sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 6

 Szepty... Nie słyszałam nic więcej oprócz cichych szeptów w mojej głowie. Ktoś mnie wołał, powtarzał moje imię. Chciałam się obudzić, zobaczyć kto mnie woła, ale moje ciało było wykończone. Jakby uleciała ze mnie cała energia. W pewnej chwili szepty robiły się coraz głośniejsze, wracałam z powrotem do normalnego świata.
  Kiedy się ocknęłam, znalazłam się na polanie. Nie, to był las. Słońce oświetlało drzewa i krzewy, panował straszny upał. Wycieńczona wstałam na równe nogi i zaczęłam się rozglądać. Gdzie ja jestem? Powinnam być chyba w szkole. Po chwili wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Nate. Zdenerwowana zaczęłam go szukać, mając nadzieję że gdzieś tu jest. W końcu zrezygnowałam i załamana usiadłam na pniu. Po co ja się łudzę że ktoś tu ze mną jest? Że ktoś mnie potrzebuje? 
 Nagle usłyszałam kroki dochodzące z za drzew. Szybko zerwałam się gotowa do obrony. Po chwili z za krzaków wyłonił się Nate. Tyle że nie był już uśmiechnięty jak wtedy w nocy. Jego twarz wyrażała... Sama nie wiem co. To dziwne, nigdy nie miałam problemu  z odczytaniem cudzych uczuć.
 Nate podszedł bliżej i stanął kilka metrów przede mną. Milczeliśmy tak w bezruchu przez dobre kilka minut. Już miałam się odezwać, gdy podbiegł do mnie i objął mnie w pasie. Był tak blisko. Czułam na karku jego ciepły oddech, jego zapach. Cudowne uczucie. Zaskoczona i lekko oszołomiona powoli wyrwałam się z jego uścisku.
 - Wybacz. Nie powinienem.- powiedział Nate. Zauważyłam że bardzo uważnie mi się przygląda. Jego jasno niebieskie oczy zwalały z nóg. Ze zawstydzeniem spuściłam wzrok na ziemie.
 - Nie, nic się nie stało. Ten, no.. To znaczy ok jest wszystko.- Spaliłam raka. Akurat w takim momencie musiało ujawnić się moje jąkanie? Nienawidzę siebie coraz bardziej. Usłyszałam śmiech. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na Nate'a. Uśmiechał się jak wtedy pod latarnią. Znowu miałam wrażenie jakby był beztroski i kochał życie nad wszystko.
 - Wyglądasz... Jakbyś nie miał problemów i żył każdym dniem jak ostatnim. Opowiedz mi. - Dlaczego wyjechałam z tym tekstem? Nie poznaję siebie już w ogóle. Nie znam tego kolesia, a mimo wszystko ciągnie mnie do niego jak jeszcze nigdy do nikogo.
 - Życie jest cudowne, trzeba się nim cieszyć dopóki się je ma nie uważasz Annie?- zatkało mnie. Spodziewałam się że powie coś w stylu " moje życie jest do bani", " nic nie rozumiesz". "wydaje ci się". Uśmiechnęłam się pod nosem.
 - Jesteś niezwykły.- ugryzłam się w język. To jest ta chwila w której mam ochotę zapaść się pod ziemię. Wybuchłam śmiechem. Po kilku sekundach zdałam sobie sprawę że śmiałam się pierwszy raz od tamtego dnia... od gwałtu. Na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze. Nie wiedzieć czemu naszła mnie ochota na zwierzenie się Nate'owi z moich problemów. Czułam że nadchodzi potok słów.
 - Życie jest do bani! Wszystko jest do dupy. Nie ma ani jeden rzeczy, która byłaby piękna i dla której chciałoby się żyć na tym świecie. Ludzie to śmiecie a świat to jedno wielkie wysypisko.- Mówiąc to zaniosłam się płaczem. Upadłam z powrotem na ziemie i zaczęłam to co umiem najbardziej- użalać się nad sobą.
 - Nie mów tak Annie. Ludzie są cudem świata, nie śmiećmi. Nie znam cię dobrze, nic  o tobie nie wiem ale może warto dać szanse swojemu życiu?
 - Mówisz jak jakiś tani poeta.- Nie musiałam być wredna. To robiło się silniejsze ode mnie. Wszystkie problemy spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie poradzę sobie ze wszystkim. Odgoniłam moje myśli i spojrzałam na Nate'a. Uśmiechał się, chyba go rozbawiłam.
 - Więc Annie... Opowiedz mi.
 - Opowiedzieć co? - zapytałam zaskoczona.
 - Wszystko. Zaciekawiłaś mnie i chcę cię poznać.- Patrzyliśmy sobie prosto w oczy przez chwile. Nagle słowa posypały się z moich ust tak szybko że zanim zdałam sobie sprawę, opowiedziałam Nate'owi  historie całego mojego życia.
 Gdy skończyłam opowiadać, przyglądał mi się przez parę minut. Nie. On mnie obserwował. Jakby na coś czekał. Ja natomiast czekałam na moment kiedy Nate mnie zacznie wyzywać i odwróci się do mnie plecami jak wszyscy inni.
 - Powiesz coś?- Zdobyłam się na odwagę, lecz on dalej milczał. Uznając to za odpowiedź odwróciłam się i ruszyłam w kierunku ścieżki. Poczułam że łzy napływają mi do oczu. Znowu.
 - Annie! Poczekaj.- Spojrzałam na Nate'a. Ciekawiło mnie czego ode mnie jeszcze chce.
 - Nie mam zamiaru słuchać tego jaką dziwką i szmatą jestem, i jak nisko upadłam. Daruj sobie!- wykrzyczałam mu w twarz. On tylko uśmiechnął się łagodnie i pogładził po policzku.
 - Rozglądnij się, poznajesz to miejsce?- Zrobiłam co kazał. Faktycznie, już tu byłam. Wtedy, po gwałcie. Ten las, to było dokładnie tutaj.
 - Więc to byłeś ty. Myślałam że mi się śniło że kogoś widziałam. Dlaczego mnie tu zabrałeś?
 -  Nie znam wielu osób takich jak ty. Co ja mówię. Nie ma na świecie ludzi takich jak ty. Jesteś wyjątkowa. Tylko ktoś taki jak ty poradziłby sobie z tym wszystkim co cię spotkało, z gwałtem, odrzuceniem, narkotykami, ciążą, obelgami. Przeżyłaś tak dużo w tak młodym wieku. Wtedy, gdy znalazłem cię w lesie od razu wiedziałem kim jesteś.
 - Co to znaczy? Kim jestem?- zapytałam zdezorientowana.
 - Jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam i stawisz czoła największym przeciwnością losu. Wierzę w ciebie.- Łzy wzruszenia spływały po moich policzkach, wtuliłam się mocno w Nate'a.
 - O boże, dopiero się poznaliśmy a już takie sentymenty. Najgorsza pierwsza randka w  życiu- powiedział Nate. Wybuchnęliśmy śmiechem.
 - Możemy to zmienić. Praktycznie nic o tobie nie wiem, a chętnie się dowiem. Na przykład co robiłeś dzisiaj w mojej szkole? Uczysz się tu?- to pytanie nie dawało mi spokoju od kilku godzin.
 - Nie. Tak właściwie to mam już 22 lata.- Uśmiechnął się zawiadacko. Lekko zaskoczona odwzajemniłam uśmiech, po czym udaliśmy się razem w stronę wyjścia z lasu. Minęło sporo czasu odkąd tu jesteśmy.

