Moi młodsi bracia bliźniaki, John i Steve są jeszcze za mali i nie rozumieją pewnych spraw. Mają tylko po 6 lat. Razem z mamą musimy radzić sobie same.
 - Dostałam pracę w knajpie. Codziennie po szkole będę pracować, więc będzie nam lżej.
 - Annie, kochanie nie mogę zrzucać na ciebie takiej odpowiedzialności. Wiem że jest ci ciężko, ale masz szkołę i nie możesz pracować. Jeśli twoje stopnie się obniżą, całkowicie stracisz szanse na wymarzone studia.- Mama miała rację. Zawsze marzyłam o studiach na NYU. Wyjechać do Nowego Yorku, studiować tam, to moje największe marzenie. Jednak nie mogę zostawić rodziny samej, gdy mnie potrzebują.
 - Nie przejmuj się. Idę teraz do Apettit żeby dowiedzieć się szczegółów i nauczyć kilku rzeczy. Będę jakoś koło 22. - Pocałowałam mamę w policzek i wybiegłam z domu. Na dworze było jeszcze jasno. 


 Wyszłam na drogę główną, i poszłam w kierunku knajpy. Ulice jak zwykle świeciły pustkami, w ciągu 30 minut, przejechało może 10 aut. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lubię, kiedy nie ma ruchu, ludzie nie przepychają się by zdążyć na metro. Lubię samotność. W szkole dziewczyny zawsze mnie wyśmiewały, bo trzymałam się na uboczu. Pasowało mi to. Skręciłam w boczną uliczkę i znalazłam się tuż przed Apettit. Weszłam do środka. Nikogo nie było, pewnie już zamknęli. Mam szczęście, ta knajpa jest jedyną w całym Chaceford, w której ludzie potrafią przesiadywać godzinami. Podeszłam do baru.


 - Yhm.. Dzień Dobry!- Powiedziałam głośno. Po chwili z za zasłony wyszedł chłopak. Na oko 20 letni. Blondyn z dużymi zielonymi oczami, przystojny. Uśmiechnęłam się.
 - Jestem Annie Jones. Kierownik zadzwonił do mnie, żebym przyszła i dowiedziała się co i jak.- Chłopak roześmiał się. Był uroczy.
 - Miło mi. Mam na imię Frank, to ja jestem kierownikiem. - Zatkało mnie. Wydaje się za młody na kogoś kto ma własną knajpę.
 - Aha, no to co mam robić? - Zapytałam z głupia. Nie mam doświadczenia towarzyskiego, nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi.
 - Zobaczmy. Na początek tu podejdź.- Znieruchomiałam. Czy on coś sugeruje? Niepewnym krokiem podeszłam do Franka. Musze zrobić dobre pierwsze wrażenie, więc to nie jest czas na przypuszczenia i oskarżenia. Wmawiałam sobie to w głowie. Stanęłam kilka cm od mojego kierownika. Spuściłam wzrok na ziemie. Po co zakładałam bluzkę z dekoltem dzisiaj? Od razu tego pożałowałam. Kątem oka zauważyłam że dłoń Franka przesuwa się w stronę moich bioder. Szybko odskoczyłam w tył. On się tylko roześmiał.
 - Spokojnie Annie. Nie chcesz tej pracy? - Zapytaj sarkastycznie. Jego wzrok się zmienił. W oczach nie widziałam już miłego i uroczego Franka, lecz dzikie pożądanie. Wystraszona zaczęłam panikować. Uspokój się! Wzięłam kilka głębokich wdechów. Potrzebuję tej pracy, nie mogę tak po prostu stąd uciec bo odniosłam mylne wrażenie.
 - Muszę wrócić wcześniej do domu, więc  chciałabym szybko załatwić sprawy tutaj. - Odpowiedziałam stanowczo. Jednak nie potrzebnie.


