środa, 11 września 2013

Rozdział 14

3 lipca 2011 roku

                                                                Kochany Pamiętniku


 "Jak ten czas szybko leci. Rok szkolny się wreszcie skończył i są wakacje. Nie wyobrażałam sobie, że z taką łatwością mogę skończyć klasę. Mimo wielkich zaległości na szczęście zdałam do ostatniej klasy. Szczerze mówiąc nikt nie zawracał sobie głowy moją ciążą. Przez kilka miesięcy non stop nie dawali mi spokoju ale już jest wszystko okej. Jak tylko Cassie pokazała się ze mną w szkole, inni zaczęli uważać na to co mówią. Chyba nigdy nie zapomnę sobie min tych tapeciar, jak Cass stanęła w mojej obronie, gdy ktoś mnie obraził. Uwielbiam ją. Zawsze jest przy mnie. Czasem mam wrażenie, że stara się aż za bardzo. Może dlatego, że czuje się winna? Nie chcę aby tak było. Jest na mnie trochę zła za to, że okłamałam  Nate'a. Na szczęście do teraz nie dowiedział się prawdy. Czuję się z tym okropnie. Skłamałam w końcu prosto w twarz osobie, którą kocham i która pomogła mi wyjść z depresji. Gdyby nie on... Nie wyobrażam sobie co by było. W każdym bądź razie między nami wszystko gra jak na razie. Nie wiem jak mam mu się odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie robi. Jak może kochać kogoś takiego jak ja? To zbyt piękne. Pomijając, że wyglądam teraz jak słoń. Dziewiąty miesiąc ciąży, daje o sobie znaki. Termin porodu za kilka tygodni, trochę się boję. Zwłaszcza, że Frank regularnie do mnie dzwoni. Pyta co u mnie, jak się czuję. Można powiedzieć, że się do niego przyzwyczaiłam. Ale wiem, że rozmowa przez telefon to co innego niż w realu. Nie wyobrażam sobie żeby móc z nim normalnie rozmawiać, śmiać się. To awykonalne.  Mówię mu, że wszystko w porządku. Nie chcę zaczynać kłótni ani robić problemów. Zostało tak mało czasu do porodu...."


 Skończyłam pisać i zostawiwszy pamiętnik na biurku poszłam na dół do kuchni. Jak co dzień rano, wyciągnęłam z górnej szafki nad kuchenką płatki i wzięłam z lodówki mleko. Moje śniadanie, zaczynało mnie powoli obrzydzać. Dzień w dzień to samo. Może to przez ciąże, ale nie potrafiłam jeść jakiś ciężkich dań na śniadanie. Zwykle prowadziło to do wymiotów. Mój brzuch był ogromny. Z wielkim trudem przychodziło mi nawet głupie wsiadanie do samochodu... Żenada.
 Po śniadaniu wróciłam do swojego pokoju aby się ubrać. Po dłuższym zastanowieniu, wybrałam jasnoniebieską sukienkę i białe balerinki. Nie przypominałam top modelki ale i tak wyglądałam nieźle. Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziesiąta. Postanowiłam wyjść na dwór, zaczerpnąć świeżego powietrza.
 Kiedy tak szłam wąskimi uliczkami nic nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że tu jestem i nic więcej. Kiedyś nienawidziłam wychodzić z domu. Ludzkie spojrzenia i obelgi wysyłane do mnie wzrokiem, przerażały mnie. Nie potrafiłam poradzić sobie z krytyką i z tym, że mają mnie za ladacznicę. Dzięki Nate'owi wszystko się zmieniło. Co kilka dni wyciągał mnie na spacer. Kazał dumnie unieść głowę i pokazać wszystkim innym, że mam ich gdzieś. W końcu mi się to udało. Teraz kiedy idę drogą, nie patrzą już na mnie źle. Patrzą ze zdziwieniem, bo wiedzą, że cokolwiek by nie powiedzieli, nie zrobili, to im się to nie uda. Zauważyli, że pokonałam słabość i mnie już nie złamią. Jestem silna.
 Gdy skręcałam w boczną ulicę, nagle zahaczyłam o coś ostrego przy bloku, i chwilę potem kawałek sukienki został rozerwany. Od ramienia po dekolt. Szybko zaczęłam się rozglądać czy nikt nie zauważył tego zdarzenia. W pobliżu nikogo nie zauważyłam.
 Okrywając się dłońmi na piersiach szybko odwróciłam się i skręciłam w lewo. W tym momencie poczułam mocne uderzenie. Fajnie. A myślałam, że nikogo nie ma w okolicy. Zawstydzona, okrywając się jeszcze bardziej, podniosłam wzrok by sprawdzić kim jest osoba, na którą wpadłam. Ku mojemu zdziwieniu, na moich oczach ukazał się przystojny szatyn z porażająco szarymi oczami. Na około 180 centymetrów wzrostu. Ciemna karnacja idealnie grała z jego brązowymi włosami, które były seksownie ułożone w nieładzie. Grzywkę zarzuconą na bok, olśniewały lekko złote pasma. Podejrzewałam, że zrobiły mu się od słońca. Fryzurę miał niczym chłopcy z One Direction, lecz w jego wykonaniu było wszystko o niebo lepsze.
 Chyba zauważył, że mu się przyglądał bo na jego policzkach pojawiły się rumieńce i nieśmiały uśmiech. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to pewnie dlatego, że stoję przed nim i praktycznie świecę cyckami.
 - Cześć... Ja ten, ja przepraszam za uderzenie. Bo wiesz, ja nie chciałam.- Skarciłam się w myśli za te słowa. Co to do cholery ma w ogóle być? Zachowuję się jak przedszkolak.
 - Cześć, część. Spoko nie ma sprawy. Tylko, wszystko gra?
 - Tak.- Jego pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu, i tylko taką odpowiedź umiałam wypowiedzieć.
 - Wiesz, nie wyglądasz na osobę, u której jest okej.- Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. Od razu mi się spodobał.
 - Co ty o mnie wiesz?- Odwzajemniłam mu tym samym.
 - Niewiele. Ale napewno to, że stoisz w miejscu publicznym półnaga, i rozmawiasz na środku drogi z nieznajomym.- W tym momencie uświadomiłam sobie, że stoimy na ulicy. Mimo to,  jak to u nas w mieście, nie specjalnie był ruch.
  Nowo poznany chłopak lekko mnie zawstydził co mnie zirytowało. Postanowiłam grać obojętną i wyjść z tego z twarzą.
 - Ojej, nie bądź taki nudny. W europie wszyscy we wakacje chodzą topless. Ja ponieważ mam swoje zasady ograniczam się do bielizny. Poza tym. Wiesz jak kobietom w ciąży jest gorąco? Muszę ograniczyć się do minimum, bo w innym przypadku ugotuję się na śmierć.- Po czym wymusiłam na mojej twarzy uśmiech. Miałam nadzieję, że to kupi.
 - Masz rację. Nie powinno się dyskryminować kobiet. To co ty na to, że odprowadzę cię do domu. Chyba stało ci się coś w szyję i wolę się upewnić, że dojdziesz bezpiecznie.
 - Słucham? Dlaczego sądzisz, że mam coś z szyją?- Zapytałam zdezorientowana.
 - Oj nie musisz udawać, wiem bo cały czas się za nią trzymasz. Z początku myślałem, że próbujesz się zasłaniać, co jest normalne u amerykanek, jednak po tym co powiedziałaś, doszedłem do wniosku, że pewnie  boli cię szyja, bo po cóż byś to trzymała ręce na piersiach? Przecież specjalnie chodzisz w samym biustonoszu po ulicy bo się nie wstydzisz.
 Nie powiem, zaimponował mi. Niezły z niego przeciwnik. Choć byłam zła jak osa, że tak mnie zmanipulował, nie chciałam dać za wygraną. Gdy tylko zobaczyłam na jego twarzy sarkastyczny uśmiech miałam ochotę walnąć mu w twarz. W tą jego cudowną, piękną twarz.
 - Wiesz, pójdę sama. Szyja nie boli tylko lekki skurcz mnie chwycił. Już jest okej.
 - Nie no wiesz... Ja mogę pomóc.- Z jego twarzy nie schodził uśmiech.
 Nagle poczułam mocny skurcz w podbrzuszu. Momentalnie upadłam na ziemie. Ból przy upadku na gołe kolana był niczym w porównaniu z tym co działo się wewnątrz mojego brzucha. Krzyknęłam.
 - Dzwoń po karetkę. -Nakazałam nowo poznanemu chłopakowi. Widziałam w jego oczach strach i panikę. Jednak posłusznie wykonał telefon. Po jakiś 5 minutach, które ciągły się mi w nieskończoność wreszcie się odezwał.
 - Czy-y ty... Czy ty rodzisz?- Jego głos się łamał. Nie do wiary! Faceci to takie tchórze. Już miałam mu odpowiedzieć, że to pewnie zwykłe skurcze, gdy nagle zorientowałam się, że puściły mi wody. Wystraszona zaczęłam głęboko oddychać. Przecież to niemożliwe! To za wcześnie.
 - Chyba tak.
 - Okej, no to... Wdech i wydech, głęboko oddychaj i no. Przyj.
 - Myślisz, że do cholery jasnej to takie proste?!- Wybuchłam.
 - No chyba nic w tym trudnego.- Znowu się zaśmiał. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, wiem tylko, że poczułam ogromny przypływ złości i chwilę potem moja pięść uderzyła go w krocze.
 - Przepraszam.- Powiedziałam, ale mimowolnie się uśmiechnęłam pod nosem. Należało mu się. Mimo, że właśnie rodziłam na ulicy, strasznie rozbawiła mnie sytuacja, gdy chłopak zwijał się z bólu.
 - Jak masz na imię?- Zapytałam kiedy skurcze ustały. Jeszcze nie były one regularne, więc starałam się wykorzystać jak najbardziej chwilę bez bólu.
 - Dave, a ty?- Odpowiedział patrząc mi prosto w oczy. W jego spojrzeniu było coś... Coś co sprawiało, że patrzył na mnie jak nikt inny przedtem. Nie znam tego spojrzenia.
 - Annie...- Z mojego gardła wydarł się kolejny krzyk. Na szczęście słyszałam już zbliżającą się karetkę. Poczułam ciepłą dłoń, oplatającą moją. Uniosłam wzrok do góry. Dave uśmiechnął się do mnie łagodnie, jakby chciał powiedzieć, że będzie przy mnie i wszystko jest w porządku. Odwzajemniłam uśmiech.
 - Więc miło mi cię poznać Annie.- Ostatnie słowa jakie od niego usłyszałam. Potem wszystko zagłuszył ambulans i lekarze krzątający się  koło mnie.