                                                                                    1 grudnia 2011 roku ( godzina 23:00)
 
                                                Kochany Pamiętniku.

"Ten dzień był wspaniały. Pomijając tragiczne rozpoczęcie, było cudownie. Nigdy nie pomyślałabym że kiedykolwiek poczuję taką harmonię w moim życiu. Szczególnie dlatego że wiele się w nim dzieje. Nie mogę uwierzyć że dopiero co poznany chłopak, a właściwie mężczyzna bo okazało się że jest już na studiach, stanie się dla mnie taki ważny. Nie miałam też nadziei że kiedyś ktokolwiek będzie w stanie z taką łatwością zaakceptować moją przeszłość. To cud. Widać moje życzenie północne zaczyna się spełniać. Przy Nate'cie czuję że mogę pokochać świat, pogodzić się ze swoim losem i żyć długo i szczęśliwie. Czuję że mam szansę odzyskać wiarę w miłość, marzenia i szczęście. Ogólnie czuję teraz wiele rzeczy. Pisząc to tu jestem cały czas uśmiechnięta i jakaś zbizikowana. Nie poznaję się już. W jednej chwili moje życie odwróciło się do góry nogami, a mi się to podoba. W sercu zaczynam czuć przyjemne ciepło, którego jeszcze nigdy nie czułam. Pierwszy raz od zdarzenia w knajpie mam poczucie że ktoś się o mnie troszczy i mu na mnie zależy. Wszystko wydaje się lepsze. Powoli akceptuję siebie i mój los. Dziś kiedy wróciłam do domu, pierwszy raz pomyślałam o dziecku. Nigdy tego nie robiłam. A teraz kiedy myślę o tym że mam w swoim ciele małą istotkę czuję ogromne wzruszenie. Cudownie jest być mamą. Nawet mamą jeszcze nienarodzonego dziecka. Ten chłopak mnie zmienia, widzę to. W tak krótkim czasie dokonał u mnie przemiany, której ja nie potrafiłam dokonać. Nate- jesteś cudem tego świata, ale boję się że się w tobie zakocham."

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 5

1 grudnia 2011 roku

                                                         Kochany Pamiętniku


" Ogarnia mnie strach. Coraz bardziej boję się samotności. Jestem właśnie w toalecie szkolnej. Tylko tu mogę posiedzieć z dala od wścibskich spojrzeń innych. Jak tylko weszłam do szkoły usłyszałam śmiech, wyzwiska i inne okropne rzeczy. Zaskoczyło mnie to. Nikt przecież nie mógł się dowiedzieć że jestem w ciąży. Moja rodzina na pewno nikomu nie pisnęła słówka bo dla nich to wstyd, więc kompletnie nie rozumiem co się dzieje. Oczywiście nie spodziewałam się że jak się dowiedzą to będą mnie przytulać i mi gratulować, ale to co mnie spotkało było okrutne. "


 Usłyszałam stłumiony dzwonek na lekcję. Szybko zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go do torby. Niechętnie wyszłam z toalety i udałam się w kierunku klasy. Spojrzałam na plan zajęć. Pięknie. Akurat się złożyło że mam teraz "Wychowanie seksualne". Niepewnie przekroczyłam próg klasy. W sali nie było jeszcze nauczyciela, ale wszyscy siedzieli w ławkach i patrzyli w stronę drzwi. Odwróciłam się zobaczyć na co się tak gapią, po czym uświadomiłam sobie że to ja jestem celem ich spojrzeń. Zmieszana spuściłam wzrok na ziemie i podeszłam do mojej ławki. Na moje nieszczęście obok mnie siedzi Kayle- znany podrywacz, arogancki koleś, który kiedy tylko zaliczy rzuca dziewczynę i nią pomiata. Nie cierpię go. Sięgnęłam do mojej torby aby wyjąć książki.
 - No no, nie byłem pewny czy jeszcze kiedyś cie zobaczę piękna. - Zażartował Kayle. Wszyscy wybuchli śmiechem. Wszyscy ale nie ja. Zignorowałam jego uwagę i zaczęłam czytać rozdział, "Jakie są metody antykoncepcji dla obu płci". Mój błąd. Od razu gdy Kayle zobaczył co czytam zaczął się śmiać i mówić głupie rzeczy.
 - Skarbie chyba za późno na to żebyś się uczyła antykoncepcji.- Znowu śmiech. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Nienawidzę go, nienawidzę. Już miałam wyjść z klasy, kiedy nagle usłyszałam niski, seksowny ale przede wszystkim znajomy głos.
 - Daj jej spokój, wiemy że ty wszystko umiesz, dziewczyna się dopiero uczy- Podniosłam głowę. Przede mną stał uśmiechnięty Nate. Do diabła! Co on tutaj robi? Szybko zerwałam się z krzesła i wybiegłam z klasy. W drzwiach zderzyłam się jeszcze z nauczycielem, więc mam już załatwioną wizytę w dyrekcji.
 Biegłam pustym korytarzem nie powstrzymując już łez. Skąd oni wiedzą o ciąży? Dlaczego Nate tu jest? Tysiące pytań wirowało w mojej głowie. Za dużo się w moim życiu stało. Nagle poczułam silną potrzebę porozmawiania z przyjaciółką. Wyciągnęłam szybko komórkę i wysłałam jej sms. Po 5 minutach z za rogu wyłoniła się Cassie. Ale nie była sama. Towarzyszyły jej Melodie i Alexis. Królowe całego liceum. Każdy chłopak za nimi szaleje, każda dziewczyna chce się z nimi przyjaźnić. Zawsze z Cassie je wyśmiewałyśmy. Platynowe blondynki z dużymi cyckami i nadmiarem szminki.
 Zdziwiło mnie co moja przyjaciółka robi w ich towarzystwie, wręcz mnie to przeraziło. Miałam złe przeczucia. Podeszłam do nich bliżej. Wszystkie 3 patrzyły na mnie z góry. Widząc stylizację Cassie doznałam szoku. Miała na sobie bardzo obcisły i wydekoltowany top, krótkie spodenki, które prawie odsłaniały jej tyłek i wysokie szpilki. Do tego różowa szminka i ostro pomalowane oczy.
 - Hej Cass, dawno się nie widziałyśmy. Chciałam z tobą porozmawiać na osobności- Powiedziałam. Starałam się żeby zabrzmiało naturalnie. Miałam nadzieję że nie widać było po mnie że płakałam.
 - Nie mamy o czym. Wybacz Annie ale nie mogę zadawać się ze szmatami.- Serce mi stanęło. Mój żołądek chyba mocno wirował bo zebrało mi się na wymioty. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Chyba się przesłyszałam. Na pewno. Moja najlepsza przyjaciółka, która znała mój największy sekret, znała prawdę o gwałcie i wiedziała o mnie wszystko nie mogła nazwać mnie właśnie szmatą!
 - Szmatami? O co ci chodzi? Co ja ci zrobiłam?- odpowiedziałam jej powoli. Co kilka sekund musiałam robić głębokie wdechy aby utrzymać emocje pod kontrolą.
 - Och kochanie, jak możesz nie wiedzieć. Cała szkoła o tym mówi. Wybacz że nie mogłam dotrzymać twojego sekretu ale to zbyt wielki wstyd bym mogła się z tobą przyjaźnić.- Sekretu? Znieruchomiałam. Czyżby powiedziała wszystkim o tym że mnie zgwałcono...
 - Cholera o czym ty  do mnie mówisz!- już się nie kontrolowałam. Złość i dezorientacja tryskały ze mnie na całego. W głowie miałam tysiąc przekleństw na ten świat. Mój oddech przyspieszył. Złapałam się szafek aby nie upaść. Łzy spływały po moich policzkach.
 - Możecie nas zostawić same?- Powiedziała Cassie do pozostałych dziewczyn. Po chwili zniknęły z pola widzenia.
 - Kilka dni temu przyszła do mnie Alexis w twojej sprawie. Powiedziała że słyszała plotki że się puściłaś z chłopakiem z knajpy - Frankiem i jesteś teraz w ciąży.  Początkowo byłam w szoku, nie wiedziałam skąd ona ma takie informacje. Nie chciałam cię wydać bo obiecałam że nie powiem nikomu o gwałcie, więc próbowałam zmienić temat. Ale ona dalej drążyła, i powiedziała że jak jej powiem prawdę to włączą mnie do swojego towarzystwa. Powiedziałam jej więc że przespałaś się z kolesiem z knajpy, którego dopiero poznałaś. Annie....zrozum. Nie chciałam tego, kocham cię bardzo i jest  mi cholernie głupio, ale nie mogę już tego odkręcić. Kiedy się z tobą przyjaźniłam byłam na uboczu. Nikt cię nie lubił, dlatego i ja byłam mniej lubiana. Zawsze w głębi serca chciałam być popularna. Nie mogę się już z tobą zadawać, przepraszam.- Stała tak jeszcze parę minut, czekając chyba na moją reakcję. W gardle poczułam wielką gulę, w klatce piersiowej ukłucie. I...i taką pustkę.
 "Nikt cię nie lubił dlatego i ja byłam mniej lubiana" co ona w ogóle pieprzy? Przecież miała mnóstwo znajomych, a ja jej nigdy nie ograniczałam. Jak mogła zrobić mi coś takiego. To niemożliwe aby człowiek potrafiłby być aż tak okrutny.
 - Wynoś się! Nie chcę cię znać, zejdź mi z oczu! Nie mogę pojąć jak można być takim człowiekiem by z dnia na dzień tak skrzywdzić swoją przyjaciółkę... Zaraz, przecież ty mnie nie traktowałaś jak przyjaciółkę!- Nie musiałam prosić dwa razy. Cassie w milczeniu odwróciła się o odeszła. Zostałam sama... Fizycznie, psychicznie, duchowo. Nie mam już nic. Moja rodzina mnie nienawidzi, moja przyjaciółka mnie nienawidzi, cała szkoła mnie nienawidzi.
 Straciwszy wszystkie siły upadłam na kolana. Nie miałam siły nawet na płacz. Dłonie mi się trzęsły, ciało powoli przestało mnie słuchać. W pewnym momencie poczułam czyjąś rękę na plecach. Drżenie ustało. Podniosłam głowę, i zobaczyłam zamgloną twarz Nate'a. Nie pytając  o nic, wziął mnie na ręce i ruszył w stronę frontowych drzwi. Wtulając się w ciepły tors Nate'a i jego cudowny zapach po chwili zasnęłam. Czułam że tylko w jego ramionach mogę być bezpieczna.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 4

 28 listopada 2011 roku

                                               
  Kochany Pamiętniku

" Życie jest do dupy. Jestem uziemiona w domu od paru tygodni i nie mogę nigdzie wychodzić. Nie rozumiem już matki. Chyba sprawie jej satysfakcję moje cierpienie. No cóż, muszę się z tym pogodzić. To już pewne. Jestem w ciąży już ponad 6 tygodni. Wciąż nie mogę tego do siebie przyjąć. Mam 17 lat, jestem przecież jeszcze gówniarą, a będę matką. Myślałam nad aborcją, przyznaję się, lecz za duże to niesie ze sobą ryzyko. Lekarz powiedział że jeśli się na to zdecyduję mogę już nigdy nie mieć dzieci. Moja mama wpadła w szał i zabroniła jakichkolwiek zabiegów. Z jednej stornu współczuję jej że musi mieć taką córkę jak ja, ale z drugiej coraz bardziej ją nienawidzę. Od kilku tygodni patrzy na mnie jak na jakiegoś śmiecia. To naprawdę boli. Pogodziłam się już z gwałtem. Cassie zabrała mnie do terapeuty i od tego czasu regularnie się z nim widzę. To mi pomaga. Czuję że zaczynam z powrotem akceptować siebie.Chcę zacząć wszystko od nowa zapominając o tym dniu. Przestałam też brać. Jak się później okazało, dziewczyna od której kupowałam prochy, była zwykłą naciągaczką. Wcisnęła mi jakiś szajs i mało co nie umarłam. Pamiętam tylko jak lekarz i mama powiedzieli " Mam nadzieję że dziecko będzie zdrowe i go nie zabiłaś". To że mam zamiar urodzić, nie znaczy że kiedykolwiek pokocham ten.... płód."

 Zamknęłam pamiętnik i zeszłam z parapetu. Myślami wciąż wracałam do wydarzeń z przed kilku tygodni. Aby się zrelaksować, postanowiłam wyjść na spacer. A właściwie to się wymknąć, ponieważ nie wolno mi było nigdzie wychodzić. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 23. Nacisnęłam klamkę w drzwiach i ostrożnie je otworzyłam. Na palcach przebiegłam korytarz i zatrzymałam się przed schodami. Pięknie. Schody to mój najgorszy koszmar, zawsze skrzypią. W głowie modliłam się aby nikt mnie nie przyłapał. Zrobiłam pierwszy krok. Nic, cisza. Powoli i cichutko udało mi się zejść ze wszystkich stopni, po czym otworzyłam drzwi wejściowe i znalazłam się na dworze. Jakie szczęście. Ojciec z mamą dostaliby zawału jakby dowiedzieli się że wyszłam z domu. Odkąd dowiedzieli się że jestem w ciąży, wszystko w moim domu uległo zmianie. Kiedyś być może cieszyłabym się z tego lecz teraz wszystko jest inaczej. Ojciec przestał pić. Zaczął być odpowiedzialnym i kochającym mężem, jednak nie ojcem. Nie patrzył na mnie już tak jak kiedyś. Wszyscy mieli ten sam wzrok. Nienawidzili mnie. W domu wszyscy się śmieją, nie ma już problemów... Ale kiedy do pokoju wchodzę ja, zapada cisza.
 Poczułam że po policzku spływa mi łza. Szybko się otrząsnęłam i wytarłam ją koniuszkiem palca. Skręcałam właśnie w najciemniejszy róg ulicy, kiedy nagle zauważyłam jakiegoś mężczyznę stojącego pod latarnią. Nagle ogarnął mnie niesamowity spokój i cisza. Wbrew rozumowi podeszłam w stronę tajemniczego chłopaka.


 - Yyhm... Przepraszam pana?- Odezwałam się. Zupełnie nie wiem po co. Przecież nawet nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Po kilku sekundach chłopak odwrócił się w moją stronę. Poczułam niesamowitą więź. Jakbym go znała od zawsze. To ten magnetyzm. Już kilkukrotnie spotkałam tego chłopaka, jestem pewna że to on był wtedy na ulicy, w lesie i w szpitalu. Co prawda nie widziałam nigdy jego twarzy ale czułam że to musi być on.
 Nim się obejrzałam stał odwrócony twarzą do mnie. Przystojny. Wręcz można powiedzieć że nieludzko przystojny. Zarumieniłam się.
 - Widzę że znów się spotykamy. - Uśmiechnął się łobuzersko. Serce zaczęło mi mocniej bić. Lekko zdezorientowana zaczęłam rozglądać się w różnych kierunkach udając że czegoś szukam.
 - Szczerze mówiąc to widzę cię pierwszy raz w życiu. Przechodziłam obok i zobaczyłam że ktoś stoi tu i pomyślałam że głupio że stoi samemu i...i..- Zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Z natury jestem małomówna i nietowarzyska, a tu nagle taki bezsensowny słowotok. Może mam depresję swojego rodzaju? Potrząsnęłam kilka razy głową i powtarzałam sobie w myślach że muszę zachować spokój. Koleś i tak pewnie ma mnie już za wariatkę. Kątem oka spojrzałam na niego aby sprawdzić jego reakcję na moją głupotę lecz ku mojemu zdziwieniu on stał w świetle latarni uśmiechnięty od ucha do ucha.


 - Jesteś urocza. Mam na imię Nate.- Wyszczerzony wyciągnął do mnie rękę. Chyba właśnie doznałam szoku. Co prawda żyję tylko 17 lat, ale nigdy w całym moim życiu nie widziałam tak beztroskiej i szczęśliwej osoby. Kiedy tak na niego patrzyłam moje serce tryskało radością. Jego nastrój jest zaraźliwy.
 - Eehm... Mam na imię Annie. - Odpowiedziałam z głupa.
 - Więc powiedz Annie, co robisz w tym miejscu o tej porze? Już prawie północ.- Zerknęłam na zegarek, 23:36. Kompletnie straciłam poczucie czasu.
 - O Jezu. Muszę już lecieć, całkowicie o czymś zapomniałam.- Miałam już zamiar się odwrócić i uciec, ale w ostatniej chwili powstrzymał mnie Nate. Poczułam jego ciepłą dłoń na moim ramieniu. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze. Szybką ją strzepnęłam i oddaliłam się kilka kroków. Jego dotyk był dobry i przyjemny, ale nie byłam jeszcze gotowa na to aby ktoś mógł mnie dotykać. Za bardzo mi to przypominało tamtą noc.


 W oczach Nate zauważyłam dezorientację i zaciekawienie. Teraz to na bank ma mnie za stukniętą.
 - Zrobiłem coś nie tak? Może nie wypada, ale dałabyś mi swój numer telefonu? Ciekawisz mnie Annie. - W jego oczach pojawił się błysk. Dopiero teraz dotarło do mnie jakie miał piękne niebieskie oczy, które idealnie kontrastowały z jasną cerą i ciemno-brązowymi włosami.
 - Przepraszam ale naprawdę się spieszę. Mam nadzieję że się jeszcze kiedyś spotkamy.- Po tych słowach odwróciłam się i pędem ruszyłam przed siebie. Po policzkach płynęły mi łzy. Płakałam ze złości. Nie mogę sobie przecież pozwolić na nowe znajomości. Kiedy by odkrył że jestem w ciąży, zostałam zgwałcona a na dodatek brałam prochy napewnoby mnie olał. Nie chcę już więcej cierpieć. Nie chcę cierpieć więcej ile byłoby potrzebne. Dobiegłam do drzwi mojego domu. Spojrzałam na telefon. 0:00, pomyślałam życzenie.


 " Chcę być szczęśliwa. Do cholery jasnej chcę się cieszyć życiem!"

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 3

Obudziły mnie czyjeś rozmowy. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam moją mamę, która wykłucała się o coś z pielęgniarką. Cała mama, pomyślałam. Już miałam wstać i się zapytać co robię w szpitalu, gdy usłyszałam słowa pielęgniarki.
 - To jest pewne. Badania krwi jednoznacznie wskazują na to że pani córka jest w ciąży. Co prawda to dopiero pierwsze tygodnie, ale musimy dowiedzieć się co się stało. Chyba pani wie że u młodych kobiet jest większe ryzyko poronienia. Proszę wybaczyć ale pacjenci na mnie czekają.- Usłyszałam jak odchodzi. W ciąży?! Ja?! Mój oddech przyspieszył, zacisnęłam palce na poduszce. Nie wiem nawet kiedy łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Wstałam z łóżka i podeszłąm do mamy. Kiedy na mnie spojrzała, zobaczyłam w jej oczach pustkę. Zawsze patrzyła na mnie z wzrokiem pełnym uczucie, ale tym razem jej oczy były puste. Ścisnęło mnie w gardle.
 - Mamo.... Czy ktoś mi w końcu powie co tu się dzieje? Jestem tu już od kilku dni, mówiłaś że muszą mi zrobić jakieś testy ma odżywianie, a dalej nic nie wiem!- Mama milczała.
 - Odezwij się w końcu! Dlaczego patrzysz się na mnie jak na jakiegoś śmiecia?!- Płakałam już na całego.
 - Bo właśnie się dowiedziałam że moja córka to latawica! - Zamilkłam. Mama odwróciła się o wyszła z sali. Nogi się pode mną ugięły. Latawica? Po chwili wszedł doktor. Chyba usłyszał słowa mamy bo wyglądał na zatroskanego. Nienawidzę lekarzy. Myślą że wszystko wiedzą i mają władzę nad ludzkim życiem. Spojrzałam na niego. Nie chciałam nawet myśleć o tym co zaraz powie.
- Dzień dobry Annie. Chcę z tobą o czymś porozmawiać. Usiądź proszę.
 - Nie dziękuję. Wolę stać- Odpowiedziałam stanowczo. Wiem że nie było to za miłe, ale nie mogłam myśleć o manierach w takiej sytuacji. Doktor lekko zdziwiony, uniósł brwi do góry.
 - No więc dobrze. Dostaliśmy wyniki twoich badań. Okazuje się że jesteś w ciąży młoda damo. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego ile konsekwencji to za sobą niesie. Oczywiście, jako lekarz pracuję z wieloma osobami które znalazły się w podobnej do twojej sytuacji i wiem że to dla ciebie szok i wstyd. Nie martw się. Wpadki się zdarzają nawet dorosłym. Rodzice na pewno będą na początku źli ale ci pomogą. Musisz tylko powiedzieć kto jest ojcem dziecka, aby i on zobowiązał się do wychowania dziecka. Chyba że będziesz chciała przejść aborcję. Nie polecam ci tego, broń Boże. Jestem całkowicie przeciwny takim działaniom, ale szanuję decyzje innych. To dopiero półtora tygodnia, więc usunięcie ciąży jest jak najbardziej legalne. Zastanów się co dalej zrobić. Pamiętaj że masz bliskich, którym na tobie zależy i nie jesteś z tym sama. Ja muszę już wracać do innych pacjentów. Trzymaj się Annie.
 Doktor wyszedł i zostałam sama. Cała roztrzęsiona spojrzałam w lustro. Nie docierało do mnie to co powiedział lekarz. To przecież nie mogła być prawda.Padłam na łóżko i wyciągnęłam z pod poduszki pamiętnik. Cassie mi go wczoraj przyniosła. Jako jedyna wie gdzie go trzymam. Wzięłam długopis i zaczęłam pisać.
                                                                                              26 października 2011

                                                Kochany Pamiętniku
"Czuję się wszystkim przytłoczona. Właśnie moja własna matka nazwała mnie latawicą. Czy to możliwe że jestem w ciąży? Kiedy wczoraj była tu Cass kazałam jej przysiąc że nie powie nikomu o tym co jej zdradziłam.... O gwałcie. Za każdym razem gdy wracam wspomnieniami do tamtego dnia chcę się zabić. Może to myślenie szczeniackie i niedojrzałe ale nie radzę sobie. Jeszcze teraz, kiedy okazało się że jestem w ciąży... Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nosić w sobie dziecko tego potwora. Nie potrafiłabym go pokochać ani nawet na nie patrzeć. Jestem za bardzo zraniona. Boże! Ja mam dopiero 17 lat! W kilka dni moje życie całkowicie się zmieniło. Gdy Frank mnie zgwałcił, nie robiłam nic innego tylko płakałam. Lecz po rozmowie z Cassie, uświadomiłam sobie że muszę być silna i z tym żyć. Nie chcę żeby ktokolwiek  dowiedział się co mnie spotkało. To zbyt poniżające. Teraz pojawiają się następne problemy.... Jak do cholery mam być silna, jeśli życie co chwile kopie mnie w dupe? Nie wytrzymuję już ani psychicznie ani fizycznie."


 Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam na swoje miejsce. Będę miała dziecko. Nie. Usunę je. Zdenerwowana ubrałam szlafrok i wybiegłam ze szpitala. Szłam przez ulice w szpitalnej piżamie, co przykuwało wzrok wielu przechodniów. Gdy znalazłam cichy kąt, na rogu ulicy, skuliłam się w kłębek i zaczęłam płakać. Nie potrafię być silna. Jestem słaba. Mam dość tego życia. Wyciągnęłam z kieszeni w szlafroku pieniądze i podeszłam do podejrzanej dziewczyny.
 - Sprzedajesz? - Zapytałam nieśmiało. W sumie wszystko było mi obojętne co sobie o mnie pomyśli. Chciałam tylko poczuć się lepiej. Spojrzała na mnie po czym się uśmiechnęła.
 - Widzę że ktoś tu ma depreche. Masz szczęście słonko że na mnie trafiłaś. Co chcesz? - Prawdę mówiąc nigdy nie brałam narkotyków i nie wiem co powinnam kupić. Nie znam się na takich rzeczach.
 - Nie wiem... Po prostu daj mi coś po czym poczuję się lepiej, proszę. - Dziewczyna bez wahania wyciągnęła z kieszeni buteleczkę z tabletkami.
 - Masz. Bierz maks 3 razy dziennie, w 4 godzinnych odstępach czasu. Jeśli się nie zastosujesz możesz przedawkować i wylądować w poważnych tarapatach. Jedna buteleczka będzie cię kosztować 50 dolarów.- Bez wahania wręczyłam jej banknot. Wzięłam tabletki i wróciłam do szpitala. Gdy weszłam do sali czekała na mnie tam mama.
 - Co, znów chcesz mnie wyzywać?- Powiedziałam gdy tylko ją zobaczyłam.
 - Opowiedz mi jak to się stało. Chcę wszystko wiedzieć!- Mama już nie była opanowana, tylko krzyczała. Ominęłam ją i położyłam się na łóżku.
 - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Odpowiedziałam po czym udałam że zasypiam. Matka jeszcze coś do mnie mówiła, ale widząc u mnie brak reakcji poszła sobie. Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi wzięłam pierwszą tabletkę. Po kilku minutach poczułam się niesamowicie. Wszystkie moje zmartwienia wydawały się tylko zwykłym żartem. Czułam że mogę wszystko. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ciekawe czy dzidziuś też ma taką frajdę. Po chwili zakręciło mi się w głowie i zemdlałam... A może umarłam? Taa, chciałoby się.

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 2

                                                                                                           23 października 2011 roku

                                                       Kochany Pamiętniku
" Nie wiem już kim jestem. Codziennie gdy spoglądam w lustro widzę obcą osobę. Od kilku dni moje życie przestało mieć sens, jeśli w ogóle kiedykolwiek jakiś miało. To zdarzenie miało miejsce 19 października. Zaledwie 4 dni temu byłam optymistycznie do świata nastawioną dziewczyną. Miałam zacząć prace, by pomóc mamie. Miałam skończyć szkołę z najlepszymi wynikami i dostać się do NYU. Miałam założyć rodzinę i być szczęśliwa. Moje marzenia spełzły na niczym. Kiedy po tym koszmarnym incydencie wróciłam do domu, matka na mnie czekała. Cała zalana łzami podbiegła do mnie i zaczęła krzyczeć przez łzy i jednocześnie mnie przytulać. Zawsze kiedy widziałam mamę płaczącą, serce mi pękało. Wtedy jednak była mi zupełnie obojętna. Czułam jakby dotykała mnie nieznana osoba. Pamiętam że z krzykiem wyrwałam jej się z ramion i uciekłam do pokoju. Od tego czasu z niego nie wyszłam. Nikt nie wie co się ze mną stało. Mama przysłała do mnie nawet psychologa, nic nie wskórał. Nie mogę przestać myśleć o Franku, jego dłoniach, ustach i  spojrzeniu."


 Kiedy skończyłam pisać w pamiętniku, jak zawsze schowałam go do dolnej szuflady mojego biurka. Spojrzałam na zegarek. Jest godzina 21. Zdecydowałam się na długi prysznic. Weszłam do łazienki i zdjęłam ubrania. Nie mam nawet odwagi spojrzeć w lustro. Brzydzę się sobą. Zamknęłam za sobą drzwi od kabiny i po chwili strumienie gorącej wody lały się po moim ciele.
 Po pół godzinie wyszłam z łazienki. Zadzwoniła moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz, cholera. Cassie. Unikam jej telefonów od kilki dni. Nie jestem jeszcze gotowa na wyjście z domu ani na zwierzanie.  Z drugiej strony jeśli nie odbiorę, będzie mnie męczyć dopóki tego nie zrobię. Z wahaniem dotknęłam na wyświetlaczu zieloną słuchawkę.
 - Cześć Cass.- Starałam się aby mój głos, brzmiał w miarę normalnie. Jednak Cassie zna mnie lepiej niż ktokolwiek i nie udało mi się jej nabrać.
 - Dlaczego nie odbierasz telefonów?! Ty wiesz ile razy próbowałam się z tobą skontaktować?! Co się stało? Twoja mama mówi że nie chcesz wyjść z domu. - Z ostrego tonu Cass zeszła na bardziej opiekuńczy.
 - Mam swoje problemy. Nie chcę o tym rozmawiać. Zadzwonię do ciebie potem ok?
 - Nie! Masz mi wszystko wytłumaczyć. Annie zrozum. Ja nie wiem co się z tobą dzieje. Nie widziałam cię od 4 dni, więc nie mogłaś wpaść w depreche po chłopaku. Więc powiedz mi co się stało? - W słuchawce usłyszałam panikę. Faktycznie się o mnie martwi. Zresztą, jak mogłam mieć wątpliwości. Zawsze wszystko wyolbrzymia i jest troskliwa. Nagle przez myśl przeszedł mi obraz Cassie. Uśmiechniętej, machającej do mnie z drugiego końca ulicy. Pod wpływem mocnego wiatru, jej czarne włosy proste jak drut zasłaniały śliczne niebieskie oczy. Zawsze miała powodzenie w szkole. Jest naprawdę ładna, do teraz nie wiem jak może się przyjaźnić z kimś takim jak ja. Byłam jej przeciwieństwem. Mam kręcone blond włosy, prawie do pasa i zielone duże oczy. Do tego wszystkiego jestem niska i blada. Każdy kto mnie spotyka mówi że nie wyglądam na swój wiek i mam dziwną urodę. Taką nie amerykańską. Ignoruję ich. Nigdy nie przejmowałam się zdaniem innych. Mam swój charakterek. Zawsze mówię to co myślę, nawet jeśli miałoby to urazić innych. Może to jest powód tego że jestem samotna i nikt mnie nie lubi? Potrząsnęłam głową, aby odgonić myśli.
 - To naprawdę... To trudno wytłumaczyć.- Głos mi się załamał. Po chwili łzy zaczęły napływać mi do oczu, na przypomnienie tych okropnych chwil.
 - W takim razie, zaraz u ciebie będę. Nie wymigasz się. Wszystko mi opowiesz jak na spowiedzi.- Spowiedzi? Cass przecież dobrze wie że jestem niewierząca. Kiedyś wierzyłam w Boga, lecz przestałam z momentem gdy mój ojciec pierwszy raz uderzył mamę. Nigdy nie zapomnę sobie tamtego dnia. Przyszedł z "pracy" całkowicie nachlany i zaczął robić awanturę o to że nie ma obiadu. Kłócili się. W końcu ojciec spoliczkował moją mamę. Miałam wtedy 13 lat. Podbiegłam do niej i zaczęłam wrzeszczeć na ojca. Opamiętał się. Nigdy mnie nie uderzył. Wyżywał się na wszystkich, ale mnie nie dotknął. Nienawidziłam się za to. Oni muszą cierpieć a ja nie.
 - I tak cię pewnie nie przekonam żebyś została w domu... Dobra, czekam. - Ze zrezygnowaniem przerwałam rozmowę. Muszę się teraz emocjonalnie przygotować na powiedzenie jej prawdy. Zdenerwowana zatopiłam twarz w poduszce.
 Nie minęło 15 minut, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie ruszyłam się z miejsca. Mama pewnie otworzy. Po chwili w drzwiach do mojego pokoju stanęła Cassie. Miała na sobie swoją ulubioną bluzkę z napisem "I'm only one princess in this fuck world", oraz zwykłe jeansowe rurki. Mimo tak prostej stylizacji wyglądała świetnie. Jak zawsze, uśmiechnęła się do mnie na powitanie a następnie usiadła obok mnie na łóżku.
 - No... A teraz mów.- Powiedziała stanowczo.
 Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Teraz już nie mogę zmienić zdania. Muszę jej powiedzieć, może mi to pomoże? Wzięłam kilka głębokich wdechów. Nie mogę się rozpłakać, nie mogę się rozpłakać, nie mogę się rozpłakać. Powtarzałam sobie w myśli kilkukrotnie.
 - 4 dni temu, poszłam dowiedzieć się co mam robić jak będę pracować w Apettit. Weszłam do tej knajpy i...- Przerwałam żeby zaczerpnąć powietrza. Trudno mi jest wracać do tamtego dnia.
 - I tam był chłopak, wydawał się fajny ale potem się na mnie rzucił i zaczął mnie dotykać i całować! Potem mnie zgwałcił.- Wykrzyczałam te wszystkie słona na jednym oddechu. Serce zaczęło mi bić mocniej. Poczułam że nie mogę oddychać. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego co się stało. Ja zostałam zgwałcona! Ja naprawdę zostałam zgwałcona! Po chwili zaniosłam się szlochem. Próbowałam wziąść oddech, lecz moje próby zeszły na marne. Poczułam mocny ucisk w piersi a potem była już tylko ciemność.
 Obudziłam się w białym pomieszczeniu. W nadgarstku coś mnie kuło. Jak się później okazało to igły. Jestem podłączona do kroplówki. Powoli rozejrzałam się po sali. Szpital. Wkoło mnie znajome twarze. Mama, bracia i Cassie ze swoją mamą. Wszyscy płakali. Zastanawiało mnie dlaczego, jednak nie miałam siły nad tym myśleć. Moje ciało było strasznie słabe. Czułam że zaraz znowu zasnę. Pewnie podali mi jakieś środki. Nienawidzę lekarzy.
 - Nie-e chcę spać...- Wyszeptałam. Zmęczona pozwoliłam by głowa upadła mi w bok. Otworzyłam jeszcze raz oczy ostatkami sił. Zobaczyłam go. Stał w drzwiach i mi się przyglądał. Z tego co udało mi się zobaczyć, ma na sobie czarną skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Cały jest ubrany na czarno. He... Uśmiechnęłam się. Odzwierciedla moje życie. Ja to mam pecha że już kolejny raz nie mogę zobaczyć jego twarzy. Powieki zrobiły się ciężkie i po kilku sekundach zasnęłam.

