środa, 11 września 2013

Rozdział 14

3 lipca 2011 roku

                                                                Kochany Pamiętniku


 "Jak ten czas szybko leci. Rok szkolny się wreszcie skończył i są wakacje. Nie wyobrażałam sobie, że z taką łatwością mogę skończyć klasę. Mimo wielkich zaległości na szczęście zdałam do ostatniej klasy. Szczerze mówiąc nikt nie zawracał sobie głowy moją ciążą. Przez kilka miesięcy non stop nie dawali mi spokoju ale już jest wszystko okej. Jak tylko Cassie pokazała się ze mną w szkole, inni zaczęli uważać na to co mówią. Chyba nigdy nie zapomnę sobie min tych tapeciar, jak Cass stanęła w mojej obronie, gdy ktoś mnie obraził. Uwielbiam ją. Zawsze jest przy mnie. Czasem mam wrażenie, że stara się aż za bardzo. Może dlatego, że czuje się winna? Nie chcę aby tak było. Jest na mnie trochę zła za to, że okłamałam  Nate'a. Na szczęście do teraz nie dowiedział się prawdy. Czuję się z tym okropnie. Skłamałam w końcu prosto w twarz osobie, którą kocham i która pomogła mi wyjść z depresji. Gdyby nie on... Nie wyobrażam sobie co by było. W każdym bądź razie między nami wszystko gra jak na razie. Nie wiem jak mam mu się odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie robi. Jak może kochać kogoś takiego jak ja? To zbyt piękne. Pomijając, że wyglądam teraz jak słoń. Dziewiąty miesiąc ciąży, daje o sobie znaki. Termin porodu za kilka tygodni, trochę się boję. Zwłaszcza, że Frank regularnie do mnie dzwoni. Pyta co u mnie, jak się czuję. Można powiedzieć, że się do niego przyzwyczaiłam. Ale wiem, że rozmowa przez telefon to co innego niż w realu. Nie wyobrażam sobie żeby móc z nim normalnie rozmawiać, śmiać się. To awykonalne.  Mówię mu, że wszystko w porządku. Nie chcę zaczynać kłótni ani robić problemów. Zostało tak mało czasu do porodu...."


 Skończyłam pisać i zostawiwszy pamiętnik na biurku poszłam na dół do kuchni. Jak co dzień rano, wyciągnęłam z górnej szafki nad kuchenką płatki i wzięłam z lodówki mleko. Moje śniadanie, zaczynało mnie powoli obrzydzać. Dzień w dzień to samo. Może to przez ciąże, ale nie potrafiłam jeść jakiś ciężkich dań na śniadanie. Zwykle prowadziło to do wymiotów. Mój brzuch był ogromny. Z wielkim trudem przychodziło mi nawet głupie wsiadanie do samochodu... Żenada.
 Po śniadaniu wróciłam do swojego pokoju aby się ubrać. Po dłuższym zastanowieniu, wybrałam jasnoniebieską sukienkę i białe balerinki. Nie przypominałam top modelki ale i tak wyglądałam nieźle. Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziesiąta. Postanowiłam wyjść na dwór, zaczerpnąć świeżego powietrza.
 Kiedy tak szłam wąskimi uliczkami nic nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że tu jestem i nic więcej. Kiedyś nienawidziłam wychodzić z domu. Ludzkie spojrzenia i obelgi wysyłane do mnie wzrokiem, przerażały mnie. Nie potrafiłam poradzić sobie z krytyką i z tym, że mają mnie za ladacznicę. Dzięki Nate'owi wszystko się zmieniło. Co kilka dni wyciągał mnie na spacer. Kazał dumnie unieść głowę i pokazać wszystkim innym, że mam ich gdzieś. W końcu mi się to udało. Teraz kiedy idę drogą, nie patrzą już na mnie źle. Patrzą ze zdziwieniem, bo wiedzą, że cokolwiek by nie powiedzieli, nie zrobili, to im się to nie uda. Zauważyli, że pokonałam słabość i mnie już nie złamią. Jestem silna.
 Gdy skręcałam w boczną ulicę, nagle zahaczyłam o coś ostrego przy bloku, i chwilę potem kawałek sukienki został rozerwany. Od ramienia po dekolt. Szybko zaczęłam się rozglądać czy nikt nie zauważył tego zdarzenia. W pobliżu nikogo nie zauważyłam.
 Okrywając się dłońmi na piersiach szybko odwróciłam się i skręciłam w lewo. W tym momencie poczułam mocne uderzenie. Fajnie. A myślałam, że nikogo nie ma w okolicy. Zawstydzona, okrywając się jeszcze bardziej, podniosłam wzrok by sprawdzić kim jest osoba, na którą wpadłam. Ku mojemu zdziwieniu, na moich oczach ukazał się przystojny szatyn z porażająco szarymi oczami. Na około 180 centymetrów wzrostu. Ciemna karnacja idealnie grała z jego brązowymi włosami, które były seksownie ułożone w nieładzie. Grzywkę zarzuconą na bok, olśniewały lekko złote pasma. Podejrzewałam, że zrobiły mu się od słońca. Fryzurę miał niczym chłopcy z One Direction, lecz w jego wykonaniu było wszystko o niebo lepsze.
 Chyba zauważył, że mu się przyglądał bo na jego policzkach pojawiły się rumieńce i nieśmiały uśmiech. Po chwili zdałam sobie sprawę, że to pewnie dlatego, że stoję przed nim i praktycznie świecę cyckami.
 - Cześć... Ja ten, ja przepraszam za uderzenie. Bo wiesz, ja nie chciałam.- Skarciłam się w myśli za te słowa. Co to do cholery ma w ogóle być? Zachowuję się jak przedszkolak.
 - Cześć, część. Spoko nie ma sprawy. Tylko, wszystko gra?
 - Tak.- Jego pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu, i tylko taką odpowiedź umiałam wypowiedzieć.
 - Wiesz, nie wyglądasz na osobę, u której jest okej.- Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmieszek. Od razu mi się spodobał.
 - Co ty o mnie wiesz?- Odwzajemniłam mu tym samym.
 - Niewiele. Ale napewno to, że stoisz w miejscu publicznym półnaga, i rozmawiasz na środku drogi z nieznajomym.- W tym momencie uświadomiłam sobie, że stoimy na ulicy. Mimo to,  jak to u nas w mieście, nie specjalnie był ruch.
  Nowo poznany chłopak lekko mnie zawstydził co mnie zirytowało. Postanowiłam grać obojętną i wyjść z tego z twarzą.
 - Ojej, nie bądź taki nudny. W europie wszyscy we wakacje chodzą topless. Ja ponieważ mam swoje zasady ograniczam się do bielizny. Poza tym. Wiesz jak kobietom w ciąży jest gorąco? Muszę ograniczyć się do minimum, bo w innym przypadku ugotuję się na śmierć.- Po czym wymusiłam na mojej twarzy uśmiech. Miałam nadzieję, że to kupi.
 - Masz rację. Nie powinno się dyskryminować kobiet. To co ty na to, że odprowadzę cię do domu. Chyba stało ci się coś w szyję i wolę się upewnić, że dojdziesz bezpiecznie.
 - Słucham? Dlaczego sądzisz, że mam coś z szyją?- Zapytałam zdezorientowana.
 - Oj nie musisz udawać, wiem bo cały czas się za nią trzymasz. Z początku myślałem, że próbujesz się zasłaniać, co jest normalne u amerykanek, jednak po tym co powiedziałaś, doszedłem do wniosku, że pewnie  boli cię szyja, bo po cóż byś to trzymała ręce na piersiach? Przecież specjalnie chodzisz w samym biustonoszu po ulicy bo się nie wstydzisz.
 Nie powiem, zaimponował mi. Niezły z niego przeciwnik. Choć byłam zła jak osa, że tak mnie zmanipulował, nie chciałam dać za wygraną. Gdy tylko zobaczyłam na jego twarzy sarkastyczny uśmiech miałam ochotę walnąć mu w twarz. W tą jego cudowną, piękną twarz.
 - Wiesz, pójdę sama. Szyja nie boli tylko lekki skurcz mnie chwycił. Już jest okej.
 - Nie no wiesz... Ja mogę pomóc.- Z jego twarzy nie schodził uśmiech.
 Nagle poczułam mocny skurcz w podbrzuszu. Momentalnie upadłam na ziemie. Ból przy upadku na gołe kolana był niczym w porównaniu z tym co działo się wewnątrz mojego brzucha. Krzyknęłam.
 - Dzwoń po karetkę. -Nakazałam nowo poznanemu chłopakowi. Widziałam w jego oczach strach i panikę. Jednak posłusznie wykonał telefon. Po jakiś 5 minutach, które ciągły się mi w nieskończoność wreszcie się odezwał.
 - Czy-y ty... Czy ty rodzisz?- Jego głos się łamał. Nie do wiary! Faceci to takie tchórze. Już miałam mu odpowiedzieć, że to pewnie zwykłe skurcze, gdy nagle zorientowałam się, że puściły mi wody. Wystraszona zaczęłam głęboko oddychać. Przecież to niemożliwe! To za wcześnie.
 - Chyba tak.
 - Okej, no to... Wdech i wydech, głęboko oddychaj i no. Przyj.
 - Myślisz, że do cholery jasnej to takie proste?!- Wybuchłam.
 - No chyba nic w tym trudnego.- Znowu się zaśmiał. Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, wiem tylko, że poczułam ogromny przypływ złości i chwilę potem moja pięść uderzyła go w krocze.
 - Przepraszam.- Powiedziałam, ale mimowolnie się uśmiechnęłam pod nosem. Należało mu się. Mimo, że właśnie rodziłam na ulicy, strasznie rozbawiła mnie sytuacja, gdy chłopak zwijał się z bólu.
 - Jak masz na imię?- Zapytałam kiedy skurcze ustały. Jeszcze nie były one regularne, więc starałam się wykorzystać jak najbardziej chwilę bez bólu.
 - Dave, a ty?- Odpowiedział patrząc mi prosto w oczy. W jego spojrzeniu było coś... Coś co sprawiało, że patrzył na mnie jak nikt inny przedtem. Nie znam tego spojrzenia.
 - Annie...- Z mojego gardła wydarł się kolejny krzyk. Na szczęście słyszałam już zbliżającą się karetkę. Poczułam ciepłą dłoń, oplatającą moją. Uniosłam wzrok do góry. Dave uśmiechnął się do mnie łagodnie, jakby chciał powiedzieć, że będzie przy mnie i wszystko jest w porządku. Odwzajemniłam uśmiech.
 - Więc miło mi cię poznać Annie.- Ostatnie słowa jakie od niego usłyszałam. Potem wszystko zagłuszył ambulans i lekarze krzątający się  koło mnie.

*********************************************************

Jak zwykle przepraszam za nieobecność moją tutaj, ale tak po prostu wyszło. Mam nadzieję, że rozdziałem nikogo nie zawiodłam i z góry uprzedzam, że nie wiem kiedy następny, gdyż mam teraz pełno nauki :)