*********************************************************

Jak zwykle przepraszam za nieobecność moją tutaj, ale tak po prostu wyszło. Mam nadzieję, że rozdziałem nikogo nie zawiodłam i z góry uprzedzam, że nie wiem kiedy następny, gdyż mam teraz pełno nauki :) 

środa, 28 sierpnia 2013

Libstear Award

Hej wszystkim :)
Właśnie dowiedziałam się, że zostałam nominowana do Libstear Award przez Jowita G. Jeszcze nie za bardzo wiem o co chodzi ale już powoli kojarzę. Aby wytłumaczyć o co chodzi pozwolę zacytować sobie Jowita G


„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.''



Pytania od  Jowita G 

1. Jak długo już blogujesz?
- W sumie zaczęłam blogować 2,5 lata temu tylko że na innym portalu i inaczej to wyglądało. Na blogspocie jestem od paru miesięcy.

 2. Czemu założyłeś/łaś  swojego bloga?
- Żeby dzielić się z innymi tym co pisze. Chciałam aby ktoś ocenił, zauważył to co robię. Poza tym można spotkać nowych ludzi i zawrzeć nowe znajomości.

3. Co lub kto jest Twoją motywacją do dalszego pisania?
- Sama nie wiem, po prostu jest taki moment, w którym mam ochotę pisać. Przychodzi do mnie to samo i nie jestem w stanie tego przewidzieć.

4. Jakie jest Twoje hobby?
- Oczywiście pisanie opowiadać, czytanie książek, lubię też oglądać seriale i dobre filmy, uczyłam się grać trochę na keybordzie, trochę też rysuję postacie z mangi.

5. Ulubiona książka to...
- Seria Dom Nocy, Saga Zmierzch, Nieśmiertelni, Bogini Oceanu.

6. Książka czy film?
- Zależy. Czasem produkcja filmowa jest lepsza niż książka, ale to rzadko. Więc-książka.

7. Wiosna czy lato?
- Lato :)

8. Ulubiony zespół/ wykonawca?
- A mogę więcej? One Direction, Little Mix, Skillet, My Chemical Romance, Justin Bieber, Rihanna, Demi Lovato.

9. Ulubiona piosenka?
- "Scyscraper"- Demi Lovato

10. Ulubiony kolor?
- Nie przywiązuję do tego dużej uwagi ale chyba czarny.

11.  Największe marzenie?
- Chciałabym zwiedzić każdy zakątek świata, przeżyć jakąś fajną przygodę, której jeszcze nikt nie zaliczył :)



Ja nominowałam:



Pytania ode mnie

1. Jak długo prowadzisz bloga?
2. Piszesz jakieś opowiadania tylko dla siebie?
3. Jakie masz zainteresowania?
4. Co najbardziej lubisz w prowadzeniu bloga?
5. Jak opisałabyś swój wymarzony świat? 
6. Wolisz filmy czy książki?
7. Lubisz czytać blogi innych?
8. Co robisz kiedy nie możesz złapać weny/natchnienia?
9. Jakie jest twoje marzenie?
10. Prowadzisz bloga prywatnie czy ktoś z twojego otoczenia wie że to robisz?
11. Czego nie lubisz w ludziach? 

Jeśli akceptujesz nominację- napisz w komentarzu :)




 

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 13

                                                                                                         13 kwietnia 2011 roku

                                                       Kochany Pamiętniku


 "Wszystko powoli zaczyna się układać. Czuję to. Jest coraz lepiej. Razem z Cassie znów tworzymy zgrany team. Nie było łatwo odnowić nasze stosunki ale jednak się udało. Czuję, że cząstka mnie, która kiedyś mnie opuściła, na nowo znalazła miejsce w mojej duszy. Życie szybko mija, nie wolno tracić czasu na przemyślenia i smutek. Na następny dzień po wizycie u doktora, Cassie doradziła mi żebym zadzwoniła do Nate'a. Po dłuższym odwlekaniu, wreszcie się przełamałam i to zrobiłam. Nie wiem czego się bałam. Spotkaliśmy się w kawiarni na lodach i czas minął nam naprawdę fajnie. Mam wrażenie jakbyśmy się znali od zawsze. On jest taki beztroski. Wiecznie uśmiechnięty, pomaga mi. Jest idealny. Czasem czuję, że na niego nie zasługuję. Co do Frank'a to się nie odzywał. Słyszałam od jego kolegi, że wrócił już z urlopu ale nie planuje wracać do pracy. Nie rozumiem, ale nie chcę się w to wgłębiać. Muszę o nim zapomnieć, ale nie potrafię. Panicznie chcę wiedzieć co się z nim dzieje. Może to ze strachu? Sama nie wiem. Mam wrażenie, że za każdym razem gdy dzwoni telefon, dzwonek do drzwi to jest to Frank. Powoli mnie to już przerasta."

 Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam na biurko. Spojrzałam na zegarek. 9:46. Kurcze. Jestem już w szóstym miesiącu ciąży, co znaczy, że wszyscy panikują abym na siebie bardziej uważała. Czuję się jak królik w niewoli. Nie mogę wychodzić sama na dłuższe spacery, praktycznie w ogóle nie mogę sama wychodzić. Z racji tego,  że jestem młoda istnieje ryzyko poronienia. Z jednej strony staram się na siebie uważać jak tylko mogę, ale z drugiej... To trudne, odmawiać sobie tyle rzeczy. Muszę się przyzwyczaić do całkiem innego trybu życia. Do porodu zostały mi tylko 3 miesiące. Przewidywany termin porodu to 25 lipca, czyli już niedługo. Trochę się boję. Wszyscy powtarzają, że to normalne ale ja po prostu nie wiem co robić. Rodzic naturalnie, ze znieczuleniem czy cesarka? Tyle pytań roi się w mojej głowie.
 Z rozmyślań wyrwał mnie donośny dźwięk mojej komórki. Szybkim krokiem podeszłam do okna i podniosłam z parapetu telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, brak ID. Niezdecydowana nacisnęłam zieloną słuchawkę.
 -Tak?
 - Cześć Annie.- Po drugiej stronie usłyszałam niski, męski głos. To chyba jakaś ironia. Dopiero co o nim pisałam w pamiętniku a on już się pojawia na nowo w moim życiu.
 Po ciele przebiegł mnie zimny dreszcz. Starając się zapanować nad oddechem, przełknęłam głośno ślinę.
 - Czego ode mnie chcesz?
 - Porozmawiać.
 - Nie mamy o czym. Poniosło mnie, nie wiem co sobie wyobrażałam mówiąc ci o ciąży.- Powiedziałam na jednym wdechu.
 - Przepraszam, że zniknąłem ale to było dla mnie zbyt wiele. Najpierw zrobiłem ci krzywdę. Ja-a cię... Zgwałciłem...- Po drugiej stronie zapadła cisza. W oczach zajarzyły mi się łzy. Całą swoją siłą woli próbowałam powstrzymać płacz lecz to na nic. Każdy moment, w którym przypominam sobie tamten dzień, wywołuje u mnie falę negatywnych emocji. Cierpię za każdym razem tak jak za pierwszym. Nie da się wyobrazić tego, co przeszłam.
 - Naprawdę, nie musisz mi uświadamiać tego co mi zrobiłeś. Wiem to. Może nawet lepiej od ciebie. Jeśli chcesz w czymś pomóc to po prostu zniknij z mojego życia. Nie dzwoń, nie pokazuj mi się na oczy. Nigdy więcej.- Wycedziłam przez zęby. Mijały chwile, a Frank nie odpowiadał. Napięcie rosło.
 - Nie potrafię.- Odpowiedział.
 - Nie potrafisz? Jak do cholery nie potrafisz? Nie rozumiesz, że nie chcę cię znać?! Myślisz, że jak przyjdziesz, zrobisz smutną minkę i przeprosisz to wszystko będzie okej? Że tak po prostu zapomnę i wpadnę ci w ramiona?! Naprawdę sądzisz, że potrafiłabym ci wybaczyć że brutalnie mnie zgwałciłeś, w efekcie czego jestem w ciąży?! Mam dopiero 17 lat. Miałam plany wiesz? Chciałam skończyć liceum, zdać maturę, iść na bal. Dostać się na studia i zasmakować życia studenckiego. Chciałam znaleźć mężczyznę, który będzie się o mnie troszczył i kochał mnie taką jaka jestem. Chciałam wyjść za mąż i założyć rodzinę. W odpowiednim czasie z odpowiednią osobą. Chciałam być otoczona przez bliskich non stop i mieć szczęśliwe życie. Ty mi to wszystko odebrałeś. Więc nie masz prawa chcieć wybaczenia. Tyle przez ciebie wycierpiałam. Wszyscy się ode mnie...- Urwałam w połowie bo zorientowałam się, że ktoś za mną stoi. Zrobiłam szybki obrót i zauważyłam, że przede mną stoi Frank!
 Serce podeszło mi do gardła. Wystraszona zaniemówiłam. Stałam tak tylko przed nim, i patrzyłam mu w oczy. Były puste. Dzika zieleń, jaką zauważyłam przy pierwszym spotkaniu, przybrała odcień szarości.
- Co ty tutaj robisz?- Wydukałam. Nie oczekiwałam jednak sensownej odpowiedzi. Bez namysłu odwróciłam się i pobiegłam w stronę drzwi. Nim zdążyłam jednak tam dotrzeć, Frank mnie złapał za łokcie. Mimowolnie krzyknęłam i upadłam na podłogę. Wyrywałam się z jego uścisku, póki zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę już dawno mnie puścił. Stał nade mną z szeroko otwartymi oczami. Był chyba bardziej wystraszony ode mnie. Próbowałam się uspokoić ale to na nic. Całe moje ciało, było jakby porażone prądem. Trzęsłam się i nie mogłam przestać. Spojrzałam na Frank'a. Jego oczy jeszcze bardziej posmutniały. Poczułam ukłucie w sercu. Jest mi go żal? Nie, to niemożliwe. Nie mogę być aż tak głupia, by żałować tego gwałciciela. Cokolwiek teraz myśli i czuje, należy mu się.
 Powoli podniosłam się z podłogi, starając się odgonić myśli.
 - Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Nie rozumiem w ogóle, dlaczego nie poszłaś na policję. Jestem skończonym śmieciem. Nie wiem czy kiedykolwiek mi wybaczysz, ale mam nadzieję że tak. Nie potrafię żyć z tym, że zrobiłem komuś taką krzywdę.- Gdy to mówił z jego oczu popłynęły łzy. Nie wyglądał teraz na kryminalistę, ale na małego chłopca, który potrzebuje wsparcia. Już miałam się odezwać, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Z ulgą na sercu nacisnęłam klamkę. Za drzwiami stał Nate. Uśmiechnięty jak zawsze. Jego ciemne włosy, były lekko potargane od wiatru a błękitne oczy tryskały radością. Do czasu. Gdy zobaczył w jakim jestem stanie.
 - Annie co się stało?- Zapytał, po czym wszedł do domu i zaczął się rozglądać. Kiedy zobaczył Frank'a jego mina momentalnie uległa zmianie.
 - Kto to jest?- Szepnął mi do ucha.
 - To jest Frank. Kolega z klasy, przyszedł przeprosić za swoje zachowanie. Nie był dla mnie za miły, z resztą wiesz jakie akcje były u mnie w szkole.- Skłamałam. Nate spojrzał na mnie uważnie, potem na Frank'a. Kłamstwo było nawet dobre, gdyż przeprosiny bywają wzruszające a oboje z Frank'iem nie mieliśmy za wesołych min.
 - Aha. Przeszkadzam?
 - Nie, coś ty. Frank właśnie wychodził.- Oznajmiłam, po czym spojrzałam na wysokiego blondyna. Chyba zrozumiał aluzję, bo szybko się pożegnał i wyszedł.
 - Chcesz coś do jedzenia, picia?- Zapytałam od rzeczy by w jakiś sposób rozładować atmosferę. Gdy się odwracałam, Nate chwycił mnie w talii i zmusił bym spojrzała mu w oczy. To uczucie było niesamowite. Byliśmy tak blisko. Po raz pierwszy nie czułam oporów, gdy mnie dotykał.
 - Annie, powiedz prawdę. Czy na pewno wszystko w porządku?- Jego seksowny głos, przyprawiał mnie o dreszcze. Zdezorientowana zamrugałam kilka razy oczami.
 - Tak jasne, wszystko ok.
 - Naprawdę bardzo cię lubię. Możesz mi powiedzieć wszystko, wiesz o tym? Nie chcę żebyś była  z czymkolwiek sama.
 - Będę pamiętać.
 Staliśmy tak jeszcze parę minut. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Jego dłonie przesunęły się lekko w stronę bioder a usta przybliżyły do moich. Chwilę potem poczułam lekkie muśnięcie koło moich warg. Całe ciało zalała fala ciepła. Nate odsunął się ode mnie powoli, by zobaczyć moją reakcję. Stałam tak tam przed nim z zamkniętymi oczami. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zarzuciłam mu ręce na szyje, i przywarłam do jego ust. Niewinny wcześniej pocałunek przerodził się w długi i namiętny. Czułam się wspaniale a jednocześnie podle. Chwilę temu skłamałam mu prosto w oczy a teraz go całuję.







*****************************************************************
 Witam wszystkich :)
Przepraszam, że rozdział po takiej długiej przerwie ale cóż. Wakacje są, ja byłam na kolonii i trochę to trwało zanim się zebrałam i napisałam.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Zwiastun

Za wykonanie zwiastunu dziękuję Eternal_Hope bardzo mi się podoba i praca wykonana jest naprawdę dobrze :) 
Mam  nadzieję, że spodoba się także innym i zachęci do przeczytania mojego opowiadania

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 12

  Stałam na werandzie czekając na Cassie. Spojrzałam na zegarek. Wskazówki pokazywały 7:30. Nie do wiary. Cass spóźnia się już 30 minut. Zrobiło mi się przykro. A co jeśli mnie oleje i nie przyjdzie? Pewnie tylko ze mnie drwiła. Ale z drugiej strony, to kompletnie nie w jej stylu. Wzięłam kilka głębokich wdechów i zaczęłam wmawiać sobie, że to tylko moje urojenia. Przecież Cassie sama zaproponowała, że pojedzie ze mną do lekarza. Zadzwoniła, pytała się co u mnie. Tak, na pewno się zjawi. Jestem tego pewna.
 W oczekiwaniu na starą przyjaciółkę, zaczęłam rozglądać się po okolicy. Promienie słońca idealnie oświetlały trawę w ogródku, nadając jej ciemniejszą barwę niż miała. Stojąc i podziwiając naturę, zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę nigdy nie doceniałam piękna świata. Każdy żyje swoim życiem. Zabiegani, śpieszymy się do szkoły, pracy... Ale nie zauważamy tego, co dzieje się wokół nas.
 Ze wzruszenia, poczułam jaj po policzku spływa mi łza. Zawstydzona własną reakcją, szybko wytarłam ją rękawem od bluzy. Nie byłam zbyt ciekawie ubrana, ale moja waga i chwilowy stan ciążowy, nie pozwalały na wiele. Miałam na sobie czarne, elastyczne leggisny, szarą, szeroką bluzę i zdarte, fioletowe trampki. Nie przejmowałam się zbytnio tym, co ludzie o mnie pomyślą. Cenię wygodę i swoje zdanie.
 Z rozmyślań wyrwał mnie pisk opon. Ktoś musiał brać nieźle, ostry zakręt. Wkrótce, ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam czarne, sportowe BMW, zatrzymujące się przy moim domu. Gdy tylko zobaczyłam kto w nich siedzi, moje serce momentalnie trysło radością. Starając się nie dać poznać po sobie emocji, przybrałam luzacki wyraz twarzy. Cassie wysiadła z samochodu i czerwona jak burak podbiegła do mnie. Jej gęste, czarne włosy były upięte w wysokiego koka, a idealną sylwetkę podkreślała zwiewna, fioletowa sukienka z dużym dekoltem. Kiedy zobaczyłam ją. Idealną, piękną i zawstydzoną poczułam zazdrość. Ma fantastyczne życie. Imprezy, przyjaciele, chłopaki. Jednak szybko skarciłam się za te myśli. Też mam fajne życie, a kiedy dziecko przyjdzie na świat- będzie jeszcze lepsze.
 - Annie, boże tak strasznie przepraszam! - Wyglądała na naprawdę przejętą. Chcąc jej dać do zrozumienia, że nie jestem zła, uśmiechnęłam się lekko.
 - Nic nie szkodzi. Musimy się tylko pośpieszyć, bo wizytę mam punktualnie o 8.- Odpowiedziałam i pośpiesznie wskoczyłam do samochodu od strony pasażera.
 Kiedy Cassie wsiadła do auta, poczułam się co najmniej dziwnie. Spojrzałam na nią kątek oka. Wnioskując po jej minie, ona tez nie czuła się komfortowo. Odrywając się od myśli, sięgnęłam ręką po pasy. Stają się strasznie niewygodne, gdy ma się brzuszek.
 Połowę drogi do kliniki, przebyłyśmy w milczeniu. Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam nawet na jakie tematy mam z nią rozmawiać. W końcu nasze stosunki nie były za fajne. Publicznie upokorzenie mnie przed szkołą, plotki na mój temat, odsunięcie się kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Nie jestem pewna czy tak zachowują się przyjaciele. Pewnie nie. Nienawidziłam siebie za to, ale po prostu  nie potrafiłam bez niej żyć. Choćby sprawiała mi ciągle ból, ja zawsze jej wybaczę. Może to prawda co mówią? Że przyjaźń to więcej niż miłość?
 Westchnęłam. Nie uszło to uwagi Cass.
 - Stało się coś?- Zapytała spanikowana.
 - Wszystko ok. O, skręć tu w lewo.- Szybkim ruchem zmieniła kurs samochodu, co spowodowało silny wstrząs. Wystraszona krzyknęłam.
 - Przepraszam.- Wydukałam zawstydzona.
 - Wiesz...- Zaczęła. Na jej twarzy zauważyłam kilka zmarszczek. Zawsze pojawiały się wtedy, gdy Cassie się czymś martwiła.
 - Mamy okazję żeby porozmawiać. W rzeczywistości cię jeszcze nie przeprosiłam. Nawet nie wiesz jak mi jest głupio. Nie. Głupio to nieodpowiednie słowo. Czuję się jak skończona idiotka. Jak śmieć. Jak mogłam wyrządzić ci taką krzywdę. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Papużki, nierozłączki. Nie wyobrażam sobie obcej osobie wyrządzić takiej krzywdy, a co dopiero przyjaciółce. Nie chcę nawet myśleć o tym co musiałaś przejść. Sama. Wszyscy się od ciebie odwrócili. Przeze mnie, śmiała się z ciebie cała szkoła. To...- Głos jej się załamał. Miała w oczach łzy, ja z resztą też. Wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby nie dać po sobie poznać, że mi przykro.
 - Nie byłam sama. To prawda, że było mi trudno. Nie będę kłamać ani owijać w bawełnę. Zraniłaś mnie jak nikt inny. Kiedy Frank mnie zgwałcił, nie czułam się gorzej niż wtedy kiedy się ode mnie odwróciłaś.- Te słowa spowodowały tylko że Cass wybuchła płaczem. Kurde. Ja i mój niewyparzony jęzor. Starając się ją jakoś udobruchać postanowiłam jej opowiedzieć o Nate'cie.
 - Spotkałam chłopaka. Ma na imię Nate. Jestem w nim całkowicie zakochana. Był przy mnie cały czas. Nauczył mnie korzystać z życia. Pomógł mi pogodzić się z moją sytuacją. Nie wiem czy czuje do mnie to samo co ja, ale wiem, że gdyby nie on to nie wiem czy poradziłabym sobie ze wszystkim. I chcę... Chcę ci powiedzieć, że ci wybaczam.
 I na tym skończyły się nasze wyznania. Dalszą drogę do kliniki pokonałyśmy rycząc jak bobry i przytulając się, kiedy to było możliwe.
 Wchodząc do kliniki, miałam wrażenie, że wchodzę do szpitala psychiatrycznego. Ściany były białe. Bez żadnych wzorków, plakatów czy obrazów. Na dodatek ktoś się kłócił. Bardzo głośno. Nie ma to jak profesjonalna obsługa. Uśmiechnęłam się do siebie sarkastycznie. Po chwili w drzwiach pojawiła się Cassie, która parkowała wcześniej swój samochód. Razem podeszłyśmy do dużych, białych- co mnie nie zdziwiło, drzwi. Zwinęłam dłoń w pięść i zapukałam w nie trzykrotnie.
 - Dzień dobry dziewczynki, wejdźcie- Przywitała nas uśmiechnięta, kruczoczarna kobieta. Z początku wydawało mi się, że to mała dziewczynka. Wyglądała niesamowicie młodo jak na ginekologa. Jej wzrost nie sięgał napewno wyżej niż 155 centymetrów, a kości policzkowe, były zaróżowione od ciągłego uśmiechu na jej twarzy. Gdy podeszłam bliżej poczułam słodką woń. Zapach był ładny, ale mimowolnie poczułam mdłości. Odkąd jestem w ciąży, moje nozdrza są strasznie wyczulone. Wszelkie perfumy i tego typu rzeczy nie działały na mnie dobrze.
 - Mam na imię Annie Jones. To moja przyjaciółka Cassie. Byłam umówiona na wizytę kontrolną.
 - Tak wiem. Jestem dr. Volyah. Oczekuję, że powiesz mi co skłoniło cię do zmiany doktora? - Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Zamiast jednak myśleć o odpowiedzi, skupiłam się na jej nazwisku. Może to francuska?
 - Panno Jones?- Wyrwał mnie jej cienki głos.
 - Przepraszam... Jestem trochę rozkojarzona. A jeśli chodzi o pytaniem to po prostu poprzedni doktor był dość... arogancki.
 Przywołałam na twarz uśmiech, starając się nie wyjść na pustą lalę z LA. Na moje szczęście doktor Volyah tylko się roześmiała.
 - Rozumiem, rozumiem... Dobrze, teraz przejdźmy do czynności. Przebierz się w ten strój za kotarą, proszę.- Wręczyła mi dość spory kawałek materiału. Szybko schowałam się za zasłoną i zaczęłam ściągać ubrania. Gdy już skończyłam, musiałam usiąść na dość wysokim fotelu. Próbowałam na niego kilkakrotnie usiąść, ale moje wysiłki poszły na marne. Widząc moje starania, doktor roześmiała się głośno. Okazało się, że fotel trzeba opuścić na dół. Co za pogrążająca sytuacja. Gdy już przeszliśmy do głównej procedury, nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Pani Volyah jeździła małym urządzeniem po moim brzuchu, co chwilę wmasowując jakiś krem, a na monitorze widziałam malutką istotkę.
 - Tu ma główkę, tu serce...- Nie słuchałam już w ogóle tego co do mnie mówiła. Wpatrywałam się tylko, nie dowierzając w ekran monitora.
 - Wygląda na to, że będzie mieć pani syna.- Wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia. Prawdę mówiąc, spodziewałam się córki. Przynajmniej tak mi się zdawało. Zaskoczenie jednak, szybko przerodziło się w szczęście. Po badaniu pani doktor zadała mi jeszcze parę pytać, a potem razem z Cassie wsiadłyśmy do auta. Gdy tylko zapięłam pasy, zaczęłam przyglądać się uważnie zdjęciom USG. To magia. Będę mieć syna.
 Przez całą drogę do domu gadałyśmy z Cass jak najęte. Nadrabiałyśmy zaległości. Dowiedziałam się że Becky Downhood- szkolna paranoiczka, wszyscy mieli ją za szaloną, zaczęła chodzić z Jeremy'm McFlood'em. Co jest dla całej szkoły podobno wielkim zaskoczeniem. Jeremy to kapitan drużyny Lacrosse, a Becky to kujonica. Jednak na samą myśl, że są razem uśmiechnęłam się pod nosem. Jednak miłość nie wybiera. To tylko dowód,  że nawet zwykły kopciuszek obdarzony miłością, w swoich oczach a także w oczach innych, z czasem staje się księżniczką.
 Gdy dotarłyśmy do domu, zaprosiłam Cassie na herbatę. Wspólny wieczór, a potem nocowanie zdecydowanie poprawiło mi humor. Byłam szczęśliwa. Odzyskałam przyjaciółkę. W nocy kiedy kładłyśmy się już spać, Cass niespodziewanie zapytała.
 - Jaki jest ten Nate? Całowaliście się już? - Speszona odwróciłam wzrok, starając się kuryć moją czerwoną twarz.
 - No dalej, opowiedz! - Nalegała. Z rezygnowaniem, zaczęłam wymieniać wszystkie zalety Nate'a. Na koniec dodałam.
 - Nie całowaliśmy się jeszcze.
 - Coś ty! Tyle się znacie i żadnego macanka ani nic? - Udałą oburzoną. Wybuchłyśmy śmiechem.
 - A tak poważnie... Nie byłam gotowa jeszcze na takie zbliżenie. Może się to wydawać tylko głupim całowaniem, ale dla mnie to naprawdę trudne.
 - Rozumiem.- Po czym przyczołgała się do mnie i mocno przytuliła. W takiej pozycji obie odpłynęłyśmy w krainę snów.


****************************************************************
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Postaram się to zmienić, ale rozumiecie, wakacje są. Niedługo jadę też na kolonię, a tam nie będę mieć dostępu do internetu.
W tym rozdziale, rozwijałam głównie wątek przyjaźni Cassie i Annie, nie chciałam nic dodawać o chłopakach. Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność :)

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 11

                                                                                                               10 marca 2011 roku

                                                 Kochany Pamiętniku!


"Wszystko powoli wraca do normy. Czuję że znowu mogę żyć i cieszyć się życiem. Pierwsze miesiące ciąży były trudne ale teraz jest już lepiej. Moje relacje z rodzicami są teraz naprawdę rewelacyjne. Tata dalej zachowuje się nienagannie. Chodzi do pracy, pomaga w domu, rozmawia ze mną. Mama też się zmieniła. Odkąd powiedziałam jej o gwałcie, zauważyłam że się obwinia. Przykro mi jest jak to widzę ale nie mogę nic zrobić. Moi bracia zrozumieli że niedługo urodzę dzidziusia. Szczerze mówiąc są z tego powodu bardzo uradowani. Obiecali mi że będą się nim opiekować, gdy ja pójdę do szkoły. Jednak najbardziej radosną dla mnie zmianą jest Nate. Chłopak dzięki któremu odbiłam się od samego dna. To on nauczył mnie jak na nowo żyć, cieszyć się i doceniać każdą chwilę z życia ale przede wszystkim nauczył mnie kochać i nie bać się miłości. Tak pamiętniczku, zakochałam się. Zakochałam się na zabój. Nie widzę świata poza moim dzieckiem i Nate'm. Spotykamy się praktycznie codziennie. Przychodzi do mojego domu w południe z kwiatami a następnie wyciąga mnie na spacer. Czuję się jak księżniczka. Jeśli chodzi o Frank'a to stało się dosyć skomplikowane. Odkąd powiedziałam mu o dziecku nie usłyszałam od niego żadnej wiadomości. Można powiedzieć że zapadł się pod ziemie. W tamtym tygodniu poszłam do "Appettit" i jego zastępca mi powiedział że Frank zrobił sobie wolne i nie wie kiedy wróci. Cóż... Nie mogłam się spodziewać innej reakcji. Mam nadzieję że wszystko się ułoży."


 Skończywszy pisać odłożyłam pamiętnik i długopis na swoje miejsce. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegarek. Elektroniczne cyfry pokazywały 23:32. Pięknie. Rano mam wizytę u lekarza a nie zdążę się wyspać. Wstałam z miejsca i rozścieliłam swoje łóżko. Następnie podeszłam do komody i wyjęłam z niej niebieską koszulkę nocną z napisem "Love Me 4 Me", oraz bieliznę i udałam się do łazienki. Gdy stanęłam przed kabiną prysznicową szybko zdjęłam z siebie ubrania i do niej weszłam. Odkręciłam "zawias"- tak mówię zawsze na to czym odkręca się wodę bo nigdy nie mogę sobie zapamiętać jak to się nazywa. W ułamku sekundy poczułam jak spływa na mnie zimna woda, a potem coraz cieplejsza. Całkowicie zrelaksowana i odcięta od świata prawie nie usłyszałam jak moja komórka się rozdzwoniła.
 Otrząsnęłam się z mojego raju i szybko wyszłam z kabiny. Owijając się tylko ręcznikiem wypadłam z łazienki jak torpeda. Miałam nadzieję że to Nate. Kiedy dorwałam telefon, na wyświetlaczu ukazał mi się obraz ślicznej brunetki o zabójczym uśmiechu. Poczułam łzy w oczach. Minęło sporo czasu odkąd rozmawiałam z Cassie. I z tego co pamiętam na sza rozmowa nie była jedną z tych milszych.
 Zabrałam głęboki wdech. No dalej Annie, dasz radę. Przekonując samą siebie że powinnam odebrać, dotknęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha, lecz z moich ust nie usłyszałam nic. Nie potrafiłam powiedzieć do Cassie nawet zwykłego "halo". Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam głos po drugiej stronie.
 - Annie? Jesteś tam?- Serce zaczęło mi bić mocniej. Na dźwięk głosu mojej najlepszej przyjaciółki ( a właściwie to byłej, ponieważ się mnie wyparła ) nogi miałam jak z waty. W oczach pojawiły mi się łzy. Te wszystkie chwile, które razem spędziłyśmy. Te odpały, żarty, kłótnie. Byłyśmy jak siostry. Chociaż nawet więzi sióstr nie są takie głębokie jak nasze były. Nagle przed oczami stanął mi obraz z przeszłości. Miałam może wtedy 8 lat. Pamiętam to jak dziś. Jechałam główną drogą na deskorolce, dostałam ją właśnie od wujka. Niestety była ze mnie trochę taka oferma. Rozpędziłam się z górki i nagle straciłam równowagę. Przewróciłam się na asfalt i stłukłam kolano i łokieć. Płakałam jak mops i czekałam aż ktoś mi pomoże. Wtedy jak na zawołanie z za rogu ulicy wyłoniła się ciemnowłosa dziewczynka. Wysoka jak na swój wiek i przepiękna. W jednej chwili przestałam płakać. Podziwiałam tylko nieznajomą. Nagle ona do mnie podeszła i zapytała czy nic mi nie jest. Byłam w szoku. Ktoś taki jak ona rozmawia ze mną. Niezdarą z brzydkimi włosami i nudną urodą. Od tego czasu zostałyśmy przyjaciółkami i stałyśmy się nierozłączne. Razem na wieki. Przez cały ten czas próbowałam jej się jakoś odwdzięczyć.
 - Hmmm- Wyrwało mi się.
 - Co? Mówiłaś coś?- Właśnie uświadomiłam sobie że odpowiedź na moje myśli skwitowałam na głos. Lekko speszona próbowałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
 - Tak to ja. Masz do mnie jakąś sprawę?
 - Właściwie to ja... - Poczułam że Cass się krępuje. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyobraziłam sobie jak marszczy nos i spuszcza wzrok na ziemie. Zawsze tak robi jak coś utrudnia jej to co ma powiedzieć.
 - Nie musisz owijać w bawełnę. Wal prosto z mostu, wiesz że przyjmę wszystko. - Sama nie wierzyłam w to co właśnie powiedziałam. Szczerze to byłam przerażona tym co Cassie ode mnie chce i co ma mi do przekazania. Nie wiedziałam czy to zniosę.
 - Chciałam po prostu zapytać co u ciebie.- Zamurowało mnie. Spodziewałam się wszystkiego ale tego.
 - Yy, no wiesz całkiem dobrze.
 - Tak? Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Bałam się do ciebie zadzwonić ale w końcu postanowiłam że tak będzie przecież lepiej. Nie mogę cię olać. Jak tam się czujesz?
 - Jak zawsze. Dobrze, wszystko z dzieckiem jest okay więc nie muszę się martwić.
 - Aha. Wiadomo już czy to chłopiec czy dziewczynka?
 - Jutro idę do lekarza. Wszystkiego się tam dowiem.
 - Aaa..
 - Co takiego?
 - Mogę pójść z tobą?- To pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu. Nie wiedząc co mam odpowiedzieć po prostu się zgodziłam. Cassie wydawała się ucieszona.
 - To świetnie, przyjadę po ciebie o 7 rano więc bądź gotowa.
 - Nie-e ma sprawy.- Odpowiedziałam jej jeszcze nieco troszkę zszokowana.
 Rozłączając się miałam mieszane uczucia. Nie wiedziałam co o tym wszystkim mam myśleć. No bo przecież Cass dała mi jasno i wyraźnie do zrozumienia że się mnie wstydzi i już nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Teraz nagle ten telefon i propozycja.
 Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nas tym co właśnie zaszło. Przez głowę przechodziły mi różne myśli. Między innymi takie że Cassie szykuje jakiś podstęp, ale szybko wyrzuciłam to z głowy. Znam ją przecież prawie 10 lat, nie jest złym człowiekiem. Nie cieszy ją ludzki ból. Może i dołączyła do odpicowanych laluń, ale mimo wszystko została ta samą osobą.
 Wróciłam do łazienki i dokończyłam wieczorną toaletę. Gdy już skończyłam rzuciłam się na łóżko. Zmęczona i zaspana zanurzyłam się po czoło we flanelowej kołderce. Jak tylko zamknęłam oczy wątpliwości powróciły.
  Powinnam jej zaufać. Chcę przecież zacząć wszystko od nowa. To oznacza porzucenie dawnych urazów i zawiązanie nowych więzi. Tym razem silniejszych i już na zawsze. Nie chcę zostać sama i bez przyjaciółki. Gdyby był tu Nate z pewnością by poparł moją decyzję. Uśmiechnęłam się pod nosem. Od razu przed oczami pojawił mi się obraz przystojnego niebieskookiego chłopaka. Z tym właśnie obrazem odpłynęłam w krainę snów.
 To co widziałam we śnie było piękne. Dzień ślubu. Mojego ślubu. Miałam na sobie piękna białą sukienkę, która odsłaniała mi plecy. Włosy były upięte w wysoki kok a chodząc w wysokim szpilkach nie czułam się niekomfortowo. Wszystko było idealne. Nagle poczułam zdenerwowanie i panikę. A co jak przy ołtarzu nie zastanę nikogo? Co będzie jeśli to tylko kolejny z koszmarów a nie piękny sen. Niepewnie i w strachu skręciłam w ostatnią prostą. Teraz będzie ten moment, w którym okaże się kto będzie moim mężem. Ostrożnie podniosłam wzrok do góry. To kogo tam zobaczyłam przepełniło moje serce radością. Przy ołtarzu stał uśmiechnięty Nate i wyciągał w moją stronę dłoń. Czekał na mnie! W tej samej chwili miałam ochotę wyrwać się z objęć mojego taty i biegiem rzucić się w stronę Nate'a. Jednak jak to w snach bywa nie dzieję się tak jak tego chciałam. Miałam wrażenie że trwało to wieczność zanim znalazłam się obok mojego ukochanego. Miał na sobie czarny garnitur, z czarną muszką. Na klatce piersiowej zapięta była czerwona róża. Wyglądał cudownie. Cała w skowronkach wyciągnęłam dłoń aby go dotknąć. Jednak gdy tylko nasze palce się złączyły, zamiast Nate'a przede mną stanął zielonooki blondyn z aroganckim uśmiechem. Frank. Szybko od niego odskoczyłam. Chciałam krzyczeń i uciekać, lecz gdy się odwróciłam nikogo przy mnie nie było. Zostaliśmy sami. Nie byliśmy już nawet w kościele. Rozejrzałam się dookoła. Stałam w pięknej ślubnej sukni w pustej i ciemnej knajpie "Appettit", a obok mnie dzikim wzrokiem patrzył na mnie Frank. Wystraszona zaczęłam się cofać, lecz i to było nieskuteczne. Frank rzucił się na mnie i zaczął całować.
 Z krzykiem obudziłam się ze snu. Cała spocona czułam jak serce podchodzi mi go gardła. Szybko zeszłam z łóżka i spojrzałam na zegarek, 3:20. Pobiegłam do łazienki i przemyłam zimną wodą twarz. Z czasem tętno wracało do normalnego stanu. Po kilku minutach wróciłam ponownie do pokoju. Stanęłam nad łóżkiem i niepewnie się z powrotem położyłam. Co będzie jak ten sen wróci? Wystraszona skuliłam się w kłębek i powstrzymując łzy zasnęłam na nowo.
 A myślałam że ruszyłam na przód...

sobota, 25 maja 2013

Rozdział 10

 - Co ty tu do jasnej cholery robisz?!- wykrzyknęłam Frank'owi w twarz. Byłam w dość mocnym szoku. Nie wiedziałam czy mam zamknąć mu drzwi przed nosem i dzwonić po rodziców czy zostać i dowiedzieć się po co tu przyszedł. Oderwałam się od myśli i spojrzałam na człowieka z moich koszmarów. Zatrzymałam wzrok na jego dłoniach. Miał duże i wydawać się może że umięśnione ręce, ale zarazem delikatne dłonie. Następnie mój wzrok powędrował ku jego twarzy. I w tym miejscu się zatrzymałam. Gdy spojrzałam na jego usta, poczułam obrzydzenie. Wszystkie wspomnienia na nowo powróciły. W mojej głowie nagle zaczęły pojawiać się obrazy... Jak Frank się na mnie rzuca. Jak uderza mnie w twarz. Jego łapczywe usta, nachalnie całują moje. Jak zdziera ze mnie ubrania i mnie dusi, abym nie mogła krzyczeć.
 Z myśli wyrwał mnie głos Frank'a.
 - Wszystko ok?
 Właśnie zorientowałam się że po policzku spływały mi łzy. Szybko je wytarłam i się wyprostowałam. Udając pewną siebie, na tyle ile mnie było stać, postanowiłam dowiedzieć się czego tu szuka ten potwór.
 - Zadałam ci pytanie. Co ty tu robisz? Masz tupet żeby się tu zjawiać...
 - Chciałem porozmawiać.
 -O czym?- zapytałam ze zdenerwowaniem. Jak tak dalej pójdzie to stracę nad sobą całkowicie kontrolę.
 - Kiedy przyszłaś ostatnio do knajpy... Ja byłem w szoku. Szczerze to nie sądziłem że cię jeszcze kiedykolwiek spotkam. Ale kiedy cię zobaczyłem, poczułem straszny ból. Może mi nie uwierzysz ale żałuję tego co zrobiłem. Nie chciałem tego. Nigdy bym nie skrzywdził kobiety ja..
 - Och to trochę duże słowa nie uważasz? "Nigdy bym nie skrzywdził kobiety". Nie mów tak, już to zrobiłeś. I to w najgorszy możliwy sposób.- Przerwałam mu w połowie zdania. Czułam jak zła energia zaczyna się we mnie kumulować. Złość i smutek narastają. To źle wróży.
 - Dlaczego wtedy zemdlałaś? Co się stało?- zmienił temat. Tak ot tak. Wkurzyłam się jeszcze bardziej. Za kogo ma się ten typ żeby najpierw tu przychodzić z "przeprosinami" , a teraz mnie ignorować.
 Stałam tak i gapiłam się na niego z szeroko otwartymi oczami, gdy nagle usłyszałam telefon. Nie zwracając uwagi na stojącego w drzwiach Frank'a, podbiegłam do stolika i spojrzałam na wyświetlacz. Nate. Wzięłam kilka głębokich wdechów aby się uspokoić i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
 - Tak?
 - Hej, sory ale chyba się trochę spóźnię. Myślałem, że zrobię ci niespodziankę i przyjdę wcześniej ale jest straszny korek. Dziwne to jest trochę, bo nigdy nie ma takiego ruchu. W każdym bądź razie, przepraszam jeszcze raz. Na pocieszenie kupię ci więcej pączków.
 Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy rozmawiałam z Nate'm zapomniałam o wszystkim. O tym, że przed moimi drzwiami stoi człowiek, który mnie zgwałcił. O tym, że jestem z nim sama. Nagle oprzytomniałam. Skoro Nate się spóźni, to znaczy że nie mam szans na to aby ktoś przyszedł TU, zanim Frank mi coś zrobi.
 Strach powrócił na nowo. Starając się pospiesznie wymyślić jakiś pretekst do zakończenia rozmowy z Nate'm, podbiegłam do drzwi wejściowych. Nikogo w nich nie było. Wystraszona zaczęłam się rozglądać dookoła.
 - Annie, wszystko w porządku?- w słuchawce usłyszałam zatroskany głos Nate'a. Serce mi pękało gdy musiałam skłamać.
 - Tak tak jasne. Wszystko w najlepszym porządku. Zgubiłam tylko sweter i biegam po całym domu w poszukiwaniu. Musze już kończyć. Kiedy mniej więcej będziesz?
 - Za 20 minut? Może wcześniej.
 - Dobra, to czekam. Pa-pa.
 Kiedy tylko się rozłączył, pobiegłam do kuchni. Na widok Frank'a opierającego się o blat kuchenny żołądek podskoczył mi do gardła. "Spokojnie Annie, nic się nie dzieje" powtarzałam sobie to w myśli.
 - Musimy pogadać. Po całym mieście chodzą plotki że jesteś w ciąży... Chcę znać prawdę. - Popatrzył na mnie ostrzegawczym wzrokiem. Przeszył mnie zimny dreszcz.
 - Skoro słyszałeś plotki wiesz też pewnie że się przespałam z pewnym chłopakiem. Nie mam bladego pojęcia w jakim celu do mnie przyszedłeś.- Próbowałam przybrać wyluzowany i obojętny ton. Wbiłam wzrok w ziemie. Czekałam aż Frank coś powie, zaśmieje się, obrzuci mnie wyzwiskiem jak to robią inni. Nie doczekałam się niczego. Po kilku dobrych minutach niepewności spojrzałam z powrotem na Frank'a, ciekawa jego wyrazu twarzy. O dziwo, zaskoczył mnie. Jego twarz nie wyraża praktycznie nic. Nawet grymasu. Był w stu procentach poważny i przeszywał mnie wzrokiem. Speszona westchnęłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego że już się nie boję. W międzyczasie gdy z nim rozmawiał strach i przerażenie gdzieś się ulotniło. Trochę zmieszana i zaskoczona odwróciłam się tyłem do Frank'a.
 - Gdzie idziesz?- Odezwał się po dłuższej chwili. Już miałam mu odpowiedzieć, ale zmieniłam zdanie. Pomaszerowałam prosto w stronę schodów, nie odwracając się przy tym w tył. Kątem oka zobaczyłam jednak że Frank za mną idzie. Wyszłam po schodach na piętro i skręciłam w stronę swojego pokoju. Trochę nierozsądne z mojej strony iść do sypialni z Frank'iem, ale chciałam mu coś pokazać. Gdy weszłam do pokoju powoli zbliżyłam się do komody obok łóżka. Usłyszałam że Frank też dotarł na miejsce. Otworzyłam szufladkę i wyciągnęłam z niej małą kopertę. Wzięłam głęboki wdech. " Musisz to zrobić, teraz albo nigdy".  Z tą myślą podałam Frank'owi kopertę. Gdy ją otwierał widać było po jego twarzy zmieszanie i niepewność. W poczekaniu na jego reakcję usiadłam na fotelu, naprzeciwko Frank'a.
 W momencie gdy otworzył kopertę, znieruchomiał.
 - To.. przecież..- wydukał powoli.
 Objęłam dłońmi brzuch. Frank zauważył wykonaną przeze mnie czynność. To go jeszcze bardziej upewniło z tym co przed chwilą zobaczył. Powoli usiadł na łóżku. Widziałam że jest w szoku. Przez chwilę przeszła mnie myśl żeby podejść do niego, przytulić go i powiedzieć coś w stylu " Nie przejmuj się, wszystko będzie ok", ale szybko się rozmyśliłam.
 Uważnie obserwowałam Frank'a. Przez co najmniej dziesięć minut siedział w jednym miejscu, nie ruszając się a w ręku trzymał mocno kopertę. Odchrząknęłam.
 -  To musi być dla ciebie szok. Ale tak. To jest USG. USG twojego dziecka.
 Powiedziałam, bo chyba jeszcze to do niego nie dotarło. Nagle Frank zerwał się na równe nogi.
 - Muszę już iść.- Wyrzucił kopertę na łóżko i wybiegł z pokoju. Lekko zaskoczona zeszłam za nim na dół. Za późno. Poszedł sobie.
 - Łoooo- powiedziałam do siebie z westchnieniem. Mimo wszystko poczułam ulgę. Może i to co przed chwilą zrobiłam było nieodpowiedzialne i głupie, ale chcę żeby ten potwór wiedział co zrobił. Chcę żeby wiedział że ma dziecko. Nie mam zamiaru patrzeć jak zabawia się z innymi panienkami, wtedy kiedy ja będę wychowywać dziecko.
 Pełna wątpliwości wróciłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam pamiętnik i zaczęłam pisać.

                                                                                                                      1 lutego 2011 roku
                                             Kochany Pamiętniku!


"Nie wiem jak się wszystko potoczy. Nie znam przyszłości, nie mogę jej przewidzieć. Pewnie dziś wieczorem będę żałować tego że powiedziałam Frank'owi o dziecku. Nie chcę żeby to źle zrozumiał. Nigdy w życiu nie pozwolę mu się zbliżyć do mojego maleństwa. Mam plan. Plan polegający na tym że Frank będzie płacić alimenty. Jest mi to winien. Jest to winien mojemu dziecku. Gdy urodzę sama wychowam Pheoby- mam nadzieję że będzie to dziewczynka. Będę najlepszą mamą na świecie. Nigdy nie pozwolę by czegoś zabrakło mojej małej dziewczynce. Nie pozwolę by kiedykolwiek poczuła się sama, niekochana. Dam jej wszystko czego ja nie miałam. Wynagrodzę jej to, że nie pozna ojca. Sama byłabym zła na matkę gdyby mi nie powiedziała kto jest moim tatą, ale myślę, że z biegiem czasu zrozumie, że to dla jej dobra. Nie może poznać gwałciciela. Nie może się dowiedzieć w jakich okolicznościach została spłodzona. Nie pozwolę na to nigdy. Znajdę kogoś kto zawsze będzie przy mnie. Kto zastąpi jej ojca. Kto będzie kochał nas obie. W głębi serca mam nadzieję że to będzie Nate. Powoli się w nim zakochuję. Jak już tego nie zrobiłam. Boję się. Boję się, że znów coś pójdzie nie tak i znowu zostanę sama. Uuu ale się rozpisałam. Musze już kończyć bo zaraz powinien pojawić się Nate."


 W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Uśmiechnięta i całkowicie odprężona zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi wejściowe i zobaczyłam Nate'a trzymającego w rękach 3 paczki pączków. Musiałam mieć niezłą minę, bo oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Weszliśmy do salonu i przegadaliśmy kilka godzin. Gdy tematy się już skończyły Nate zaproponował żebyśmy obejrzeli jakiś film. Chętnie się zgodziłam.
 - Może "Pamiętnik"?- zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Pokochałam ten uśmiech. Mogłabym tak na niego patrzeć całe wieki.
 - Genialny wybór.- odwzajemniłam uśmiech i rozłożyłam się na kanapie. Po chwili dołączył do mnie Nate.
 - To zaczynamy seans.
 Potem było tylko lepiej. Przytuleni, ramię w ramię, oglądaliśmy najpiękniejszy film jaki tylko powstał na ziemi. Czułam się szczęśliwa, jak nigdy dotąd.