"Kartki z pamiętnika Annie" Rozdział 1

 19 października 2011 roku

                                                 Kochany Pamiętniku


" Zdarzyło się coś niezwykłego. Wczoraj, kiedy wracałam od Cassie spotkałam chłopaka. Niezwykłego chłopaka. Było dosyć ciemno, więc nie mogę dokładnie opisać jak wyglądał, jednak kiedy przechodziłam obok, czułam przepływający między nami magnetyzm. Nie znam go. Nigdy wcześniej nie widziałam, ale nie mogę przestać myśleć o tym spotkaniu. Było jak w bajce. Wychodziłam z małej uliczki i nagle na niego wpadłam. Potknęłam się, i już miałam upaść, gdy w ostatniej chwili mnie złapał. Czułam się jak księżniczka. Nie zdradził swojego imienia, bardzo się gdzieś spieszył. Jednak mam wielką nadzieję że się kiedyś jeszcze spotkamy." 


 Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam długopis. Nazywam się Annie Jones i mam 17 lat. Mieszkam w małym miasteczku Chaceford, 40 km od Los Angeles. Moja miejscowość nie cieszy się dużą liczbą mieszkańców, ze względu ilości napadów, morderstw i dziwnych zdarzeń. Mimo wszystko lubię Chaceford. Czuję się tu bezpiecznie. Z natury jestem samotnikiem, mam tylko jedną przyjaciółkę, która jest dla mnie wszystkim- Cassie Covent. Kiedy pojawia się jakaś niewyjaśniona sprawa np. zaginięcia lub morderstwa, zawsze razem po kryjomu ją badamy. To nasze sekretne hobby. 


 Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Jak zwykle było głośno. Moi młodsi bracia ciągle się w coś bawili i nie było ani chwili spokoju. W kuchni mama gotowała kolację, ojciec był w pracy. Ha. W pracy, pewnie znowu przyjdzie nachlany i będzie robił awantury. Westchnęłam. Przecisnęłam się przez zamki z klocków i podeszłam do mamy. 


 - Cześć mamuś, co dziś gotujesz? - Zapytałam z uśmiechem na twarzy. Mama spojrzała na mnie ze załzawionymi oczami.
 - Jest już 20:00. Ojca jeszcze nie ma. - Prawda. Kończy pracę o 18:00, to może znaczyć tylko to co podejrzewałam. Widząc strach w oczach matki, przytuliłam ją mocno. Jest dla mnie wszystkim. Moi młodsi bracia bliźniaki, John i Steve są jeszcze za mali i nie rozumieją pewnych spraw. Mają tylko po 6 lat. Razem z mamą musimy radzić sobie same.
 - Dostałam pracę w knajpie. Codziennie po szkole będę pracować, więc będzie nam lżej.
 - Annie, kochanie nie mogę zrzucać na ciebie takiej odpowiedzialności. Wiem że jest ci ciężko, ale masz szkołę i nie możesz pracować. Jeśli twoje stopnie się obniżą, całkowicie stracisz szanse na wymarzone studia.- Mama miała rację. Zawsze marzyłam o studiach na NYU. Wyjechać do Nowego Yorku, studiować tam, to moje największe marzenie. Jednak nie mogę zostawić rodziny samej, gdy mnie potrzebują.
 - Nie przejmuj się. Idę teraz do Apettit żeby dowiedzieć się szczegółów i nauczyć kilku rzeczy. Będę jakoś koło 22. - Pocałowałam mamę w policzek i wybiegłam z domu. Na dworze było jeszcze jasno. 


 Wyszłam na drogę główną, i poszłam w kierunku knajpy. Ulice jak zwykle świeciły pustkami, w ciągu 30 minut, przejechało może 10 aut. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lubię, kiedy nie ma ruchu, ludzie nie przepychają się by zdążyć na metro. Lubię samotność. W szkole dziewczyny zawsze mnie wyśmiewały, bo trzymałam się na uboczu. Pasowało mi to. Skręciłam w boczną uliczkę i znalazłam się tuż przed Apettit. Weszłam do środka. Nikogo nie było, pewnie już zamknęli. Mam szczęście, ta knajpa jest jedyną w całym Chaceford, w której ludzie potrafią przesiadywać godzinami. Podeszłam do baru.


 - Yhm.. Dzień Dobry!- Powiedziałam głośno. Po chwili z za zasłony wyszedł chłopak. Na oko 20 letni. Blondyn z dużymi zielonymi oczami, przystojny. Uśmiechnęłam się.
 - Jestem Annie Jones. Kierownik zadzwonił do mnie, żebym przyszła i dowiedziała się co i jak.- Chłopak roześmiał się. Był uroczy.
 - Miło mi. Mam na imię Frank, to ja jestem kierownikiem. - Zatkało mnie. Wydaje się za młody na kogoś kto ma własną knajpę.
 - Aha, no to co mam robić? - Zapytałam z głupia. Nie mam doświadczenia towarzyskiego, nie potrafię rozmawiać z innymi ludźmi.
 - Zobaczmy. Na początek tu podejdź.- Znieruchomiałam. Czy on coś sugeruje? Niepewnym krokiem podeszłam do Franka. Musze zrobić dobre pierwsze wrażenie, więc to nie jest czas na przypuszczenia i oskarżenia. Wmawiałam sobie to w głowie. Stanęłam kilka cm od mojego kierownika. Spuściłam wzrok na ziemie. Po co zakładałam bluzkę z dekoltem dzisiaj? Od razu tego pożałowałam. Kątem oka zauważyłam że dłoń Franka przesuwa się w stronę moich bioder. Szybko odskoczyłam w tył. On się tylko roześmiał.
 - Spokojnie Annie. Nie chcesz tej pracy? - Zapytaj sarkastycznie. Jego wzrok się zmienił. W oczach nie widziałam już miłego i uroczego Franka, lecz dzikie pożądanie. Wystraszona zaczęłam panikować. Uspokój się! Wzięłam kilka głębokich wdechów. Potrzebuję tej pracy, nie mogę tak po prostu stąd uciec bo odniosłam mylne wrażenie.
 - Muszę wrócić wcześniej do domu, więc  chciałabym szybko załatwić sprawy tutaj. - Odpowiedziałam stanowczo. Jednak nie potrzebnie.


 - Nie martw się, załatwimy to szybko.- A potem wszystko stało się tak szybko. Frank podbiegł do mnie i złapał mnie za nadgarstki, zaczął mnie całować po szyj i dekolcie. Całą swoją siłą próbowałam go odepchnąć, jednak na nic. Był za silny. Wyrywałam się ile tylko mogłam, ale to tylko pogorszyło sprawę. Frank odsunął się ode mnie, ruszyłam biegiem do drzwi korzystając z okazji, jednak nie zdążyłam. Uderzył mnie w twarz, przewróciłam się na podłogę. Zalana łzami i spanikowana poddałam się. Co ma być to będzie. Mam nadzieję że mnie zabije. Potem poczułam tylko mocny ból w głowie, jakby mnie ktoś uderzył czymś ostrym. Odpłynęłam w ciemność.
 Obudziły mnie promienie słońca. Rozejrzałam się wokół siebie. Las. Co ja robię w lesie? Wstałam i spojrzałam na siebie. Moje ubrania były całe potargane, i we krwi. Nogi się pode mną ugięły. Łzy strumieniami, wylewały się z moich oczu. Wszystko nagle stało się jasne. Ten uroczy chłopak mnie zgwałcił. Moje ręce zaczęły drżeć, to nie może być prawda. Spróbowałam się podnieść, ale nie dałam rady. Panika wzięła górę, zaczęłam płakać i nie mogłam przestać. Dlaczego mnie to spotkało?! Mało w życiu nacierpiałam?  Nagle usłyszałam że ktoś się za mną skrada. Szybko odwróciłam się w stronę kroków. Po chwili z za drzew wyłonił się chłopak. Wystraszona, wstałam na równe nogi i cofnęłam się do tyłu. Błąd. Potknęłam się o kamień i powtórnie upadłam. Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął ręce. 


 - Nie dotykaj mnie! Proszę nie rób mi krzywdy, zostaw mnie w spokoju!- Wykrzyczałam i powtórnie zaniosłam się w szloch. Chłopak przykucnął przede mną. Spojrzałam na niego. Przez łzy nie widziałam jego twarzy, ale odniosłam wrażenie że już się kiedyś spotkaliśmy. Wycieńczona i słaba zemdlałam. Mam nadzieję że to już ostateczny sen. Że już się nie obudzę.
 Miałam piękny sen. Razem z braćmi, tatą i mamą mieszkaliśmy w pięknym domku nad morzem. Codziennie wychodziliśmy na spacery o zachodzie słońca. Wszystko było cudowne i perfekcyjne. Byliśmy tacy szczęśliwi. Już nie pamiętam kiedy ostatnio razem w rodzinie się wszyscy śmialiśmy. Mój tata był trzeźwy a mama uśmiechnięta i zakochana jak młoda nastolatka. Poczułam ukłucie w sercu. Czy tak wygląda śmierć? Czy już przez wieczność, będę widzieć te piękne sceny i będę cierpieć, bo wiem że rzeczywistość jest okrutna. I moja rodzina wcale nie jest szczęśliwa. Cóż, jeśli mogę chociaż ich widzieć, śmierć nie wydaje się zła. Nagle moją scenkę, przerwał czyjś głos. Męski, seksowny. Wołał moje imię. Świat zaczął wirować i wszystko znikło. Otworzyłam oczy. Ku mojego zdziwieniu, nikogo obok mnie nie było.


 

Wprowadzenie ;)

Hej wszystkim :)

Mam na imię Ania, bloga stworzyłam na moje opowiadania.
Tu bloga założyłam głównie z myślą dla kotkowych czytelniczek mojego opowiadania pt "Kartki z Pamiętnika Annie". Będę tu umieszczać rozdziały. Jeśli ktoś na to wchodzi to z góry dziękuję ;)
Jestem tu nowa i nie jeszcze za bardzo nie orientuję się co i jak.