 - Nie martw się, załatwimy to szybko.- A potem wszystko stało się tak szybko. Frank podbiegł do mnie i złapał mnie za nadgarstki, zaczął mnie całować po szyj i dekolcie. Całą swoją siłą próbowałam go odepchnąć, jednak na nic. Był za silny. Wyrywałam się ile tylko mogłam, ale to tylko pogorszyło sprawę. Frank odsunął się ode mnie, ruszyłam biegiem do drzwi korzystając z okazji, jednak nie zdążyłam. Uderzył mnie w twarz, przewróciłam się na podłogę. Zalana łzami i spanikowana poddałam się. Co ma być to będzie. Mam nadzieję że mnie zabije. Potem poczułam tylko mocny ból w głowie, jakby mnie ktoś uderzył czymś ostrym. Odpłynęłam w ciemność.
 Obudziły mnie promienie słońca. Rozejrzałam się wokół siebie. Las. Co ja robię w lesie? Wstałam i spojrzałam na siebie. Moje ubrania były całe potargane, i we krwi. Nogi się pode mną ugięły. Łzy strumieniami, wylewały się z moich oczu. Wszystko nagle stało się jasne. Ten uroczy chłopak mnie zgwałcił. Moje ręce zaczęły drżeć, to nie może być prawda. Spróbowałam się podnieść, ale nie dałam rady. Panika wzięła górę, zaczęłam płakać i nie mogłam przestać. Dlaczego mnie to spotkało?! Mało w życiu nacierpiałam?  Nagle usłyszałam że ktoś się za mną skrada. Szybko odwróciłam się w stronę kroków. Po chwili z za drzew wyłonił się chłopak. Wystraszona, wstałam na równe nogi i cofnęłam się do tyłu. Błąd. Potknęłam się o kamień i powtórnie upadłam. Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął ręce. 


 - Nie dotykaj mnie! Proszę nie rób mi krzywdy, zostaw mnie w spokoju!- Wykrzyczałam i powtórnie zaniosłam się w szloch. Chłopak przykucnął przede mną. Spojrzałam na niego. Przez łzy nie widziałam jego twarzy, ale odniosłam wrażenie że już się kiedyś spotkaliśmy. Wycieńczona i słaba zemdlałam. Mam nadzieję że to już ostateczny sen. Że już się nie obudzę.
 Miałam piękny sen. Razem z braćmi, tatą i mamą mieszkaliśmy w pięknym domku nad morzem. Codziennie wychodziliśmy na spacery o zachodzie słońca. Wszystko było cudowne i perfekcyjne. Byliśmy tacy szczęśliwi. Już nie pamiętam kiedy ostatnio razem w rodzinie się wszyscy śmialiśmy. Mój tata był trzeźwy a mama uśmiechnięta i zakochana jak młoda nastolatka. Poczułam ukłucie w sercu. Czy tak wygląda śmierć? Czy już przez wieczność, będę widzieć te piękne sceny i będę cierpieć, bo wiem że rzeczywistość jest okrutna. I moja rodzina wcale nie jest szczęśliwa. Cóż, jeśli mogę chociaż ich widzieć, śmierć nie wydaje się zła. Nagle moją scenkę, przerwał czyjś głos. Męski, seksowny. Wołał moje imię. Świat zaczął wirować i wszystko znikło. Otworzyłam oczy. Ku mojego zdziwieniu, nikogo obok mnie nie było.


 

4 komentarze:

  1. Hej. Bardzo podoba mi się ten blog już po przeczytaniu tego rozdziału. Jeżeli Ci to nie przeszkadza to będę podpisywała się moim askiem, aby odróżnic swój komentarz od komentarzy innych czytekników/ ask.fm/Andziaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Sluchaj jestem pod ogromnym wrazeniem, bo mimo iz masz tylko 15 lat potrafisz zaciekawic czytelnika. Oczywiscie wiele brakuje, ale masz genialna wyobraznie i zycze ci tylko tego zebys ja wciaz odkrywala ;) ja moge od siebie obiecac ze bede tu ciagle zagladala :). Pisz dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń